Cud się stał pewnego razu, a maczało w tym swoje palce społeczeństwo Stanów Zjednoczonych, co jednak już teraz jest widoczne na całym świecie, a uznać należy za pozytywny objaw i potencjalny zwrot.
Jakby ktoś jeszcze nie zauważył, prasa, radio i telewizja zmieniły ton, więc prezydent elekt nie jest już „diabłem wcielonym”, a staje się powoli przywódcą tzw. wolnego świata. Widać to też w mediach społecznościowych, co potwierdzone zostało przez wiele redakcji, które do tej pory borykały się z problemem udostępnień, więc może jeszcze nie przywraca się im oraz nam wcześniejszych zasięgów, ale zaprzestano akcji usuwania niewygodnych treści.
Wolno już w tytułach używać słów, które jeszcze tydzień temu algorytmy z automatu blokowały, a i nieprzychylny kontekst ukraiński, klimatyczny oraz zdrowotny, nie jest powodem do wysyłania ostrzeżeń o możliwości nałożenia kolejnych ograniczeń.
Jakby tego było mało, po pierwszym szoku i słowach paniki, jakie padały tuż po podaniu do publicznej wiadomości, że to jednak Donald Trump zasiadać będzie od stycznia 2025 roku w Białym Domu, politycy zaczęli łagodzić swoje wypowiedzi. Tak stało się również na wyspie, a doskonałym przykładem stanie się tu liderka Partii Pracy Ivana Bacik, która w reakcji na wybór Trumpa ze zgrzytem zębów mówiła o światowej tragedii. Dzisiaj jej słowa są już inne i wzywa do powrotu irlandzkiej polityki na tory łagodności i porozumienia. Jako przykład podaje możliwość prowadzenia polityki w sposób racjonalny właśnie w USA, natomiast Trumpa nie uważa już, przynajmniej oficjalnie, za wysłannika piekieł.
Unia Europejska stoi jeszcze w rozkroku, ale to nic dziwnego, bo ten twór od dawna pod względem szybkości reakcji oraz procesu decyzyjnego jest bardziej niż niewydolny, a przewyższa w tym tzw. kraje demoludów, czyli dawne rządy komunistyczne w Europie Wschodniej, Środkowej i w części Bałkanów.
Jednym zdaniem można to ująć w ten sposób, że Trump, zanim jeszcze został prezydentem, mocno namieszał w światowej polityce, co nawiasem mówiąc, będzie dla niej takim trochę zimnym prysznicem. Do tego wszystkiego mamy zmiany na konferencji COP29, bo sugeruje się mediom społecznościowym, aby nie podsycały atmosfery strachu klimatycznego, a i nie sugerowały tzw. następnemu pokoleniu, że ekstremalne zjawiska pogodowe mają tendencję wzrostową.
Wychodzi więc na to, że jak wcześniej mówiłem, iż to Trump potrzebny jest światu, miałem rację, ale z fanfarami poczekam do jego zaprzysiężenia oraz formalnych decyzji, jakie zacznie podejmować.
Bogdan Feręc
Image by Michael Heck from Pixabay