Ziemia poci się… ze śmiechu? Klimatyczne oszołomstwo XXI wieku

Dawno, dawno temu, w galaktyce bardzo, bardzo bliskiej — na planecie zwanej Ziemią — żył sobie gaz. Nazywał się Dwutlenek Węgla. Nie był zbyt popularny, bo pachniał jak kiepski dzień w biurze bez klimatyzacji i kojarzył się głównie z wydechem. Ale był ważny, a rośliny bardziej go kochały niż influencerzy nowe filtry na Instagramie. Bez niego nie byłoby ani trawy, ani sałaty, ani nawet tej modnej monstery na parapecie u każdego miłośnika „urban jungle”.
I wtedy nadszedł on.
Panikujący Homo Alarmus
Z flagą z recyklingu i kubkiem wielokrotnego użytku w ręce, objawił światu nową prawdę: CO₂ to diabeł! Trucizna! Apokalipsa w gazowym stanie skupienia! Tak oto dwutlenek węgla – niegdyś szanowany uczestnik cyklu życia – został zdetronizowany i wciągnięty na listę zagrożeń zaraz obok glutenowej bułki i plastiku w oceanie.
Ale czy naprawdę jest się czego bać?
No więc… nie. Bo, proszę państwa, dwutlenek węgla nie tylko NIE JEST trucizną – jest niezbędny. Gdyby CO₂ miał swój fan club, na czele byliby rolnicy, ogrodnicy i drzewa. A co dostaje? Hejt. Na billboardach, w szkołach, a nawet na szczytach ONZ. Można by pomyśleć, że CO₂ właśnie rzuciło plastik do oceanu i zgasiło ostatnią pszczołę papierosem.
A teraz najlepsze: podobno klimat się ociepla. Dramat! Tragedia! Spalmy grille, zakopmy samochody i oddychajmy raz na trzy minuty, bo każdy oddech to więcej CO₂!
Tylko pojawia się… mały problem.
Nie ma badań (no dobra, są, ale jakieś takie niedorobione), które udowadniają, że globalne ocieplenie to wyłącznie wina człowieka. Naukowcy mówią natomiast, że jesteśmy w fazie wyższej aktywności słonecznej – nasza kochana gwiazda postanowiła po prostu trochę mocniej świecić, jak czyniła to w ostatnich kilku miliardach lat już „parę” razy. Czy ktoś jej to wypomina? Nie. Słońce jest przecież jak celebryta: świeci, jak chce, kiedy chce, a wszyscy i tak klaszczą. W Irlandii szczególnie.
Nie zapominajmy jednak o innych winowajcach: wybuchy wulkanów, zmiany nachylenia osi Ziemi, prądy oceaniczne, czapka lodowa Putina – wszystko to wpływa na klimat! Ale nie, że to my – bo wypiliśmy kawę w plastikowym kubku. Karygodne!
Może więc, zanim zaczniemy delegalizować wołowinę i zmuszać dzieci do robienia eko-lampionów z łupin po awokado, zastanówmy się: czy nie wpadliśmy przypadkiem w klimatyczne oszołomstwo? Czy nie zamieniliśmy zdrowego rozsądku na zielony entuzjazm, który podszyty został wywołanym w nas strachem?
Dwutlenek węgla, biedny „chłop”, stoi z boku i myśli: „Ale ja tylko chciałem pomóc roślinom…”.
Bogdan Feręc