Narodowy Bank Polski, który już sygnalizuje możliwość obniżenia stóp procentowych, musi się liczyć z ryzykiem, że zrobi to przedwcześnie. Wsparcie procesu szybkiego obniżenia stopy inflacji wymaga od NBP wstrzymania się przed zbyt wczesnym łagodzeniem krajowej polityki pieniężnej – wynika z ostatnich analiz WiseEuropa. Eksperci think tanku wskazują, że ze strony banku centralnego przydałaby się też większa konsekwencja i przewidywalność. Z kolei rząd powinien szybko ograniczyć deficyt budżetowy i powstrzymać się przed dalszym łagodzeniem obecnej sytuacji działaniami osłonowymi. Nadmierna ekspansja fiskalna może bowiem w przyszłości skutkować kolejną falą inflacji i osłabić potencjał wzrostu gospodarki.
– Wiele czynników wskazuje, że w tym roku proces dezinflacji w wielu gospodarkach będzie postępował. Po pierwsze, pomału widać efekty wysokich stóp procentowych banków centralnych – mamy obniżenie popytu, gorszą sprzedaż detaliczną i spadek tempa cyrkulacji pieniądza w gospodarce. Wiele gospodarek już weszło w fazę spowolnienia, niektóre nawet znalazły się już w recesji, więc od strony popytu te czynniki na pewno będą pchać inflację w dół. Inflacja producencka spadła z poziomów nawet 20-, 30-proc. do poziomów jednocyfrowych. Kumulacja tych czynników powinna sprawiać, że proces dezinflacji powinien być stosunkowo szybki w wielu krajach, również w Polsce, i w tym roku spodziewałbym się jednocyfrowej inflacji – mówi Krzysztof Bocian, analityk WiseEuropa.
Światowa gospodarka znajduje się obecnie w okresie silnych turbulencji, których skutki mogą potrwać nawet do końca tej dekady – oceniają eksperci WiseEuropa. Problemem większości państw stała się wysoka inflacja – przekładająca się m.in. na ubożenie społeczeństwa i wysoką niepewność po stronie przedsiębiorstw – przekraczająca w 2022 roku poziom 10 proc. w krajach rozwiniętych, a w wielu państwach rozwijających się nawet 20 proc.
Ten wzrost inflacji pociągnął za sobą również wyraźne zmiany w polityce pieniężnej. Od ponad roku trwa zacieśnienie monetarne w postaci wzrostu stóp procentowych oraz redukcji bilansów banków centralnych.
– Widzimy w tej chwili pierwsze, wyraźne spadki inflacji w gospodarce, co jest pozytywnym sygnałem, ale nie oznacza, że sytuacja została rozwiązana. Ceny ciągle rosną, wolniej niż dotychczas, jednak nadal są to wysokie poziomy – mówi Krzysztof Bocian.
Według analityków obserwowany w tej chwili proces dezinflacji, pomimo cyklu podwyżek, jest jednak dopiero w początkowej fazie, a sprowadzenie inflacji do celu w 2023 lub 2024 roku będzie możliwe jedynie w części państw rozwiniętych.
– Przede wszystkim banki centralne przegapiły ten pierwszy moment, kiedy należało odpowiedzieć na zagrożenie inflacyjne. To było w 2021 roku, a nawet pod koniec 2020 roku, i bardzo nieliczne z nich zaczęły wtedy podnosić stopy procentowe. Czekały, bo nie spodziewały się, że inflacja będzie aż tak wysoka. I widzimy, że dopiero pod koniec 2021 roku kolejne banki centralne zaczynają się budzić i rozpoczynają sekwencję podnoszenia stóp procentowych, bo to jest ich podstawowy instrument. I podnoszą te stopy aż do dzisiaj – mówi dr Maciej Bukowski, prezes WiseEuropa.
Jak wynika z analiz WiseEuropa, do obecnej fali inflacyjnej przyczynił się szereg zawirowań w światowej gospodarce, ale za jej długotrwały charakter odpowiada m.in. zbyt silna stymulacja fiskalno-monetarna w okresie pandemii COVID-19, utrzymywanie silnie ujemnych realnych stóp procentowych, a przede wszystkim błędne założenia o krótkotrwałości i podażowym charakterze inflacji oraz zbyt późna reakcja banków centralnych, kiedy inflacja bazowa zbliżała się do 5 proc.
Analitycy zauważają, że w tej chwili główne banki centralne OECD zaczynają przyznawać się do błędów popełnionych w okresie pandemii, argumentując, że ich działania w tym czasie były koniecznością, a zbyt luźna policy mix wynikła z presji czasu i niepewności co do skali pandemicznego szoku. Jednak od I kwartału 2022 roku przestały stymulować rynek pieniędzmi, a FED i EBC zadeklarowały redukcję swoich bilansów – co oznacza sprzedaż posiadanych papierów i ściągnięcie z rynku finansowego pieniędzy, które potencjalnie mogłyby finansować zbyt wysoką konsumpcję. W tę stronę oddziałują również podwyżki stóp procentowych.
– Banki centralne przyzwyczajone w ostatnich 20–30 latach do niskiej inflacji i niskich stóp procentowych trochę nie doceniły potencjalnych konsekwencji wydarzeń ostatnich trzech lat. Były delikatnie spóźnione w swoich działaniach i po części same się do tego przyczyniły, więc teraz z ich strony potrzebna będzie jastrzębia retoryka na dłużej – mówi Krzysztof Bocian. – Po stronie polityki fiskalnej widoczne są z kolei szeroko zakrojone działania osłonowe rządów, które próbują amortyzować praktycznie wszystko. Ważne jest, żeby te działania nie przyczyniły się do powstania w niedalekiej przyszłości drugiej fali inflacyjnej, która byłaby de facto konsekwencją ratowania obecnej sytuacji.
Ekspert podkreśla, że nadmierna ekspansja fiskalna może skutkować wzrostem ryzyka kolejnej fali inflacji w przyszłości, podobnie jak miało to miejsce w latach 70. i 80. ubiegłego wieku, kiedy inflacja przekraczała 15 proc. (a w niektórych gospodarkach w ujęciu miesięcznym ponad 20 proc. r/r). Ratowanie obecnej sytuacji działaniami osłonowymi i zwiększonymi wydatkami rodzi też ryzyko wysokich deficytów budżetowych, które w przyszłości mogą zablokować potencjał wzrostowy poszczególnych gospodarek.
– Przez ostatnich 20–30 lat prowadzona była dosyć łagodna polityka monetarna, ponieważ mieliśmy stosunkowo niską inflację i niskie stopy procentowe, natomiast ze strony fiskalnej budżety – mniej lub bardziej – były jednak trzymane w ryzach. Naturalne jest, że podczas kryzysów deficyty budżetowe rosną, jednak po szybkim czasie one zazwyczaj wracały w swoje ramy. Oczywiście w niektórych krajach – np. na południu Europy czy w przypadku gospodarek zadłużonych, rozwijających się – był to problem, ale można przyjąć, że ogólnie sytuacja w obszarze finansów publicznych była stosunkowo dobra. Natomiast w tej chwili obserwujemy coraz większe zaangażowanie państwa w gospodarkę, rządy próbują amortyzować wszystko i to rodzi potrzeby wydatkowe, których konsekwencje trzeba będzie kiedyś ponieść. I ważne jest, aby nie dopuścić do sytuacji permanentnie utrzymujących się wysokich deficytów budżetowych, ponieważ to mogłoby osłabić potencjał wzrostu wielu gospodarek – mówi analityk WiseEuropa.
Obecnie w części światowych gospodarek rozpoczął się już proces dezinflacji, ale – zdaniem analityków – nie będzie on szybki ani łatwy. Jak ocenia WiseEuropa, obserwowany w tej chwili początek dezinflacji ma też przede wszystkim podłoże podażowe – tanieją surowce i produkty rolne, a produkcja dóbr przemysłowych przeważa nad popytem na nie.
Jednocześnie inflacja w sektorze usług wciąż jest wysoka, a skuteczna walka z nią będzie wymagać osiągnięcia dodatniego poziomu realnych stóp procentowych. Dlatego właśnie wiele banków centralnych (w tym EBC i FED) nie zakończyło jeszcze okresu zacieśniania polityki monetarnej, a te, które sygnalizują możliwość obniżenia stóp procentowych (jak NBP), muszą się liczyć z ryzykiem tego, że zrobią to przedwcześnie.
– Oceniając politykę dotyczącą stóp procentowych oraz biorąc pod uwagę cel, jakim jest szybkie opanowanie inflacji i sprowadzenie jej do ok. 2 proc. rocznie, można powiedzieć, że NBP brakuje tu konsekwencji – mówi dr Maciej Bukowski. – Narodowy Bank Polski mówi, że właściwie wszystko załatwią za niego poprawiające się warunki zewnętrzne, tzn. kurs złotówki się wzmacnia, ustępują szoki na rynkach paliw, szoki na rynkach żywności i ogólnie rzecz biorąc ogólnoświatowe środowisko inflacyjne ustępuje. I zdaniem NBP to wystarczy do tego, aby sprowadzić inflację do celu. Niektórzy członkowie Rady Polityki Pieniężnej i prezes NBP twierdzą nawet, że pod koniec tego roku zaczną obniżać stopy procentowe, że będzie to możliwe. Z drugiej strony widzimy jednak, że wskaźnik inflacji bazowej w Polsce, przynajmniej na razie, nie chce spadać. Natomiast już w strefie euro i wielu krajach Europy Środkowej, takich jak Czechy i Węgry, oraz w USA widzimy, że ta inflacja bazowa hamuje – co oznacza, że nie tylko ceny, które zależą od szoków międzynarodowych, zaczynają spadać, ale nie ma też wzrostu cen innych rzeczy, jak np. usługi powszechne. I to jest podstawowe zastrzeżenie do naszego Narodowego Banku Polskiego, że lekceważy sygnały płynące z rynku, bo nie wszystko jest tak, jak życzyłaby sobie RPP i prezes NBP. Pytanie, czy ten wishful thinking w tej chwili nie przeważa.
W Polsce – według prognoz WiseEuropa – jest duże prawdopodobieństwo, że podwyższona inflacja utrzyma się w tym i kolejnym roku, przy wysokim udziale inflacji bazowej. Osiągnięcie celu inflacyjnego w 2024 lub 2025 roku będzie łatwiejsze, jeśli korzystnie ukształtują się czynniki zewnętrzne (deflacja cen energii, żywności i dóbr przemysłowych) oraz wewnętrzne (aprecjacja kursu walutowego, brak stymulacji fiskalnej i monetarnej). Jednak wsparcie procesu szybkiej dezinflacji wymaga od NBP wystrzegania się przedwczesnego łagodzenia krajowej polityki pieniężnej, a od rządu szybkiego ograniczenia deficytów budżetowych – podkreślili analitycy.
– Narodowy Bank Polski z jednej strony zachowuje przynajmniej pozory niezależności i stara się realizować swój mandat, którym jest trzymanie cen w przewidywalnym zakresie wahań. Z drugiej strony można zauważyć, że bank centralny jest znacznie bliżej rządu niż za poprzednich kadencji, nie prowadzi w pełni autonomicznej polityki. Można interpretować, że z tego powodu Rada Polityki Pieniężnej zawahała się prowadzić bardziej odważną politykę stóp procentowych, która by rzeczywiście zagwarantowała zduszenie inflacji w horyzoncie tych dwóch lat z powrotem do celu. I teraz mamy moment niepewności, wielu analityków obawia się, że tego celu nie osiągniemy i będziemy mieli podwyższoną inflację nie tylko w 2023, ale także w 2024, 2025 i 2026 roku – mówi prezes WiseEuropa.
Według prognoz think tanku światową gospodarkę czeka z kolei w latach 2023–2024, a może nawet dłużej, istotne spowolnienie, którego podłożem jest konieczność restrukturyzacji po kilkunastoletnim okresie wyjątkowo taniego pieniądza i boomu na rynku aktywów. Dane gospodarcze napływające z kluczowych gospodarek Europy, ale także Chin czy USA, już w tej chwili zwiastują możliwość dwu–trzyletniej stagnacji w gospodarce światowej.
– Wiele gospodarek oczekuje miękkiego lądowania i niektóre go doświadczą, a w niektórych będzie recesja. Jeżeli okaże się głęboka, to może dać podstawy do dodatkowej spirali dezinflacyjnej. Jeśli natomiast scenariusz miękkiego lądowania będzie dotyczył wielu gospodarek, to w połączeniu z ekspansją fiskalną może nie wykorzenić inflacji trwale z obecnych poziomów i ceny mogą w przyszłości nadal rosnąć – zauważa Krzysztof Bocian.
Newseria