Unia Europejska morduje siebie vel nas – sama
Niedawno Bruksela czyniła wysiłki, aby w Europie samochody elektryczne były drogie i bardzo drogie, a teraz wzięła na celownik cały sektor technologiczny i branżę elektroniczną.
Kilkanaście dni temu weszło w życie prawo, a to mówi, że chińskie firmy, które chcą sprzedawać samochody elektryczne na unijnym rynku, muszą zapłacić dodatkowe cło w wysokości od 18 do 38 procent. Ma to zagwarantować producentom z UE, pozostanie konkurencyjnymi, czyli sprzedawać się mają ich znacznie droższe i ubogo wyposażone auta, nie zaś te, które nie jakością, ale ceną przyciągały klientów.
To jest tylko jeden z frontów walki Komisji Europejskiej, która chce uczynić całą Europę skansenem niemożliwości rozwojowej, ale stworzyć też najdroższą i najmniej konkurencyjną enklawę świata.
Tego, czyli wojny handlowej na tym ważnym polu, bo produkcji przemysłowej było jednak Brukseli mało, więc chce iść o jeszcze jeden krok dalej, a może „o jeden most za daleko” i uderzyć w mieszkańców bloku w kolejny sposób, zaraz po wyeliminowaniu tanich samochodów, nośników energii w postaci węgla, ropy naftowej i gazu. UE rozważa właśnie swój najnowszy koncept, a ów dotyczy układów scalonych i mikroczipów, jakie wykorzystywane są przy produkcji samochodów, więc i te doczekać się mają tzw. ochrony.
Układy scalone może tak, ich producenci z Europy może też, ale z całą odpowiedzialnością powiem, że nie będą w żaden sposób chronieni klienci. Jeżeli Komisja Europejska planuje wprowadzić dodatkowe cła na chińską elektronikę wykorzystywaną w samochodach, otworzy to producentom aut i to nie tylko elektrycznych, drzwi, aby podnieść ceny na swoje, równie jak chińskie, słabej jakości, a może nawet gorsze pojazdy.
Komisja Europejska wysłała już do producentów układów scalonych i innych drukowanych elektronicznych układów w Europie zapytania, „czy i w jaki sposób chińscy konkurenci mogą im szkodzić” w prowadzonych interesach?
To wyraźne sugerowanie odpowiedzi, więc nie można się spodziewać, że pojawią się te, iż chiński rynek układów scalonych, nie ma lub nie będzie miał wpływu na europejski, ergo, za jakiś czas możemy doczekać się kolejnych zaporowych ceł na elektronikę technologiczną z Państwa Środka. Będąc jednak w całkowitej zgodzie z faktami, jeden z francuskich producentów mikroczipów odpowiedział, że chińska elektronika przemysłowa, wciąż jest w Europie potrzebna.
Powiedzmy to jednak w pełnym zakresie tematu, bo część z układów scalonych, jakich używa się przy produkcji samochodów, montowana jest też w innych urządzeniach, więc używane są także w branżach pokrewnych, co z kolei może dać nam potencjalny obraz wzrostu cen w sektorach, które do tej pory słabo kojarzy się z motoryzacją.
Unia Europejska, która wydaje się cały czas przebywać w głębokiej dezorganizacji, nadal nie widzi, że szkodzi, już teraz całkiem wyraźnie mieszkańcom całego bloku, nazywanego przeze mnie od jakiegoś czasu zarządzanym w sposób znany z państw socjalistycznych, więc idąc w zaparte, twierdzi, że to wszystko dla naszego i tutejszych firm dobra. Przy tym Bruksela utrzymuje, iż gospodarka UE wciąż jest rynkową, czyli wolną, a tego to ja już nie widzę od bardzo dawna, więc mijanie się z prawdą zaczyna przybierać rozmiary tsunami. Nie ma też gwarancji, że w roku przyszłym, a może za dwa lata, nie wpadnie jakiś unijny tuz na pomysł, że i ubrania z Chińskiej Republiki Ludowej są szkodnikami „kwitnącego” rynku Europy i nie wprowadzi ceł na odzież, plastikowe zabawki i inne bzdety, jakie znalazły szerokie grono zwolenników w tzw. zjednoczonej Europie.
W mojej ocenie prowadzeni jesteśmy przez Brukselę na ekonomiczną rzeź, czyli połączenie wszystkich elementów, od Zielonego Ładu, a ten oznacza uczynienie z nas niewolników energetycznych, po wojnę handlową z Chinami, przyczyni się do wpędzenia nas w totalną biedę, a na dodatek doprowadzi do likwidacji większości małej i średniej przedsiębiorczości, która broni się jeszcze, ale robi to ostatkiem sił.
Na marginesie mogę dodać, że Chińczycy za chwilę pokarzą Unii Europejskiej środkowy palec, ponieważ znaleźli sposób, żeby ominąć europejskie cła. W przyszłym roku powstać ma w Turcji fabryka chińskich samochodów, które najlepiej sprzedają się w Unii Europejskiej. Inwestycja warta ma być około jeden miliard dolarów. Tym samym, na europejskim rynku wyroby motoryzacyjne z Państwa Środka, a konkretnie giganta BYD, wciąż będą obecne, a i wydaje się, że ponownie staną się tańsze i europejscy producenci, kolejny raz na tym stracą. W gigantycznej fabryce zatrudnionych będzie ponad 5000 osób i produkować ma 150 000 aut rocznie. Turcja jest z Unią Europejską w unii celnej, więc będzie eksportować chińskie samochody na ten rynek bez ceł zaporowych, czyli idea Brukseli o wyrugowaniu Chin z Europy, legnie w gruzach.
Bogdan Feręc
Photo by Laura Ockel on Unsplash