Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Ukraińska wdzięczność

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Akurat w sobotę zaproszony byłem na spotkanie w pewnym domu w Galway, gdzie zakwaterowani zostali mieszkańcy oblężonej Ukrainy, niegdyś podobno wolnej i niezależnej, o ile nie liczyć oligarchów rządzących tym krajem oraz okresu sprzed 24 sierpnia 1991 roku, bo wtedy Ukraina była sowieckim landem i niczym więcej.

Od samego początku rozmowa szła w jednym kierunku, więc dramatu, jaki przeżywają w związku z ich tragiczną sytuacją mieszkaniową w Irlandii, bo w domu z pięcioma sypialniami zamieszkali w 9 osób, z czego cztery zajmują małżeństwa. To oczywiście problem, bo kuchnię mają jedną, a na dodatek wspólną i wspominają z rozrzewnieniem niedawne jeszcze czasy, kiedy mogli zamieszkiwać przez dwa lata w domu studenckim, a wówczas w mieszkaniu z dwoma sypialniami, żyli w trzy osoby.

Użaliłem się nad losem tzw. uchodźców wojennych, co zaskoczyło jednego z moich ukraińskich znajomych, ale nie dałem się naciągnąć, by wypowiedzieć znaną mu już moją opinię, że jak się nie podoba, to irlandzki rząd nie staje na przeszkodzie, żeby wrócili na Ukrainę.

Oczywiście pojawił się temat pieniędzy, chociaż wcześniej mówiliśmy o pogodzie, która jest w Irlandii tragiczna, a już lato, to w ogóle nie przypomina tego w Odessie, gdzie chętnie oddaliby się błogiemu lenistwu. Aż cisnęło mi się na usta, że w Irlandii to też się nie przepracowują, ale walcząc ze swoją naturą, stwierdziłem tylko, iż mogli wyjechać do Hiszpanii, bo tam jest znacznie cieplej.

Celem do zrealizowania, chociaż takiego zamiaru wcześniej nie miałem, stało się wyciągnięcie od nich jak największej ilości informacji, żeby mieć obraz tego, jak się im żyje teraz w Irlandii, która przestała płakać nad ich losem złym i chętnie by się pozbyła problemu.

W toku rozmowy, trochę gwarnej, bo to jednak 10 osób siedziało na zbitych z europejskich palet siedziskach, a i część z domowników raczyła się jakimś puszkowanym trunkiem, padło sakramentalne pytanie, czy się napiję. Poinformowany zostałem, iż właśnie mieli nową dostawę, a w każdą sobotę rano przyjeżdża umyślny, który przywozi wyroby spirytusowe produkcji rąk własnych, więc zawsze mogą mnie poczęstować, bym wyraził swoje zdanie o tymże trunku.

Oczywiście odmówiłem, a powód mam doskonały, bo przecież jestem kilka miesięcy po operacji serca, więc spożywać raczej nie mogę, wynalazków w szczególności. Zapytałem jednak, za ile, gdyby nagle naszła mnie ochota, mógłbym nabyć drogą kupna ów wytwór domorosłego gorzelnika? Taniocha, bo za 10 € będę mógł raczyć się 50 voltowym napitkiem recepturowanym na Ukrainie, a i smak samogonu nie odbiega jakoby od oryginału.

Wtedy pojawiło się zdanie, iż całe szczęście, że ów pędzi, bo z tych marnych 232 € to człowiek nie może się w tej drogiej Irlandii utrzymać. Tak dla jasności zapytałem, czy płacą za mieszkanie, prąd i przejazdy komunikacją miejską, a wówczas usłyszałem, że przecież są pokrzywdzeni przez los i okupanta, czyli z płatnościami nie muszą się zaraz wyrywać. Taka myśl mi przebiegła, żeby oderwać jedną z paletowych desek i obdzielić po równo domowników, bo o życiu w Irlandii nic nie wiedzą, a ich marudzenie wyprowadza mnie z „nerw”.

Opanowanie przyszło szybko, bo panna z żywym karminem na ustach rzuciła słodziej niż podkreślone błękitem oczy, że do lekarza iść nie może, bo jej termin za dwa miesiące wyznaczyli, ci podli i niewdzięczni pracownicy irlandzkiej służby zdrowia. Nasłuchałem się też, że leczyć w Irlandii nie umieją, że do pasania owiec bardziej się nadają, niż do zajmowania pacjentami, więc chyba zwrócę się w ich imieniu do rządu, żeby coś z tym zrobił, by ulżyć ciemiężonym przez życie, ruskich i Zieloną Wyspę uciekinierom.

Na tym też się nie skończyło, a wrócił temat pieniędzy, bo przecież za chwilę odcięci zostaną od luksusu 232 € i 38 jewro na głowę dostaną. Powiedzmy sobie szczerze, jak zasugerowali, to zwykłe draństwo, albowiem za takie pieniądze żyć się nie da.

Zapytałem wówczas, czy może rozglądali się za pracą, więc ewentualnie, a w przypływie brutalności irlandzkiego życia poszliby zająć się czymś pożytecznym. Niestety, moje pytanie nie padło na podatny grunt, a wówczas okazało się, że to jednak ludzie schorowani, że nie chcą ich przyjąć do pracy, bo akurat angielskim językiem nie władają, więc jak tu z „irlandzkimi idiotami” się doporozumieć. To fakt, będąc w Irlandii, rozmawiać po angielsku, przecież to kuriozalne, chociaż może lepsze, niżby miało się mówić w irlandzkiej mowie ojczystej, ale to tylko moja opinia.

Tak dla przypomnienia, cała dziewiątka jest tu już ponad dwa lata, a w takim czasie to nie można przecież nastawać, żeby języka liznęli. Bląd bestia z niebieskimi oczętami rzuciła też, że ona sama się próbuje uczyć, a w programie wszystko rozumie, tylko na żywo od ludzi nie pojmuje. Zażyczyłem sobie zobaczyć, na czym owo dziewczęcie, pomalowane, jakby do pracy w domu uciech miało zaraz wychodzić, dokonuje procesu nauki, iż tak świetnie jej idzie, tylko ci przeklęci Irlandczycy gadają po swojemu, że pojąć ich trudno.

Jak się okazało, pomocami naukowymi, jakie zaciągnięte zostały z internetowych czeluści, stały się programy, ale przeznaczone dla dzieci. To nawet mnie, który połowę rosyjskiego, jaki wciśnięto mi w szkole, zapomniałem, poszło całkiem dobrze z przekładem słów rosyjskich na angielskie i uzyskałem wynik 98%.

Dowiedziałem się też, że tu się dzieci odbiera Ukraińcom za nic, a opowiedzieli mi pewien przypadek, który zbulwersował ich diasporę, o czym chcą poinformować ukraińskich dziennikarzy. Jak się okazało, młoda dziewczyna urodziła dziecko, ale ojciec, również młody, ukraiński wojownik – także mieszkający stale w Irlandii, wyrzekł się potomka, więc przy matczynej piersi zostało dziecięcie samo. Sprawa może i nie skończyłaby się w sądzie, gdyby nie fakt, że mama mieszka w jednym niewielkim pokoju, a w domu z czterema innymi obcymi osobami. Ma też poważne problemy zdrowotne, leczona jest w tutejszych klinikach, a i weszła wcześniej w swoim kraju w konflikt z prawem, gdzie również odebrano jej dziecko.

TUSLA wyrokiem sądu umieściła dziecko w irlandzkiej rodzinie zastępczej, a i matka może się ze spadkobiercą rodzinnego majątku na Ukrainie widywać dwa razy w tygodniu. Problemem jest to, że dzieciak uczony jest od maleńkości po angielsku rozmawiać, więc rosyjskiego nie łapie, bo ci cholerni Irlandczycy z rodziny zastępczej, ni w ząb po rusku choćby nie gadają. Spotkania matki to dla niej udręka, bo mają się odbywać w towarzystwie przedstawiciela TUSLI, ale na całe szczęście wyznaczono osobę, która wschodnim językiem włada, więc nawet pewien rodzaj komunikacji pomiędzy opiekunami a matką się odbywa. Jakby tego było mało, ta ma mieć pretensje do adwokatów, a ma już trzeciego, ten też jest przydzielony jej w ramach darmowej pomocy uciekinierom, ale nie reprezentuje, bo mówi, jak działa irlandzkie prawo, co w ogóle nie podoba się rodzicielce.

Już myślałem, że tylko Irlandia jest przyczyną całego zła, jakie ich tu spotkało, ale okazało się również, że i ichnia ambasada niewiele robi, żeby ulżyć ciemiężonym przez reżym Putina i trochę przez Irlandię narodowi wygnanemu. Ambasadzcy urzędnicy mają zbywać pytania, nie chcą wyciągnąć pomocnej dłoni, a i odsyłają po wsparcie do instytucji, które powołane są w Irlandii do rozwiązywania problemów mieszkańców wyspy.

Pod koniec padły też słowa, że najchętniej opuściliby Irlandię i udali się gdzieś w inne miejsce w Europie, ale co ważne, nie chcą wracać na ojczyzny łono. Wówczas doszedłem do wniosku, że tak dalece spodobało się im życie na koszt innych, iż mogą w tym stanie przebywać do końca swoich dni, chociaż nie będą i wtedy szczędzić gorzkich słów.

Kiedy nasze spotkanie miało się już całkiem ku końcowi, ja zacząłem powoli mieć dosyć tego narzekania na irlandzką skrywaną pod uśmiechami niechęć i uprzykrzanie im życia, powiedziałem, że powinni się cieszyć, iż ktokolwiek chce im jeszcze pomagać. Padło też kilka cierpkich słów z mojej strony, że to jednak oni przypominają pasożyty, więc niech przestaną się stawiać w roli ofiar, a zaczną normalne życie w Irlandii, bo od tej dostali więcej, niż każda inna nacja, jaka tu mieszka.

Mam nadzieję, że kolejnego spotkania już nie będzie, bo widzę, iż tym ludziom Zielona Wyspa nie jest przyjazna, więc może sami podejmą decyzję, że czas na nich, bo po co mają być tak przez wszystko i wszystkich tutaj maltretowani.

Bogdan Feręc

Fot. CC BY-SA 4.0 Oren Rozen

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version