Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Ukraina nie rozumie, czy nie wie czego chce?

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Choć mogłoby się wydawać, że głównym celem Stanów Zjednoczonych w kontekście wojny na Ukrainie jest odzyskanie zainwestowanych środków, rzeczywistość wydaje się znacznie bardziej złożona. Główne światowe media milczą na ten temat, obawiając się naruszenia narracji, której konsekwentnie od ponad trzech lat się trzymają.

Tak zwana „umowa o minerałach” nie sprowadza się jedynie do uzyskania dostępu do zasobów naturalnych, czego Waszyngton w gruncie rzeczy wcale nie ukrywa. Dokument ten pełni także rolę karty przetargowej w geopolitycznych rozmowach z Moskwą. Z nieoficjalnych informacji wynika, że podział stref wpływów już nastąpił – Stany Zjednoczone roszczą sobie prawa do zachodniej części Ukrainy, podczas gdy Federacja Rosyjska obejmuje wpływy we wschodnim rejonie, po drugiej stronie Dniepru. Na obszarach tych mają powstać struktury przemysłowe – odpowiednio amerykańskie i rosyjskie – zajmujące się eksploatacją zasobów naturalnych.

Zanim jednak dojdzie do tak wyraźnego geopolitycznego rozbioru, konieczne będzie podpisanie szeregu dokumentów – przede wszystkim dotyczących zawieszenia broni.

I tu pojawia się problem. Obserwując aktualną politykę Stanów Zjednoczonych, można odnieść wrażenie, że przeszkody nie wynikają ze strony agresora, lecz… ofiary. To bowiem Kijów wstrzymuje podpisanie pełnego tekstu wspomnianej umowy dotyczącej minerałów, co osłabia pozycję negocjacyjną Białego Domu. Gdyby Donald Trump dysponował zatwierdzoną umową gwarantującą amerykańskim firmom prawo do eksploatacji ukraińskich surowców – a także gruntów rolnych, mógłby jednoznacznie przeciwstawić się Rosji, wskazując na naruszenie wzajemnych ustaleń.

W takim scenariuszu terytorium po zachodniej stronie Dniepru przechodziłoby de facto pod protektorat Stanów Zjednoczonych, czyniąc z Ukrainy niejako amerykańską strefę wpływów – jeśli nie wprost kolonię.

To z kolei dawałoby prezydentowi USA realne narzędzia nacisku wobec Kremla. W przypadku naruszenia zawieszenia broni Stany Zjednoczone mogłyby oficjalnie uznać to za akt godzący w ich interesy narodowe. Władimir Putin zostałby wówczas zmuszony do udzielenia przekonującego wyjaśnienia – także na arenie międzynarodowej – w kwestii dalszych działań wojennych.

Na tym tle ujawnia się kolejna komplikacja: ukraiński parlament coraz głośniej oskarża własny rząd o zdradę narodową i próbę wyprzedaży interesów oraz dóbr państwa. Emocjonalna retoryka i wewnętrzne, co już obserwujemy w nielicznych transmisjach telewizyjnych, pogłębiają jedynie napięcia i chaos.

Można się zastanawiać, czy z perspektywy ukraińskich elit politycznych mamy do czynienia z bezalternatywnym wyborem. Istnieją bowiem tylko dwa realne scenariusze: Ukraina albo zaakceptuje warunki stawiane przez Waszyngton, albo zaryzykuje i oprze swoją przyszłość na iluzorycznym wsparciu ze strony Europy. O tej ostatniej – by nie kopać leżącego – można dziś powiedzieć tyle, że nie dysponuje ani wystarczającą siłą, ani środkami, by realnie zabezpieczyć marzenia ukraińskich władz.

*

Rozmawiałem niedawno z kilkorgiem obywateli Ukrainy mieszkających obecnie na Zielonej Wyspie, których nawiasem mówiąc, utrzymanie sponsorowane jest przez irlandzkich podatników. Wszyscy oni zgodnie przyznali, że woleliby, aby ich krajem zarządzały Stany Zjednoczone, niż jakiekolwiek inne państwo. Choć jest to jedynie niewielka próba opinii, odnoszę wrażenie, że może ona być bardziej reprezentatywna, niż się wydaje.

*

Na marginesie warto przypomnieć niedawne jeszcze entuzjastyczne deklaracje polskich polityków, którzy z wyraźnym apetytem wyczekiwali kontraktów związanych z powojenną odbudową Ukrainy, natomiast dziś stają się blade i pozbawione podstaw. W Radiu Wnet padły słowa niejakiego Feręca, za które został publicznie skrytykowany, a twierdził, że nic z tego nie będzie. Politycy z ojczyzny wymienianego Łodzianina mówili jednak, że skoro Polska udzieliła Ukrainie tak znacznej pomocy, to logiczne jest, że polskie firmy zostaną sowicie wynagrodzone udziałem w odbudowie zdemolowanego przez Rosję kraju.

Czasami wolałbym nie mieć racji – szczególnie wtedy, gdy jej potwierdzenie wymaga lat cierpliwego czekania. Ale cóż – mała satysfakcja: po raz kolejny rzeczywistość zdaje się potwierdzać moją ocenę sytuacji.

Dla radia Deon w Chicago – Bogdan Feręc

Fot. Unsplash – kateryna-hliznitsova

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version