W sobotę wieczorem w Galway pojawiła się nasza śpiewająca rodaczka Dora Gola, która na jednej ze scen pubu Monroe’s dała swój kolejny koncert na zachodnim wybrzeżu Irlandii.
Nikt z niego nie mógł wyjść zawiedziony, gdyż Dora Gola potwierdziła wyłącznie swoją klasę, a i bardzo ciekawe były nowe aranżacje jej starszych utworów. Był oczywiście mój ulubiony, czyli „Dark Sand”, którego mogę słuchać zawsze i wszędzie. Duże zainteresowanie wzbudziło wśród publiczności wykonanie „Ostatniej łzy”, bo w całości śpiewane jest w języku polskim, co wywołało pomruk zaskoczenia wśród anglojęzycznej publiczności, a ta licznie stawiła się na spotkanie z artystką.
Duże wrażenie zrobiły na zgromadzonych popisy taneczne utalentowanej Polki, dla której scena wydaje się naturalnym środowiskiem, a wówczas nie tylko rosną jej skrzydła, które niosą muzykę, ale też porywają nogi do tańca. To akurat można było obserwować, kiedy publiczność wstała z miejsc i zaczęła tańczyć w rytm płynących z głośników dźwięków.
Mankamentem, na który zwróciłem uwagę była scena, a w mojej opinii zbyt mała na możliwości Dory Goli, która musiała się mobilnie ograniczać, albowiem ruchy krępował jej ustawiony na scenie sprzęt muzyczny i nagłośnieniowy. Ważne jest jednak, że Dorota brawurowo pokazała się na tej jednej ze znanych w Galway scen muzycznych, co z pełnym uznaniem mogę nazwać ucztą dla ucha i oka.
Dorze Goli, podczas koncertu, jak ma to miejsce zwyczajowo, towarzyszył mąż Paul, który jest menadżerem i wsparciem dla naszej rodaczki.
Monroe’s w Galway stało się również miejscem spotkania dwóch osób, które do tej pory nie wiedziały o swoim istnieniu, czyli muzyka skrywającego się pod pseudonimem artystycznym Jaros i właśnie Dory Goli. Mam nadzieję, że to spotkanie zaowocuje współpracą naszych polskich artystów mieszkających na irlandzkiej wyspie.
Bogdan Feręc
Fot. Dora Gola Facebook