To nie będzie korespondencyjne referendum – jak powiedział dr Nawrocki.

To będzie bitwa!!!

Dzisiaj dostaję sporo uwag, razów, nawet obelg i krytyki za to, że śmiałem twierdzić, iż dr Karol Nawrocki to zbyt słaby kandydat na prezydenta Polski. Zarzucają mi więc brak mi wiary w jego potencjał i energię, którą wnosi do polityki.

Zgadzam się, że Nawrocki to człowiek pełen pasji, który na pewno przyciąga uwagę swoimi przekonaniami, ale już nie charyzmą. Jednak patrząc na dzisiejszą sytuację Polski, nie możemy sobie pozwolić na eksperymenty. Potrzebujemy kogoś o mocniejszym charakterze, z głębszym doświadczeniem i wyraźną wizją, która będzie w stanie poradzić sobie z wyzwaniami, przed którymi stoi nasz kraj. Prezydent nie może być jedynie osobą pełną energii, lecz musi posiadać siłę do podejmowania trudnych decyzji, zdolność do zjednoczenia Polaków i przedstawienia konkretnej polityki, która zapewni przyszłość naszej ojczyźnie.

Polska od momentu odzyskania niepodległości w 1918 roku przez długi czas zmagała się z problemem braku elit w tradycyjnym sensie tego słowa. I chociaż w pierwszej Rzeczypospolitej intelektualna i polityczna czołówka społeczeństwa była poważnym fundamentem narodowej tożsamości i stabilności, to kolejna wojna i totalitarne reżimy zniszczyły to, co w niej najcenniejsze.

II wojna światowa stanowiła dla polskich elit nieopisany kataklizm. Niemieckie obozy zagłady, działania NKWD po ciosie w plecy oraz pomoc Ukraińców służących niemieckiemu okupantowi od 1939 roku, szczególnie na Zamojszczyźnie i Lubelszczyźnie (potem Wołyń), wymordowały całą elitę intelektualną, wojskową i kulturalną.

 Po wojnie, w ramach brutalnej i krwawej walki o władzę, reszta inteligencji została zniszczona przez komunistycznych „utrwalaczy” władzy, którzy kontynuowali dzieło niszczenia społeczeństwa obywatelskiego. Zresztą, jak zauważył w swoich przemówieniach Ignacy Mościcki, były prezydent RP, „Polska może żyć w wolności, tylko wtedy, gdy ma naród i elity, które będą ją kierować, kształtować i bronić.”

Nie jest tajemnicą, że po wojnie do Polski przybyło na czołgach Armii Czerwonej nowe pokolenie, które, przynajmniej na papierze, miało stanowić nowe elity. Wielu z nich pod zmienionymi nazwiskami z tej grupy 200 tysięcy „zaginionych i pewnie pomordowanych”.

Ci, którzy przybyli, nie byli jednak twórcami polskiej tożsamości, a raczej jej zaprzeczeniem. „Zrobiliśmy z Polski Polskę nową, ale nie do końca taką, jaką byśmy chcieli, żeby była” – pisał po wojnie prezydent Stanisław Wojciechowski.

Przybysze ci mieli do dyspozycji nie tylko czołgi, ale i ideologię, której celem było zniszczenie wszelkich przejawów wolnej myśli polskiej, a przede wszystkim reszty elit.

Nie można zapominać o roli Armii Czerwonej, która choć zakończyła okupację niemiecką, bo gdyby nie jej interwencja, to my Polacy w obozach koncentracyjnych zginęlibyśmy do ostatka i uszli na wieczność kominami pieców krematoryjnych, to jednak była kamieniem młyńskim naszego zniewolenia.

Po wojnie nastały nowe problemy. Zamiast elity narodowej, zaczęła dominować władza ludowa oparta na kolektywie, która była narzędziem Moskwy a ta wykorzystywała wszystko, by trzymać Polskę w ryzach narzuconego reżimu. Tak też powstał nowy porządek, który nie był oparty na tradycji, ale na strukturze narzuconej przez obcych. I ten bolszewicki zakalec tkwi w głowach wielu jeszcze Polaków (w następonych już pokoleniach).

Współczesne problemy z elitami są efektem tej długotrwałej destrukcji. Dziś, gdy podziwiacie przemówienie dr. Karola Nawrockiego, zdaje sobie sprawę niewielu, że to tylko energia i entuzjazm. Jednak za tymi emocjami musi stać coś głębszego.

„Prezydent RP musi mieć za sobą rząd i większość parlamentarną” – mówił w swoich przemówieniach Władysław Grabski, minister finansów w II RP. W dzisiejszym kontekście prezydent Duda, podobnie jak Nawrocki, może pełnić rolę blokującą, ale wcale nie jest pewne, czy jego działania będą miały wystarczającą moc, by zmienić coś fundamentalnego.

PiS, pomimo swoich 8-letnich rządów, nie rozwiązał problemu sądownictwa, nie przygotował solidnych fundamentów ustrojowych. Czy taką Polską możemy zbudować przyszłość? Może czas, by zadać sobie to pytanie na poważnie.

Dr Nawrocki, o którym tak głośno dzisiaj, z pewnością budzi nadzieje wśród części społeczeństwa, ale warto pamiętać, że nie wystarczy mieć „energię” i „wolę”. Dziś polityka to nie tylko hasła, ale konkretne działania w bardzo trudnych warunkach międzynarodowych. Nawrocki, choć darzony zaufaniem i nadzieją na przyszłość, nie stanie się czarodziejskim kanclerzem, który za pomocą różdżki wprowadzi zmiany w Polsce.

Zbyt wiele zależy od zewnętrznych graczy, a i od woli samego narodu, który na razie pozostaje pogubiony w swoich wyborach politycznych. Po ewentualnej wygranej, Nawrocki z pewnością stanie w obliczu wyzwań, które mogą przerosnąć jego oczekiwania i ambicje.

Warto jednak podkreślić, że w obecnej sytuacji Polska stoi przed kryzysem politycznym, który nie dotyczy jedynie braku elit, ale także rozbicia na poziomie politycznym. Jeśli spojrzymy na postać Donalda Tuska, zauważymy, że on, podobnie jak w 2007 roku, może zagrać i tym razem o wszystko w nadchodzących wyborach prezydenckich. To dla niego kwestia życia i śmierci w polityce. Jeżeli nie uda mu się zwyciężyć, jego system – który mimo zewnętrznej siły poparcia, jaką daje Unia Europejska, powoli, ale nieuchronnie sypie się i wali – może zakończyć swoją egzystencję.

„Ucieczka do przodu” –  może stać się jedynym możliwym rozwiązaniem, by uratować resztki jego politycznego wpływu. Zagra o wszystko, bo jego czas powoli dobiega końca. To będzie bitwa nie tylko o prezydenturę, ale o wszystko, co zbudował przez ostatnie lata. To rzeczywiście moment „wszystko albo nic”. Dlatego powątpiewam w siłę Nawrockiego i pytam o herosa, o giganta!!!

I jeszcze jedno! Dzisiejsza sytuacja nas Polaków nie jest łatwa. Ba! Jest opłakana! Rozbici w duopolu dwóch głównych partii politycznych, skaczemy sobie do gardeł, podczas gdy nasz kraj wciąż nie ma spójnej wizji rozwoju.

Liderzy tych partii – i Tusk, i Kaczyński – myślą o rządzeniu nie w perspektywie budowy trwałych fundamentów państwa, ale raczej w kategorii „my rządzimy, a wy się podporządkujcie”. To podejście przynosi efekty jedynie na krótką metę. I nie ma w nim miejsca na pytania o to, co Polska zrobi dla swoich obywateli w długiej perspektywie.

„Naród, który nie ma elit, jest jak rzeka, która nie ma koryta. Może płynąć, ale nie prowadzi nigdzie” – mówił przytaczany już przeze mnie Stanisław Wojciechowski. A Polska nie może pozwolić sobie na życie w tym chaosie.

Czy będziemy dalej czekać na cud, czy też powinniśmy zacząć tworzyć nowe elity, oparte na mądrości, pragmatyzmie i odwadze? To pytanie jest dziś, bardziej niż kiedykolwiek, kluczowe dla przyszłości Polski. W tym kontekście odpowiedź na pytanie, co dalej, może brzmieć tylko jedno: czas na działanie, czas na przemyślenie tego, co zbudujemy w tej nowej Polsce, która znowu ma szansę na kształtowanie swoich elit na miarę XXI wieku.

Tomasz Wybranowski

Fot. CC BY-SA 4.0 Silar

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Domy modułowe mogą
Lodowski: przekaz Tr