Niekończący się serial RTÉ pod tytułem „Ryan Tubridy” wchodzi z każdym dniem w coraz dziwniejszą fazę, a co wydaje mi się nie ma miejscu, idzie złym kierunku.
Sprawa medialnie koncentruje się na samym Ryanie Tubridy, którego wezmę w obronę, a nie uważam, że to on jest tutaj winowajcą. Jeżeli chodzi nam o człowieka, ale też pracownika, to zachowywał się typowo dla każdej osoby na etacie, bo chciał zarabiać więcej. Zaskoczeniem dla niektórych może być wysokość zarobków, ale powiedzmy to sobie szczerze, któż z nas nie chciałby zarabiać najpierw 10, 50 i 500 tysięcy.
To całkiem normalne zjawisko, iż mamy stałe dążenie do uzyskiwania wyższych zarobków, więc dokładnie tak samo robił pan Tubridy, który negocjował swoje kontrakty, a do tego podpisywał umowy sponsorskie. Miał prawo, więc to robił i…
Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, więc dziwi hałas i kierunek działań tzw. śledczych, a skupionych właśnie na Ryanie Tubridy, a i rozszarpywanie go w mediach, nie wspominając już o codziennych doniesieniach, jaką to krzywdę wyrządził całemu społeczeństwu, pracując i zarabiając w RTÉ.
Trochę pobocznie, przynajmniej w mediach traktuje się obecnie samą stację RTÉ, czy też jej zarząd, a przede wszystkim byłą już szefową RTÉ Dee Forbes, która zniknęła z oczu śledzącym aferę u publicznego nadawcy, a na takie kontrakty dla Tubridy’ego się zgadzała.
Winą należałoby obarczać więc nie dziennikarza, wieloletniego prowadzącego niezwykle popularny program „Late, Late Show”, ale też inne programy, które krociowe zyski z reklam przynosiły również nadawcy, nie mówiąc już o oglądalności i słuchalności, a ta rosła zawsze podczas programów Tubridy’ego.
Moim zdaniem znaleźli sobie chłopca do bicia, ale nie tu wskazywać należy źródło problemu, gdyż jest ono w całkiem innym miejscu, czyli w biurach szefostwa RTÉ.
Bogdan Feręc
Photo CC BY 2.0 Houses of the Oireachtas