Świat pachnący ozonem

Jak po burzy wychodzi słońce, tak po dłuższym okresie z nasłonecznieniem przychodzi wytchnienie i pierwsze krople deszczu zaczynają spadać na ziemię.

Jeżeli pominiemy ekstrema, więc Irlandię, a przyjrzymy się zjawisku w ujęciu globalnym, to okaże się, że wielokrotnie jesteśmy w błędzie, mówiąc, że ziemia pachnie ozonem. Tak jednak nie jest, chociaż te zapachy są bardzo podobne, ale niewiele mają ze sobą wspólnego.

Charakterystyczny zapach powstaje, gdy po okresie gorąca pojawiają się opady, więc wówczas unosi się w powietrzu lekko chlorowy zapaszek.

Nie jest to ozon ani żadna z jego pochodnych, a tak na marginesie można powiedzieć, że jest on z nami przez cały czas, chociaż w znacznie niższym stężeniu, więc nasze narządy powonienia praktycznie go nie rejestrują. Za zapach ów odpowiedzialne są jednak bakterie, które towarzyszą nam od narodzin aż do śmierci, a deszcz jest wyłącznie katalizatorem i wzmacniaczem doznań węchowych.

Co też ciekawe, a mówią o tym naukowcy, ludzie są bardzo wyczuleni na ten zapach, i większość mieszkańców planety odbiera go, jako przyjemny dla zmysłów, co jest, a może bardziej było cenną umiejętnością.

Sam zapach „ozonu”, który tym nie jest, sięga pradziejów, więc jest na ziemi, kiedy pojawiła się na kuli ziemskiej woda i stawonogi, a te weszły w ewolucyjną interakcję z bakteriami. Naukowcy nazwali też ten zapach, więc określają go mianem petrichoru. Ten pojawia się, kiedy bakterie z rodzaju streptomyces poczują większą ilość wilgoci. Wówczas zaczynają produkować substancję chemiczną nazywaną geosminą, a to on nadaje powietrzu zapach, który nazywamy często „ozonem”.

Zapach jest lekko ziemisty, raczej ostry, ale niewielu osobom kojarzy się w przykry sposób, za do też odpowiedzialna jest ewolucja, ale tym razem człowieka.

Nasze zmysły powonienia są bardzo wyczulone na tę woń, a jak mówi świat nauki, człowiek może wykryć jego stężenie, kiedy niewiele przekracza 100 części na bilion. W porze bezdeszczowej jest on obecny w powietrzu, jednak jest go wówczas zbyt mało, żeby nasze nosy ów zarejestrowały, ale zaczyna być produkowany w większych ilościach podczas deszczu, a parowanie wody wprowadza do atmosfery znacznie więcej cząstek petrichoru, niż w warunkach suchych.

Sama geosmina, wykorzystywana jest przez bakterie do kuszenia stawonogów o wdzięcznej nazwie skoczogonki, a ich koegzystencja oceniona została na nawet 400 milionów lat. Ta relacja pomiędzy skoczogonkami a bakteriami jest trochę makabryczna, bo skoczogonki po prostu zjadają bakterie. To jednak ewolucyjny sposób, aby bakterie mogły po pierwsze się namnażać, a po drugie, rozprzestrzeniać na większym obszarze. Do tego wysoka wilgotność i większe parowanie przyspiesza namnażanie bakterii, więc wówczas zapach rozprzestrzeniający w powietrzu jest intensywniejszy, gdyż geosminy jest wówczas znacznie więcej.

Antropolodzy są też zdania, że nasza umiejętność wyczuwania geosminy, to atawizm, który pozostał po naszych odległych przodkach, a w czasach zamierzchłych, zdolność do wyczuwania wody była dla ludzi pierwotnych bardzo ważna. Badacze uważają również, że ludy pierwotne, miały znacznie lepiej rozwiniętą zdolność wyczuwania geosminy, więc potrafili, jak domniemają, wyczuwać wilgoć z dużych odległości, więc zdobywać ją znacznie częściej, by zaspokoić pragnienie. Mówi się, że ludzie pierwotni wyczuwali nawet wilgoć zmagazynowaną w ziemi, co pozwalało im na zdobywanie życiodajnego płynu również w chwilach bez opadów deszczu i z dala od zbiorników wodnych.

Taką samą umiejętność jak ludzie, mają też wielbłądy i wiele innych zwierząt, które zamieszkują obszary pół i pustynne.

Bogdan Feręc

Źr. PlumX Metrics

Photo by Rhendi Rukmana on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Niewielkie zmiany w
Kryzys nasz widzę o