Supermarkety szykują małą rewolucję
Sieci handlowe, przede wszystkim te spożywcze, ale nie tylko one zauważyły, że ich zyski wcale nie rosną, a specjalnie dużej ilości klientów nie przyciągają już promocje, więc należało znaleźć sposób, który dałby dodatkowe zyski.
Ten właściwie już znaleziono, ale nie do końca wiadomo, kiedy zostanie wprowadzony, jednak jeśli mówi się o tym głośno, ten czas się zbliża. Supermarkety chciałyby iść w zarządzanie cenami, jakie obserwuje się np. w liniach lotniczych, więc w okresach wzmożonego popytu, ceny rosną, a kiedy klientów jest mniej, te zaczyna się obniżać.
Tak samo miałoby dziać się w sklepach sieciowych, więc np. przed świętami, ceny w sklepach i to niezależnie od poziomu inflacji, byłyby podnoszone, a kiedy ruch jest niższy, więc np. w styczniu, spadały.
Nazywa się to dynamicznym ustalaniem cen, co w jakiś sposób było obecne w tutejszym handlu, więc wystarczy wspomnieć tylko obniżki na towary z kończącymi się terminami przydatności do spożycia lub tzw. happy hours. To jednak była forma daleka od tej, jaka może za chwilę wejść do życia codziennego i dynamika cen zmieniać się będzie z dnia na dzień, a może nawet z godziny na godzinę.
Co istotne, cenami wcale nie musi zajmować się człowiek i ustalać codziennie ceny na mleko lub szynkę, bo zajmie się tym sztuczna inteligencja, więc algorytmy, które w czasie rzeczywistym ustalać będą wartość towarów i artykułów na sklepowych półkach.
Jeżeli te systemy zostaną wprowadzone, oznaczać mogą maksymalizację zysków dla sprzedawców detalicznych, co z całą pewnością będzie ich cieszyć. Nie dadzą jednak pewności klientom, gdyż jednego dnia jogurt naturalny będzie można kupić np. za 1,25 €, a kolejnego za 1,31 €. Mówi się też, że algorytmy poruszać się mają w wyznaczonych widełkach cenowych, czyli od ceny minimalnej do maksymalnej, co da pewnego rodzaju pewność, że towary nie będą drożeć niezależnie od wpływu na nie rynku.
Ceny kształtować ma popyt i okres, w którym są sprzedawane, a nawet dzień.
Co jednak warto podkreślić, zaburzyć to może konkurencję pomiędzy sieciami handlowymi, które do tej pory śledziły, jakie ceny są w innych sklepach, bo algorytmy skupią się tylko na ocenie wyników własnych marek.
Irlandzkie sieci detaliczne zaczęły już podglądać takie rozwiązania w innych krajach, przede wszystkim w Norwegii, gdzie np. Rema 1000 wprowadziła taki system i stosuje go już we wszystkich swoich 700 placówkach w tym kraju.
Taką samą dynamikę cen planuje się wprowadzić w sprzedaży sieciowej online, więc to tam mogą pojawiać się szybkie skoki cenowe w górę lub w dół, co będzie prostym rozwiązaniem, bo wejście na stronę o „nieodpowiedniej” godzinie, da wyższe ceny.
Do takiej zmiany w handlu stacjonarnym potrzeba jednak czasu i wielu przygotowań, bo zmienić się muszą informacje cenowe, jakie znajdują się na półkach z towarami. Otóż ceny muszą być wówczas wyświetlane elektronicznie, aby bezproblemowo i angażowania dużej ilości pracowników mogły się one zmieniać, czyli na samym początku sklepy będą zmuszone do pewnych inwestycji w infrastrukturę informującą o cenach.
Przeciwnicy tego rozwiązanie są jednak zdania, że może mieć to negatywny odbiór ze strony klientów, bo po pierwsze nie będą wiedzieć, za jaką cenę kupią danego dnia litr mleka, a po drugie, nie będą mogli w odpowiedni sposób planować swoich wydatków. Do tego mówi się, że może w ten sposób skończyć się czas przyzwyczajania klientów do marki, bo ci bardziej zaawansowani technologicznie, sprawdzać będą w internecie ruch cen i wybierać sklepy, w których danego dnia jest taniej.
W niektórych irlandzkich sklepach sieciowych od dawna można było zauważyć elektroniczne wyświetlacze cen, jednak nie były one używane do dynamicznej ich zmiany, a wyłącznie, jako pomoc dla personelu, który nie był zmuszony do ręcznej wymiany etykiet. Teraz te systemy są już na wyspie testowane, co oznacza, że okres dynamicznych cen, zbliża się wielkimi krokami.
Bogdan Feręc
Źr. PA Media
Photo by Victoriano Izquierdo on Unsplash