Każda władza ma swoich wysłanników na świat, którzy reprezentują państwo w kontaktach międzynarodowych, a tymi są ambasadorowie.
W wielu państwach demokratycznych panuje zasada, że po zmianie władzy, ambasadorowie albo sami składają rezygnację ze swojego stanowiska, albo zostają odwołani do kraju, a na ich miejsce wysyła się nowych. Jest to z kolei albo niepisana zasada, albo też prawo, jakie reguluje te kwestie, więc uniknąć można wówczas bałaganu. Są też państwa, a mowa tu np. o Irlandii, która po zmianie władzy, nie odwołuje swoich ambasadorów, a ci pełnią swoje misje dyplomatyczne do końca ich kadencji.
Obecnie sytuację ze składaniem rezygnacji i wyznaczaniem nowych ambasadorów mamy w USA, gdzie prezydent elekt Donald Trump poinformował, iż jego kandydatem na ambasadora w Irlandii jest Edward Walsh.
Wybór wydaje się też idealny, można powiedzieć z ironią, bo Walsh jest szefem ogólno amerykańskiej firmy z dziedziny budownictwa i obrotu nieruchomościami, a jak wiadomo, Irlandia ma z tym problem. Mówiąc o tej nominacji, przyszły prezydent USA stwierdził, że Walsh znany jest lokalnej społeczności w New Jersey, gdzie siedzibę ma jego przedsiębiorstwo, ale dał się też poznać z szerokiej działalności filantropijnej oraz ma doświadczenie w zarządzaniu instytucjami.
Donald Trump wspomniał również, że Ed Walsh doskonale gra w golfa, co nie jest dla niego bez znaczenia i jak dodał z lekkim uśmiechem, „to cenny atut”, jak dla ambasadora w Irlandii.
Kadencja aktualnego ambasadora USA w Irlandii zakończy się dokładnie 20 stycznia 2025 roku, więc wówczas Walsh otrzyma swoją i będzie mógł złożyć listy uwierzytelniające irlandzkiej głowie państwa.
*
Teoretycznie taka sama zasada panuje w Polsce, jednak w naszej ojczyźnie nie ma nakreślonych ram, jakimi kierować powinni się politycy i do tej pory część polskich ambasadorów można określić słowami, iż są z łapanki, a i widać pojawiające się z tego powodu problemy. Parlamentarzyści zarzucają przeciwnym obozom, że te „likwidują starą gwardię”, że obsadzają „swoimi” miejsca po władzy, która odeszła, co w konsekwencji ponownie wygląda, jak pożar w burdelu.
Gdyby jednak Polska miała rozsądnych polityków, ci mogliby nakreślić zasady, jakimi będą się kierować w nominacjach ambasadorskich, bo o tych dzisiaj mowa i wówczas bez żadnych problemów te stosować. Można wybrać trzy opcje, więc albo po zmianie rządu ambasadorowie są wymieniani, albo składają dymisje, albo pozostają na stanowiskach do końca swojej kadencji. Proste i skuteczne.
W Polsce do niczego takiego jednak nie dojdzie, bo przecież każdy powód, by rzucić się do gardła politycznego przeciwnika, jest dobry, czyli im większy bałagan, tym lepiej.
Teraz właśnie mamy taki problem na Zielonej Wyspie, ponieważ minister Radosław Sikorski odwołał ze stanowiska ambasadora Arkadego Rzegockiego, a na to stanowisko powołał Artura Michalskiego. To jednak nie spodobało się prezydentowi RP i nominacji nie podpisał. Dlatego polski MSZ wysłał Michalskiego do Irlandii, ale został on chargé d’affaires a.i. RP w Irlandii. Oznacza to, że kieruje placówką, zastępując ambasadora, ale nie ma jego uprawnień.
Tak na marginesie pełniący obowiązki lubi się lansować i wielokrotnie widywany był już w towarzystwie członków organizacji, które niezależnie od osoby zarządzającej placówką, tej trzymają się kurczowo. Po co? Nie wiem, a skoro nie wiadomo, o co chodzi…
Bogdan Feręc
Źr. RTE