Spadająca inflacja podnosi ceny. Wkrótce będzie lepiej
Do niedawna uważano, że najważniejszy wpływ na całą sytuację ekonomiczną na świecie będzie miała inflacja, która może wywołać globalny kryzys, co bardzo często podkreślano w Europie.
Kiedy rynki zaczęły się załamywać pod wpływem zerwanych łańcuchów dostaw, a następnie braków na rynku, zaczęła również wzrastać inflacja, a tę trzeba było powstrzymać, aby uspokoić nastroje biznesu, ale dać także wytchnienie konsumentom. Wiele czasu zajęło, żeby cokolwiek w tej materii drgnęło, ale już w końcówce ubiegłego roku mieliśmy sygnały, że może to wszystko zmierzać w jaśniejszą stronę. Do ideału jest nam jeszcze bardzo daleko, ale jak wielokrotnie powtarzam, nie spodziewam się powrotu do czasów ekonomicznych sprzed Covid-19, bo te minęły bezpowrotnie i będzie się nam wyłącznie machać przed nosem inflacyjną marchewką, by razy wymierzane kijem, stały się mniej bolesne.
Tak robi Europejski Bank Centralny, który w ubiegłym tygodniu wyjął z kieszeni marchewkę, a i zaczął nią wodzić przed naszymi oczami, żeby poprawić nastroje nieświadomych ogólnej sytuacji ekonomicznej, bo nic innego swoją decyzją nie zmienił. Podniesienie stóp procentowych o 50 punktów bazowych daje nam ogólną ich podwyżkę o 250 punktów i ma to miejsce pierwszy raz od 23 lat, a Europejski Bank Centralny istnieje tylko o dwa lata dłużej.
Czym więc jest podniesienie stopy procentowej kredytów w tej wysokości? Niczym więcej, jak lekkim przyhamowaniem tempa podwyżek, które i tak następować będą w kolejnych miesiącach tego roku, a konkretnie o następnym podniesieniu stóp dowiemy się jeszcze przed Dniem Świętego Patryka, czyli 16 marca. Droga, jaką w walce z inflacją obrało EBC, jest jednak cały czas wyraźnie oświetlona i widoczna, więc będzie charakteryzować politykę Banku w formie restrykcyjnej, nadal wzrostowej, o czym trzeba pamiętać, gdy myśli się o zaciągnięciu pożyczki. Jakby tego było mało, kolejnego wzrostu oprocentowania można będzie oczekiwać latem, a i wieszczyć już można jesienne. Tu jednak małe zastrzeżenie, bo o ile inflacja będzie się obniżać, bo przecież z powodu drożyzny może, to jedna lub dwie decyzje z końca tego roku, mogą przynieść nam wzrost oprocentowania o 25 punktów bazowych.
To też powodować będzie, iż kredyty będą droższe w spłacie i droższe dla nowych klientów banków, natomiast ich dostępność znajdzie się na jednym z najniższych poziomów od lat.
Podwyżki stóp procentowych w następnych miesiącach są właściwe przesądzone i świadczą o tym słowa prezes Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde, która użyła stwierdzenia:
– Wiemy, że nie skończyliśmy.
Wielkość podwyżek stóp procentowych zależeć będzie od stanu naszych finansów, bo do tego sprowadza się walka EBC z inflacją, czyli kupując mniej, a i mniej zaciągając kredytów, na początku wymusimy zastopowanie inflacyjnych wzrostów, a następnie jej spadek, czyli deflację. Na marginesie dodać trzeba, że do tego jest bardzo daleko, więc radości z tego powodu raczej nie można ujawniać, jak i zastanawiający jest wzrost poziomu zadowolenia konsumentów, bo z jakiego niby powodu? Inflacja nieustannie wzrasta, chociaż mniej, niż jeszcze kilka miesięcy temu, ale jaką jest różnicą podnoszenie cen o 8 lub 5 procent, gdy nadal rosną?
Nie powinno się też do końca wierzyć niektórym ekonomistom, bo ci rozpoczęli już chocholi taniec nad swoimi kolegami, którzy mówili o głębokiej recesji, a teraz widać jakąś niepojętą radość, że katastrofy nie będzie, ale nie wspomina się, że i luksusów też nie. Można to w takim przypadku określić, jako robienie nam wody z mózgu, bo zataja się prawdę i na plan pierwszy wysuwa stwierdzenia o poprawie sytuacji. To jest pogląd dalece przesadzony, albowiem nie przyniesie spadku cen, a tylko wolniejszy wzrost.
Cały czas należy pamiętać, że Europejski Bank Centralny korzysta obecnie z jednego wyłącznie narzędzia, którym jest podnoszenie stóp procentowych, więc uderza bezpośrednio w nasze portfele i portfele inwestorów. Kiedy nam zacznie brakować pieniędzy przez wzrastające ceny, mniej wydamy na jedzenie, ubranie i rozrywkę, a tym samym mniej zarobią sprzedawcy, mniej kupią u producentów i mniej z tych pieniędzy będzie inwestowane, jak i bez wsparcia kredytowego banków, niewiele osób zdecyduje się na włożenie własnych pieniędzy w biznes i to w czasach trudnych ekonomicznie, ale może też ich po prostu nie mieć.
Kolejnym krokiem stanie się coś, o czym niewiele osób myśli, czyli zmniejszą się wpływy do budżetu, a wraz ze spadającym popytem i mniejszą wymaganą ilością rąk do pracy, trzeba będzie więcej wydać na zasiłki, ale nie tylko na to. Gdyby minister finansów Irlandii chciał chronić państwową kasę, może wtedy zablokować pewne inwestycje, a to oznacza, że zamiast wybudować jakiś dom, pieniądze przeje bezrobotny. Na szczęście Irlandia może się przed tym ochronić, bo przecież płyną do niej oferty zatrudnienia dla fachowców i specjalistów, więc bezrobocie nie będzie aż tak wysokie, jak teoretycznie możliwe bez odejścia tysięcy osób z rynku pracy.*
Pamiętajmy również, że polityka prowadzona teraz przez EBC, może w dłuższej perspektywie okazać się szkodliwa dla europejskich gospodarek, bo te przecież muszą się rozwijać, czyli inwestować, a przy wysokich stopach oprocentowania kredytów, raczej będzie to słabo wyglądać.
Również na tym nie można skończyć tych dywagacji, bo przecież niepewność rynków jest i pozostanie z nami również w tym roku, a z tego można wysnuć wniosek, że ustawiamy się wszyscy, czyli biznes i konsumenci na przetrwanie. Tu głównym czynnikiem rozwoju ekonomicznego Irlandii, ale też wszystkich innych państw europejskich w odniesieniu do polityki EBC staną się ceny nośników energii, bo to ich wzrosty i spadki nadadzą ton gospodarkom oraz działaniom konsumentów.
Zastanowił się ktoś, jak w najbliższych miesiącach prowadzona będzie polityka fiskalna? Pytał ktoś, na jakie obniżki podatków możemy liczyć od stycznia, pytał, czy obniży się podatek dochodowy i Universal Social Charge, który miał być stopniowo likwidowany? Wpojono nam tylko informację, że jest źle, że rząd dołoży starań i do prądu, ale podniesie również zasiłek dla bezrobotnych i wykpili się ze wszystkiego kwotą 12 € dla bezrobotnego oraz 600 € brutto na prąd, bo zabierają z tego jeszcze podatek.
Dużo mówi się teraz o prowadzeniu rozsądnej polityki finansowej, aby utrzymać siłę nabywczą gospodarstw domowych i mówią to ekonomiści, ale też przedstawiciele władzy, którzy zaglądają wciąż do naszych portfeli. Można przeprowadzić też pewien test i przyjrzeć się stanowi naszych domowych finansów, co tak naprawdę oznacza stwierdzenie o rozsądnej polityce finansowej? Przybyło nam od tego pieniędzy, mniej płacimy w sklepach, staniał prąd i paliwa? Nie, bo oznacza to tyle, że ograniczać się będzie dostęp do publicznych pieniędzy.
Czasami przykro słucha lub czyta się informacje, że coś zaczęło iść w dobrym kierunku, ale to tylko słowa, które w naszej, każdej osoby mieszającej w Irlandii lub innym zakątku świata, nie zmieniają nic, bo mają dawać nam namiastkę poprawy sytuacji, a tak się nie dzieje. To ekonomiczni szarlatani wmawiają, że wkrótce będzie lepiej, ale po raz kolejny to powiem, lepiej już było.
*Tak sobie myślałem niedawno, jakie wnioski z zachęt kierowanych do pracowników budowlanych i służby zdrowia w Irlandii wyciągnęła Polska? Czy nasze przedstawicielstwo dyplomatyczne przekazało Warszawie tę informację, czy poinformowało polskie firmy, że mogą zainteresować się sferą budowlaną na wyspie, że potrzeba będzie tu firm budowlanych, czy informuje się firmy medyczne z kraju nad Wisłą, że mają tu szerokie możliwości, czy przekazuje się wiadomości, jak wygląda irlandzki rynek bankowy, czy ubezpieczyciele z Polski wiedzą, iż mogą zdobyć tu klientów?!
…
Gdyby tak było, to Polska byłaby szeroko reprezentowana na wyspie.
Bogdan Feręc
Photo by engin akyurt on Unsplash