Tradycją irlandzkich świąt wielkanocnych jest, aby na świąteczny obiad podać pieczoną jagnięcinę, która w tym okresie jest najlepszą z możliwych.
Właśnie na okres przed Wielkanocą przypada czas, w którym pojawiają się na świecie nowe pokolenia jagniąt, a ich mięso jest wówczas najdelikatniejszym. Dlatego irlandzka tradycja włączyła ten gatunek mięsa do obecnych na wielkanocnych stołach, by raczyć się jego wyjątkowym smakiem.
Wiele osób może twierdzić, iż to rzeź niewiniątek, jednak zwierzęta te, niezależnie od pory roku, przeznaczone są do konsumpcji.
Żeby wydobyć pełnię smaku jagnięciny, dodaje się do niej kilka przypraw, w tym rozmaryn, a ten swoim lekko ziemistym posmakiem dodać ma charakteru pieczonemu udźcowi jagnięcemu. Uzupełnieniem poezji smaków mogą stać się natomiast sosy, a wykonywane są również z owoców. Jednym z takich może być sos z malin, który towarzyszy irlandzkiej jagnięcinie od wielu dziesięcioleci, jednak nic nie przebija tego, który gości tu od zarania dziejów.
Tym sosem jest wykonany ze świeżej mięty i przeznaczony wyłącznie do jagnięcego mięsa. Mówiąc całkiem szczerze, Irlandczycy potrafią zepsuć wszystko, co wiąże się z ich kuchnią, a co sprawdziłem na żywym organizmie.
Po pierwsze ich tradycyjna receptura, nijak się ma do opracowanej przeze mnie, bo sami powiedzieli, że pieczony udziec jagnięcy, lepszy jest w smaku, gdy użyję swojej kompozycji przypraw. Tak samo stało się z ich sosem i kilkoro z moich znajomych, kiedy poczęstowałem ich „moim” sosem miętowym, stwierdziło, że irlandzki, chowa się bardzo głęboko pod kamienistą warstwą wyspy.
Tradycyjny przepis wygląda następująco:
Pół szklanki luźno upakowanych świeżych liści mięty,
¼ szklanki gorącej wody,
2 łyżki octu jabłkowego,
2 łyżeczki cukru,
¼ łyżeczki soli,
1/8 łyżeczki świeżo mielonego czarnego pieprzu,
Kilka łyżeczek oliwy z oliwek, choć niegdyś używany był zwykły olej roślinny.
Umytą miętę siekamy, zalewamy gorącą wodą, dodajemy resztę składników i po wymieszaniu otrzymujemy miksturę, która jest sosem miętowym w irlandzkim stylu.
Ja poszedłem jednak o krok dalej i postanowiłem nieco poeksperymentować, by miętowej irlandzkiej zawiesinie nienasyconej, dodać nieco bardziej sosowego wyglądu. Była jedna próba i od razu sukces, a nawet specjalnie nie musiałem się wysilać, gdyż składniki kupiłem gotowe w jednym z supermarketów.
Otóż zakupiłem świeże zielone pesto, do tego doniczkę świeżej mięty, której oberwałem liście i wraz z rzeczonym już pesto bezceremonialnie upchałem w blenderze. Ten włączyłem na kilkanaście sekund i po spróbowaniu, dodałem trzy duże łyżki „double sweet cream”.
Na tym skończyły się próby, bo połączenie smaku pesto, silnie przełamane zostało smakiem i zapachem mięty, co uczyniło sos miętowy idealnym.
Skutki moich kulinarnych eksperymentów wypróbowałem tego samego dnia na moich irlandzkich koleżankach z pracy, a te uznały, że muszę je obdarować przepisem, bo taki sos będą wykonywać na Wielkanoc w swoich domach.
Bogdan Feręc
Photo by Eleanor Chen on Unsplash