Smutasy

Co roku z dużą uwagą śledzę uroczystości z okazji odzyskania niepodległości przez Polskę i każdego roku mam dokładnie takie same odczucia, że jako naród, nie umiemy cieszyć się z niczego.

Wiem, ja też jestem Polakiem, byłem kiedyś taki sam, ale w czasach, kiedy mieszkałem w udręczonej działaniami różnych kół politycznych ojczyźnie. Kilka razy zdarzyło się też, iż naszła mnie nieodparta ochota odwiedzić Polskę, spotkać się z dawnymi znajomymi, rodziną i przyjaciółmi, ale zawsze te wizyty kończyły się stwierdzeniem, że ci ludzie są niesamowicie smutni, szarzy i zapadnięci w sobie, a przemykają ulicami, jakby żyli w głębokiej konspiracji.

Nie jest inaczej podczas rocznic, jakie obchodzi się w Polsce, bo o ile są na nich wiwatujące tłumy, widać potencjalną radość na twarzach, która uzewnętrznia się w przekazie telewizyjnym, to jednak nie jest to radość pełna, a przykryta wyrazem melancholii.

Jeszcze gorzej będzie, jak pójdziemy w kręgi polityczne, a tam gadające głowy z wielkim zaangażowaniem mówią o ojczyźnianych bohaterach, ale po pierwsze każdy o swoim, a po drugie wplatają w to wszystko wątki nader polityczne. Sami polityczni uczestnicy w przeogromnym skupieniu wsłuchują się w słowa wodzów, ale i tu wystarczy spojrzeć na ich twarze, by zobaczyć i malujące się na nich znudzenie, jak i przebijający z nicości, czyli wnętrza, smutek na nienawidzących siebie i innych paszczach.

Jeszcze ciekawiej zrobi się, gdy posłuchamy przywódców, a ci nie przebierają w słowach, podkreślają swoje i swoich ugrupowań zasługi, rozjeżdżają słownie przeciwników i są zdolni powiedzieć wszystko, byle tylko dopiec adwersarzowi, a co spodoba się popierającej gawiedzi.

Nie ma też powodu, aby wytykać takie zachowanie tej lub innej opcji politycznej, bo wszystkie robią dokładnie to samo, a i taki sam smutek w nienagannie upoważnionych twarzach widoczny jest na politykierskich obliczach.

To teraz zajmiemy się Irlandią, bo przecież nie może być inaczej, czyli trzeba mieć porównanie i wykazać smutasom, że takimi są. Weźmy pierwszą z brzegu rocznicę upamiętniającą wydarzenie z historii Irlandii, co pokaże nam, że są przemówienia, są kwiaty i wiązanki, a i są liderzy polityczni oraz przedstawiciele, ale czy taka Mary Lou McDonald, Leo Varadkar i Micheál Martin robią jakieś osobiste wycieczki do przeciwników politycznych? Nie, mówią o wydarzeniu, mówią o patriotyzmie, podkreślają wagę i jakie były konsekwencje, a stronią najczęściej od politycznych ocen, bo umieją prezentować narodową jedność i tę wpajać swoim obywatelom.

Pójdźmy o krok dalej i spójrzmy na oficjalne obchody, więc i rzeczoną już wcześniej gawiedź zebraną na uroczystościach, a wtedy zobaczymy, że radość jest prawdziwa, machanie chorągiewkami szczere, a i uśmiech nie jest tym wymuszonym, bo akurat pokazuje coś telewizja i reporter kazał się uśmiechać. Samo celebrowanie w tym niekiedy ponurym pogodowo kraju jest też na innym poziomie, bo całe grupy przyjaciół, znajomych i rodzin spotykają się na festynach oraz w pubach i się bawią, widać tu radość, widać uwielbienie dla tego państwa, a i nie ma kontrdemonstracji, by zadeklarować swoją polityczną odmienność, czyli kamienie nie idą w ruch.

Żeby nie było jednak aż tak bardzo cukierkowo, to w Irlandii zdarzają się przecież uliczne awantury demonstrantów i pikietujących, ale to zazwyczaj w innych kwestiach i nie są one związane ze świętami narodowymi oraz uwielbieniem politycznym.

Reasumując, jesteśmy smutasami, nikt nawet nie próbuje w nas tego zmienić, a już najmniej politycy, którzy, przynajmniej ci bywający na zachodzie, muszą wiedzieć, że troska i umartwienie, nie jest typowym wyrazem twarzy w Europie, a już najmniej chyba w Irlandii.

Widać też, przynajmniej ja mam takie odczucie, a mówię to po niemal dekadzie spędzonej w Irlandii, że jesteśmy narodem, który nie do końca przestawił się na światowe tory, nie umiemy lub nie chcemy się zmienić, lubimy swoją niechęć i ten powszechny tumiwisizm, jaki wiele razy widziałem w chwilach, kiedy odwiedzam wciąż i nieustająco moją ojczyznę.

Na koniec jedna glossa, bo to też nie jest do końca nasza wina, a dzieje się tak za sprawą polityków, którym zależy, żeby wytworzyć w Polakach odpowiednie zachowania, zniechęcające do przeciwników, a najlepiej jest, jak w grę zaczyna wchodzić złość. Wtedy pół roboty mają wykonane, czyli elektorat umacnia się i wspiera odpowiednie ugrupowanie polityczne. Zastanawia tylko jedno, bo i to zauważyłem, że powracająca emigracja, po jakimś czasie w Polsce, traci ten europejski sznyt i zaczyna wpisywać się ponownie w polskie trendy umartwienia, smutku i myśli o braku perspektyw.

Rzadko o tym mówię, ale i o tym należy wspomnieć, bo podglądam też życie naszych rodaków na wyspie, a część z nich, chociaż niewielka, nadal myśli kategoriami żywcem przeniesionymi z Polski i są niby tutaj, a wiąż z nieodciętą mentalną polską pępowiną, która nie całkiem dobrze wygląda w oczach rodowitych mieszkańców wyspy. Szkoda, że tak się dzieje, bo polskość można prezentować na różne sposoby, nie trzeba, a nawet nie można zapominać o ojczyźnie podczas pobytu w Irlandii, ale dostosować się do zasad państwa, w którym się mieszka, bo to również nie jest niczym zdrożnym.

Na sam koniec element rozrywkowy, więc naczelnik i jego, jakże ciekawa wypowiedź:

Bogdan Feręc

Zdj: Twitter Tomasz Lis

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Poseł chce podniesi
Felieton sobotni Jan