Pierwszy krok w kierunku stworzenia nowego gabinetu, który niewiele różnić się będzie od poprzedniego, więc pozostanie niesprawny i nie zmieni niczego, co mogłoby przełożyć się na korzyści dla mieszkańców Irlandii, zostały rozpoczęte.
Oficjalne rozmowy o stworzeniu nowego rządu rozpoczęły się po spotkaniu lidera Fianna Fáil Micheála Martina z szefem Fine Gael Simonem Harrisem. Po tych rozmowach wydano lakoniczny komunikat, w którym stwierdzono, że były one „pozytywne” i jednocześnie „konstruktywne”. Następnie doszło do spotkania zastępców władców ugrupowań Helen McEntee z Fine Gael i Jacka Chmbersa z Fianna Fáil, którzy ustalili zasady, na jakich odbywać będą się rozmowy o powołaniu do życia tzw. nowej koalicji.
Kolejnym krokiem będzie powołanie do chwilowego istnienia grup roboczych i zespołów negocjacyjnych, a to one będą uczestniczyć w nakreśleniu planu współpracy, aby możliwe stało się utworzenie „stabilnego rządu”.
Ten, co zaznaczono w komunikacie, ma przetrwać całą kadencję.
Tylko dla przypomnienia, bo podczas poprzednich rozmów koalicyjnych, również mówiono o pełnej kadencji, następnie przez prawie pięć lat najwyżsi przedstawiciele zapewniali, że kadencja ma być pełna, jeszcze jesienią tego roku premier i wicepremier gwarantowali pełną kadencję, by następnie ogłosić przedterminowe wybory. To już wcześniej nazywałem kłamstwem politycznym i tego będę się trzymał.
Wracając po tym słowie komentarza do istoty spawy, rozmowy koalicyjne mają się skoncentrować na kilku dziedzinach funkcjonowania państwa, więc mieszkalnictwie, opiece zdrowotnej, wymiarze sprawiedliwości oraz kosztach utrzymania.
Tu ponownie mój komentarz, czyli na tych, na których poległa poprzednia, choć złożona z tych samych partii koalicja.
Do tego omawiana będzie też struktura rządu, więc w prostych słowach, jak wyglądać będzie podział wyborczy łupów i kto zawłaszczy poszczególne resorty.
W tym samym mdłym komunikacie po spotkaniu liderów Fianna Fáil i Fine Gael można było przeczytać, że ci ustalili, iż kolejny wspólny rząd będzie opierać się na „zasadach wzajemnego szacunku”.
*
Obecnie bardzo często mówi się o możliwych scenariuszach koalicyjnych i słowa te wysuwa w stronę Partii Pracy, by ewentualnie dołączyła do koalicji rządzącej. To od samego początku wydaje się podejrzane, bo koalicji brakuje zaledwie 2 głosów do większości, czyli mogliby podjąć współpracę z posłami niezależnymi, a nie z którymś z małych ugrupowań.
W mojej ocenie to wyłącznie próba doprowadzenia do sytuacji, w której niszczy się potencjalne zagrożenie, jak już wcześniej uczyniono Partii Pracy, następnie zneutralizowano Partię Zielonych, a teraz kolejny raz trzeba zająć się rosnącymi w siłę laburzystami. To takie swoiste utrzymywanie przekonania społecznego, że każde ugrupowanie, nawet najmniejsze może zasiadać w rządzie, ale prawdę mówiąc, hegemoni chcą je mieć pod pełną kontrolą i sterować potencjalnymi zagrożeniami ze strony planktonu politycznego.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by Daniel K Cheung on Unsplash