Już ten rok nie będzie dobry dla producentów aut z silnikami elektrycznymi, a to za sprawą słabnącego popytu ze strony klientów, którzy zastanawiają się, czy najlepszym dla nich rozwiązaniem jest wejście w posiadanie takiego pojazdu.
Problem jest dosyć prostej natury, chociaż składa się z kilku przyczyn, a przede wszystkim chodzi o ilość punktów do ładowania baterii, które też nie są obecnie zapewniającymi odpowiednie pokonywanie większych odległości. W opracowaniach na ten temat można więc przeczytać, że producenci samochodów nieco na wyrost informują potencjalnych nabywców samochodów elektrycznych o ich zasięgu, czyli w konfrontacji z rzeczywistością, auta napędzane prądem, tracą i to znacznie.
To z kolei doprowadziło do sytuacji, że część linii produkcyjnych samochodów elektrycznych jest wygaszana, a nawet znajdziemy takie, które nie dosyć, że powstały za miliony dolarów i euro, to są obecnie zamknięte.
Wypełnione są za to po brzegi parkingi producentów samochodów, gdzie składuje się auta, jakie w ostatnich miesiącach zjechały z taśm produkcyjnych, ale co ważne, nawet promocje i rabaty, jakimi chcieli kusić klientów wytwórcy, nie przyniosły spodziewanych rezultatów, więc samochody elektryczne tracą na popularności. Tak dzieje się właściwie we wszystkich przypadkach, bo od Forda, przez General Motors, a i firmy z Europy mówią, że elektryki cieszą się mniejszą popularnością w porównaniu z hybrydami.
Podobnie jest w przypadku aut tanich, chociaż tutaj należy przyznać, że sprawa nie wygląda tragicznie, ale wojna cenowa, jaką zaproponowali Chińczycy, odbija się na całym światowym sektorze aut elektrycznych.
Ważne jest też, że znacznie staniały komponenty do produkcji samochodowych akumulatorów, jakie napędzają silniki, więc już to powinno zwiększyć zyski producentów, ale i to nie pomogło, gdyż straty jak były, tak są, a nawet cały czas rosną. Mówi się obecnie, że o ile część inwestycji w rozwój przemysłu samochodów elektrycznych zostanie zatrzymana w tym i roku przyszłym, zmieniła się również strategia firm oferujących auta na prąd, bo zamiast nastawiać się na zysk, chcą po prostu zintensyfikować sprzedaż.
Osiągnięcie tego założenia nie będzie proste i stanie się to ze względu na ogólne zniechęcenie kupujących do samochodów elektrycznych, ale też decyzji rządów krajowych, a z tych wiele ograniczyło już dotacje oraz ulgi, jakie przysługiwały wcześniej. Do tego wszystkiego użytkownicy aut elektrycznych zakładają fora dyskusyjne, a to one stały się miejscami wymiany poglądów o elektrykach, a co ważne, pozytywnych opinii jest tam znacznie mniej.
Wiele razy wspomina się o czasie, w jakim nominalnie, bateria powinna się ładować, więc ten jest bardzo często przekraczany. O słabej wydajności akumulatorów napędzających silniki samochodów elektrycznych też jest mowa i, co też istotne, w równym stopniu pretensje mają użytkownicy z państw o klimacie gorącym, jak i chłodnym oraz wilgotnym. W każdym z przypadków właściciele aut elektrycznych zastanawiają się, w jaki sposób prowadzone były testy wydajności, bo wystarczy włączyć w takim aucie klimatyzację lub ogrzewanie, by zmagazynowany w baterii prąd znikał w zastraszającym tempie. Wiele mówi się też, że prywatne testy użytkowników, a te prowadzili w warunkach drogowych, nijak się mają do oficjalnych danych pochodzących ze stron producentów aut elektrycznych i zasięg podawany przez firmy, jest od kilku do kilkunastu procent niższy od zakładanego.
To wszystko, ale i inne problemy składają się na obraz zamierającego rynku aut elektrycznych, ale nie w każdym z państw, bo są też takie, gdzie sprzedaż wciąż wzrasta. Powód i w tym przypadku jest prosty, bo silnie zaznaczają się w nich firmy z Chin, a to państwo od początku postawiło na niskie koszty produkcji, jak i niskie ceny tych samochodów. Oczywiście jakość dostosowana jest do ceny, więc użyte materiały nie należą do grupy wyszukanych, ale kolejna ważna sprawa, chińskie auta elektryczne, nadal sprzedają się całkiem dobrze.
Ten trend zauważyły już firmy producenckie z USA, Wielkiej Brytanii, Japonii oraz Niemiec, więc odejść chcą od wysokiej lub wyższej jakości, a stawiać na dostępność cenową. Ich nowe strategie marketingowe na 2024 rok zakładają, iż ceny aut elektrycznych powinny być zauważalnie niższe od obecnych, nawet kosztem zysków. Problemy jednak nie kończą się na tym, bo przecież konkurencja nie śpi, a co się z tym wiąże, przedsiębiorstwa z Chin i te, w których nadzór właścicielski sprawują chińskie konsorcja, kolejny raz mogą namieszać na rynku aut elektrycznych.
Już teraz proponują odświeżone, ale wciąż bardzo tanie modele z wielu serii, a i zróżnicowały mocno swoją ofertę. W przyszłym roku zaproponują szeroką gamę aut tanich, ale też tych z wyższej półki i dla użytkowników, którzy stawiają na komfort oraz funkcjonalność. Chińczycy wprowadzają też modele specjalistyczne i dedykowane, co pozwoli im na dotarcie do klientów chcących mieć auto na prąd, ale skrojone na własną miarę. Tego rodzaju możliwości nie widać jeszcze w trendzie światowym, więc w przypadku aut zachodnich, można wybrać sobie kolor nadwozia, tapicerki i moc silnika, ale na tym właściwie oferta się kończy. Można też powiedzieć, że wersje podstawowe, a produkowane na Zachodzie, są znacznie uboższe w wyposażenie od ich chińskich odpowiedników.
W ujęciu ogólnym wygląda więc na to, że Chińska gospodarka pod względem aut elektrycznych ponownie wysunęła się na prowadzenie, a i nie chce oddać palmy pierwszeństwa, a nawet planuje przejmowanie większej części rynku. Czy to się może udać? W zasadzie tak, o ile całkowicie pozbędzie się obiegowej opinii, że wyroby z Chin są niskiej jakości i właściwie są jednorazowe. Nowa linia aut elektrycznych, a mówię tu o dedykowanych, będzie miała potencjał zmiany ocen, jakie wciąż obecne są w zachodnim społeczeństwie.
Na marginesie można dodać, że najtańsze modele aut elektrycznych, jakie sygnowane są językiem mandaryńskim, są tak podłej jakości, że strach niekiedy do nich wsiąść, nie mówiąc już o doznaniach z kontaktu z użytymi w nich materiałami.
Bogdan Feręc
Źr. Reuters / CNBC
Photo by Possessed Photography on Unsplash