Mawia się, że jest głową państwa, najwyższym reprezentantem całego narodu, a i człowiekiem, który jest zwierzchnikiem sił zbrojnych, więc wydaje się, że najważniejszą osobą w państwie.
Zależy oczywiście, w którym, co to określa Ustawa Zasadnicza, a ta może nadać jednemu człowiekowi, jak np. w USA w zasadzie nieograniczone uprawnienia, ale może być też tak, jak ma to miejsce w Polsce, czyli funkcja należy bardziej do reprezentacyjnych, choć bez przesady, gdyż prezydent ma ich wiele.
Funkcja prezydenta Polski wynika z wielowiekowej tradycji monarchii w naszym państwie, chociaż mieliśmy właściwie taki sam model jak obecnie, bo król nie mógł zbyt wiele zrobić bez sejmujących stanów. Musiał więc prosić o zgodę, jeżeli chciał zmieniać prawa, ale i nie mógł, jak teraz, narzucać poddanym swojej woli i nowych lub podnosić podatków.
Mamy obecnie prezydenta, który może składać propozycje ustawodawcze, może też blokować pomysły posłów i senatorów, a stać się miał dla tych właśnie przeciwwagą i głosem sumienia. Miał też poniekąd chronić obywateli przed zapędami parlamentarzystów, a jak to wygląda w ostatnich latach, przypominać nie trzeba.
Porzucając ten krótki rys historyczny, przejdźmy do współczesności, bo przecież wkrótce „polcy i polaki”, ale też Polacy, wybierać będą kolejną głowę swojego narodu, czyli takiego Ziemowita XXI wieku. Ten akurat był księciem, ale ile osób o tym wiedziało… Pojawi się kilku do kilkunastu kandydatów, niektórzy nawet dali się już poznać wcześniej, a to oznacza, że zacznie się wojna na plakatowo-sztuczne uśmiechy ziejące kłamstwami.
Masa kandydatów na prezydentów rzuca hasłami, których nigdy nie będzie mogła zrealizować, bo to nie leży w ich kompetencjach, ale tu należy zacytować klasyka klasyków, czyli „ciemny lud to kupi”. Obecnie w stawce o pokoje w Pałacu Prezydenckim liczą się w zasadzie dwie osoby i tak już chyba zostanie. Jednym jest urzędujący prezydent miasta stołecznego, a drugim królik z kapelusza.
Dzisiaj będzie długo, bo to felieton w kontekście historycznym, czyli pełna nazwa obecnej siedziby prezydenta to Pałac Prezydencki w Warszawie. Ten powstał w XVII wieku i wielokrotnie zmieniał właścicieli, bo mieli go w swoich rękach m.in. Lubomirscy i Radziwiłłowie, a i popadł w ręce komunistów. Budynek miał też kilka funkcji, które znacznie mniej przypominają obecną, bo był tam niegdyś teatr, a w okresie niemieckiej okupacji kasyno. Kiedy Polska odzyskała niepodległość, a było to dwa lata po Easter Rising w Irlandii, w Pałacu swoją siedzibą miał ówczesny Prezes Rady Ministrów, czyli premier. W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku podpisano w tym budynku dokumenty powołujące do życia Układ Warszawski, toczyły się w nim obrady Okrągłego Stołu, a oficjalnie siedzibą prezydenta RP staje się w 1994 roku.
Na tym nie kończy się historia Pałacu Prezydenckiego, bo w 1997 roku podpisana zostaje w nim nowa i obowiązująca do dzisiaj Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej, a w 1999 roku ratyfikowany jest dokument stwierdzający przystąpienie Polski do NATO. Następnie, a było to w 2003 roku, pojawia się podpis pod dokumentem, który mówi, że Polska wstępuje do Unii Europejskiej.
Pałac Prezydencki zasiedlały różne osoby, równie różnie oceniane, ale co może być ważne, każda z nich miała jakiś wpływ na naszą historię. Są jednak chwile, w których w zadumie myślę o kilku prezydentach, a i mówię do siebie, że takiego człowieka teraz ze świecą szukać. Ideałów nie było, żeby jednak oddać sprawiedliwość, ale przynajmniej nasza ojczyzna była godnie reprezentowana.
Teraz kolejny raz rozpoczął się plebiscyt na głowę państwa, a i bój toczy się pomiędzy dwoma zwalczającymi się wzajemnie ugrupowaniami, choć prezydent w Polsce musi być apolityczny, jednak zwyczajowo reprezentuje, którąś z opcji politycznych. Tu właśnie pochylę się nad sprawami wyborów prezydenckich, ale w Irlandii, bo rozwiązali to dosyć ciekawie. O ile Bunreacht na hÉireann tego nie zabrania, ani nie reguluje w żaden inny sposób, to zwyczajowo, partia rządząca vel prowadząca rząd, nie wystawia swojego kandydata.
Nie chcę nawet przez chwilę się zastanawiać, gdyby tak samo było w Polsce, bo wcześniej Jarosław Kaczyński, a teraz Donald Tusk, już dawno spoczywaliby z żalu na dnie Wisły. Zarówno Prawo i Sprawiedliwość, jak i Platforma Obywatelska, robią sobie z wyborów prezydenckich „Wielką Pardubicką”, więc zwalczają swoich kandydatów i to nie trzymając się żadnych zasad. PiS chce powtórzyć jednak manewr sprzed lat, więc twierdzi, że on nie wystawi osoby na stanowisko prezydenta, ale poprze kandydata obywatelskiego.
Temu się akurat nie dziwię, bo gdyby PiS musiał kogoś wystawić, to po pierwsze ma bardzo krótką ławkę, a po drugie…
Dopuściłby się degradacji szeregowego posła. Ów był natomiast już naczelnikiem państwa, a to oznacza, że prezydent to żadna funkcja dla niego. 😉
Przyjmijmy teraz, że wybory mamy już za sobą, polski naród się wypowiedział, wybrał mądrze 😁, odrzucił animozje i postawił na kandydata, który będzie rękojmią godnej reprezentacji Rzeczypospolitej Polskiej, czyli stał się prezydentem elektem. To osoba, która w rozumieniu Konstytucji RP, wciąż jest nikim, czyli człowiekiem, który zastąpi urzędującą głowę państwa. Nie ma taki prezydent elekt żadnych uprawnień, co w prostych słowach określa go, jako zwykłego obywatela.
Inaczej jest w przypadku reelekcji, bo nie traci wówczas swoich konstytucyjnych uprawnień.
Prezydent elekt staje się pełnoprawnym prezydentem, gdy złoży przysięgę prezydencką, a wówczas automatycznie władza poprzednika przechodzi w jego ręce.
Niestety w mojej ocenie, w nadchodzących wyborach prezydenckich wybór jest pomiędzy jednym pajacem, a jeszcze gorszym, a wszystkich ich, włącznie z resztą polityków, skazałbym wyrokiem Sądu Obywatelskiego na dożywotnią banicję.
Radykalne? Tak! I takie pozostanie, jeżeli nie zobaczę zmian na lepsze, więc samodzielnych i suwerennych rządów w Polsce.
Bogdan Feręc
Fot. Pixabay