Prawie okrągła rocznica
Mija właśnie kolejny mój rok na wyspie, a 12 miesięcy temu obiecywałem sobie, że przestanę te lata liczyć i jak zwykle nic mi z tego nie wyszło, bo przecież pojawiają się wciąż obrazy z pierwszych dni pobytu w Irlandii.
Biegnie rok za rokiem, a ten był jedenastym, co może sugerować, że zostanę tu na dłużej, bo trochę się jednak zadomowiłem. Żeby z kolei nie było aż tak cukierkowo, to przecież problemy znajdują się w Irlandii same, ale i tymi zajmuję się na bieżąco, by nie przerodziły się w takie dużego kalibru.
Kiedyś, a było to całkiem niedawno, gdy dwa lata przygotowań jednego z projektów zawaliły się jak domek z kart, zacząłem się zastanawiać, czy może nie nadszedł już czas, by rzucić to wszystko, wycofać z dotychczasowych zajęć i zacząć żyć tylko dla siebie… Cóż, może to moja natura, a może racjonalne podejście do życia, więc zaraz pojawiła się także myśl, że stanę się kolejnym smutnym starzejącym człowieczkiem, który nie ma czego ze sobą zrobić.
Przestałem myśleć i wziąłem się do pracy, co trwa i trwać będzie prawdopodobnie do kolejnej rocznicy, gdy ponownie dopadnie mnie wychodźcza melancholia i pojawiać się zaczną jak filmowe kadry obrazy z irlandzkiego życia.
Przyznam, że Irlandia całkiem mi się podoba, a tak było od początku, gdy 13 lutego 2013 roku postawiłem stopę na lotnisku w Dublinie, ale to też ważne, zmieniają się nieco rzeczy, za które ją lubię. Niezmiennie jednak mam dla niej dużo sympatii za sprawą rdzennych mieszkańców, a tych poznałem na tyle, przynajmniej tak sądzę, że znam również ich naturę, poczucie humoru, iż wielokrotnie, a może już teraz zawsze, traktowany jestem przez moich irlandzkich przyjaciół oraz znajomych jak swojak.
Wiem też, że nawiązywanie znajomości idzie mi całkiem łatwo i to pomimo mojego nieco introwertycznego sposobu życia, ale zawsze z uśmiechem na twarzy, za co nazywany jestem nietypowym Polakiem.
Polubiłem też rozmowy z Irlandczykami, którzy stają często na moich wyspiarskich szlakach, a można wówczas otrzymać od nich ogromną ilość wiadomości i co chyba bardzo ważne, wsłuchać się głos prawdziwej Irlandii. Tak też zdarzyło się całkiem niedawno, kiedy oddając się w ręce medycyny, prowadziliśmy ożywione dyskusje w oczekiwaniu na nasze zabiegi. Wtedy była też widoczna początkowa obawa przed człowiekiem, który może i mówi jakoś po angielsku, ale z nietypowym akcentem, który nijak nie pasuje do tego skrawka lądu.
Swojego akcentu nigdy nie ukrywam, nie staram się nawet go zmienić, więc zazwyczaj pytania o moje pochodzenie stają się wstępem do rozmów. Później idzie już normalnie, bo pogoda jest tematem obowiązkowym, ale cóż, długo nie mogę mówić o deszczu i sprowadzam dyskusję na zagadnienia, na których się trochę znam, czyli polityczne i gospodarcze. Moja wiedza w tym zakresie pozwala natomiast w umiejętny sposób nakierować rozmówcę na interesującą mnie problematykę, a tym jest właśnie ocena pracy polityków.
Wiele, oj wiele dowiedzieć się można od zwykłych Irlandczyków, a ci po chwili, gdy z ich ust płyną wyważone opinie, przestają się krępować migranta i zaczynają złorzeczyć w większości na Varadkara, Martina, na Mary Lou McDonald, na sytuację ekonomiczną kraju i na drożyznę, którą odczuwają dokładnie tak samo, jak my, element napływowy.
Ważne, przynajmniej dla mnie jest też, że powoli, ale zaczynam wracać na wcześniejsze tory, chociaż wciąż odczuwam skutki niedawnego grzebania we mnie chirurgów, jednak włączam do swojego życia i pracy coraz więcej elementów, co daje nadzieję, iż za kilka tygodni będę tym, kim byłem wcześniej.
Na tym koniec, bo rocznica to niespecjalnie ciekawa, czyli jest i będą kolejne, które przeżyć zamierzam na Szmaragdowej Wyspie. Muszę też zakończyć proces naturalizacji, aby moja prawniczka, która prowadzi mnie przez tę dla niej drogę przez mękę, odetchnęła z ulgą i łzy niemocy współpracy ze mną obeschły z jej twarzy, a i w statystykach jej się zgadzało, iż klienci Kancelarii w stu przypadkach na sto, stają się Irlandczykami.
Tak, jestem krnąbrnym klientem i takim już pozostanę, bo czasami pewne sprawy opóźniam z lenistwa, do którego czasami się przyznaję.
Bogdan Feręc
Photo by Denis Oliveira on Unsplash