Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Powstanie, które rozbrzmiewa echem – nie tylko w Dublinie

Reklama
Reklama

Irish prisoners march along a Dublin quay under a British guard during the bloody Irish Insurrection that began on Easter Monday, April 24, 1916, in Dublin, Ireland. Thousands were killed and injured in the revolt. Ten days later Patrick Pearse, Commandant General of 1,500 Irishmen who threw down an armed challenge, was dead and 14 of his comrades took their turn before the British firing squads. Many more thousands were made prisoners in the Easter Rising. (AP Photo)

Reklama
Reklama

Niektóre wydarzenia są jak stary dzwon – milczą przez większość roku, ale raz do roku ich echo przypomina nam, kim jesteśmy, skąd przyszliśmy i dokąd (być może) zmierzamy. Dla Irlandczyków takim dzwonem jest Powstanie Wielkanocne z 1916 roku – krwawe, kontrowersyjne, heroiczne i pełne sprzeczności. Historia, która nie mieści się w podręcznikowym marginesie.

Powstanie, które wybuchło w Poniedziałek Wielkanocny, nie miało prawa się udać – mówią niektórzy historycy. Garstka uzbrojonych po zęby idealistów, z poetami i nauczycielami wśród dowódców, stanęła przeciwko jednemu z największych imperiów ówczesnego świata. Na papierze – absurd. W sercu – rewolucja.

Kiedy Patrick Pearse, James Connolly i reszta tej buntowniczej drużyny ogłosili powstanie Irlandzkiej Republiki przed gmachem GPO (General Post Office) w Dublinie, wielu przechodniów zareagowało raczej zdziwieniem niż entuzjazmem. Ale jak to w życiu bywa – to, co dziś wydaje się szaleństwem, jutro może być legendą.

To, co fascynuje mnie najbardziej w Powstaniu Wielkanocnym, to jego tragiczna dwuznaczność. Powstańcy przegrali – z militarnego punktu widzenia. Ich walkę zduszono w tydzień, miasto zbombardowano, a liderów rozstrzelano. Ale to właśnie te egzekucje stały się punktem zwrotnym. Z porażki narodził się mit. Mit, który zainspirował kolejne pokolenia Irlandczyków do walki o niepodległość.

I tu dochodzimy do sedna – czasem wygrywa nie ten, kto przetrwa, ale ten, kto zostanie zapamiętany. Powstanie Wielkanocne nie było tylko militarną akcją. To był manifest ducha narodowego, akt odwagi na granicy szaleństwa i poezji.

Zastanawiam się, jak wyglądałoby takie powstanie dziś. Gdzie szukalibyśmy swojego GPO – w internecie? W hasztagach? W petycjach online? Czy jeszcze potrafimy się zbuntować – nie przeciwko karabinom, ale przeciwko obojętności, cynizmowi, społecznemu letargowi?

Być może współczesna wersja Pearse’a nie nosiłaby munduru, tylko polar i plecak. Może zamiast deklaracji republiki pisałby bloga, w którym wzywałby do równości, sprawiedliwości i wolności – tych samych wartości, które sto lat temu krzyczano spod kul armatnich.

Kiedy więc w Wielkanoc łamiemy się jajkiem i popijamy herbatę z ciocią Mary, warto choć przez chwilę przypomnieć sobie, że ta irlandzka Wielkanoc ma nie tylko wymiar religijny, ale i narodowy – buntowniczy. Bo kiedyś, w 1916 roku, kilku ludzi postanowiło zaryzykować wszystko – po to, byśmy dziś mogli czuć się wolni. A wolność, jak wiadomo, nie jest dana raz na zawsze.

Bogdan Feręc

Photo Public domain

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version