Powstanie, które rozbrzmiewa echem – nie tylko w Dublinie

Niektóre wydarzenia są jak stary dzwon – milczą przez większość roku, ale raz do roku ich echo przypomina nam, kim jesteśmy, skąd przyszliśmy i dokąd (być może) zmierzamy. Dla Irlandczyków takim dzwonem jest Powstanie Wielkanocne z 1916 roku – krwawe, kontrowersyjne, heroiczne i pełne sprzeczności. Historia, która nie mieści się w podręcznikowym marginesie.
Powstanie, które wybuchło w Poniedziałek Wielkanocny, nie miało prawa się udać – mówią niektórzy historycy. Garstka uzbrojonych po zęby idealistów, z poetami i nauczycielami wśród dowódców, stanęła przeciwko jednemu z największych imperiów ówczesnego świata. Na papierze – absurd. W sercu – rewolucja.
Kiedy Patrick Pearse, James Connolly i reszta tej buntowniczej drużyny ogłosili powstanie Irlandzkiej Republiki przed gmachem GPO (General Post Office) w Dublinie, wielu przechodniów zareagowało raczej zdziwieniem niż entuzjazmem. Ale jak to w życiu bywa – to, co dziś wydaje się szaleństwem, jutro może być legendą.
To, co fascynuje mnie najbardziej w Powstaniu Wielkanocnym, to jego tragiczna dwuznaczność. Powstańcy przegrali – z militarnego punktu widzenia. Ich walkę zduszono w tydzień, miasto zbombardowano, a liderów rozstrzelano. Ale to właśnie te egzekucje stały się punktem zwrotnym. Z porażki narodził się mit. Mit, który zainspirował kolejne pokolenia Irlandczyków do walki o niepodległość.
I tu dochodzimy do sedna – czasem wygrywa nie ten, kto przetrwa, ale ten, kto zostanie zapamiętany. Powstanie Wielkanocne nie było tylko militarną akcją. To był manifest ducha narodowego, akt odwagi na granicy szaleństwa i poezji.
Zastanawiam się, jak wyglądałoby takie powstanie dziś. Gdzie szukalibyśmy swojego GPO – w internecie? W hasztagach? W petycjach online? Czy jeszcze potrafimy się zbuntować – nie przeciwko karabinom, ale przeciwko obojętności, cynizmowi, społecznemu letargowi?
Być może współczesna wersja Pearse’a nie nosiłaby munduru, tylko polar i plecak. Może zamiast deklaracji republiki pisałby bloga, w którym wzywałby do równości, sprawiedliwości i wolności – tych samych wartości, które sto lat temu krzyczano spod kul armatnich.
Kiedy więc w Wielkanoc łamiemy się jajkiem i popijamy herbatę z ciocią Mary, warto choć przez chwilę przypomnieć sobie, że ta irlandzka Wielkanoc ma nie tylko wymiar religijny, ale i narodowy – buntowniczy. Bo kiedyś, w 1916 roku, kilku ludzi postanowiło zaryzykować wszystko – po to, byśmy dziś mogli czuć się wolni. A wolność, jak wiadomo, nie jest dana raz na zawsze.
Bogdan Feręc
Photo Public domain