Rząd koalicji zachowuje się ostatnio tak, jakby utracił instynkt samozachowawczy, co w finale tej zabawy w politykę zakończy się dla niego raczej głośnym upadkiem.
Prześledzić należy wyłącznie ostatnie kilka irlandzkich politycznych miesięcy, co da nam obraz tego, iż możliwość utrzymania władzy przez Fianna Fáil, Fine Gael i Green Party jest nadzwyczaj niska, a na dodatek sami sobie robią kuku. W czasach kryzysowych każdy rozsądny człowiek wie, że trzeba zrobić wszystko, by utrzymać się na powierzchni, czyli w przypadku gabinetu, dać ludziom coś, by nie uważali, iż to właśnie rząd jest źródłem problemu.
Tak niestety nie dzieje się w Irlandii i gabinet sam popełnia polityczne hara-kiri, a dzieje się tak tylko dlatego, że nie chce przyspieszyć wprowadzenia nowego budżetu lub znowelizować obecnego.
Oczywiście przedstawiają argumenty, że tak nie można, że się nie powinno, że trzeba realizować ustawę wydatkową, bo jest źle i należy oszczędzać. Dobra, zgadzam się, ale sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli, więc pomimo działań, w kraju sytuacja wyłącznie się pogarsza, co poruszyło z posad opozycję, a ta jakże chętnie walczy z rządem ich własną bronią, czyli budżetem.
Kiedy opozycja, cała, bez wyjątków mówi, że trzeba coś zrobić, iż wymagana jest nowelizacja budżetu, wskazuje, że da zielone światło do takich kroków rządu, by zmniejszył obciążenia finansowe dla społeczeństwa. Nie znaczy to nic innego jak pełną parlamentarną zgodę na natychmiastowe obniżki podatków, dodatkowe pieniądze na pomoc socjalną i wsparcie najuboższych oraz potrzebujących.
Z tego jednak nie chce korzystać koalicja rządząca, realizuje swój plan i twierdzi, że spodziewa się jesieni niezadowolenia.
Boska Matko! Zakrzyknie ktoś z boku i będzie miał rację, bo to przecież tylko zakładanie sobie pętli na szyję, a do zaciśnięcia liny pozostał zaledwie jeden krok. Doradcy polityków, bo to oni są fachowcami w wielu dziedzinach, doskonale przecież wiedzą, że to też ostatni krok do utraty władzy i to znacznie szybciej, niż uczestnikom rządu się wydaje. Niezadowolenie społeczne może w krótkim już teraz czasie przerodzić się w wystąpienia uliczne, ale nie na obserwowaną obecnie skalę, bo na masową, a ściśle rzecz ujmując krajową.
Wtedy pozostaje politycznym zarządcom kraju tylko jedno wyjście, czyli salwowanie się ucieczką i rozpisanie nowych wyborów.
W Irlandii do przyspieszonych wyborów dojść może już za kilka miesięcy, a stanie się tak na wyłączne życzenie gabinetu i tworzących go partii politycznych, gdyż nie są w stanie pojąć, że albo dadzą mieszkańcom kraju to, czego oni teraz potrzebują, albo nie będą musieli za chwilę już nic robić.
Sondaże poparcia dla partii politycznych pokazują, że niezadowolenie w Irlandii z braku politycznych rozwiązań narasta, chociaż teraz zostało nieco wstrzymane wakacjami, ale to tylko dwa miesiące luzu, bo potem się zacznie.
Zacznie się z kilku powodów, albowiem koszty życia stale rosną, pensje o ile też, to nie w takim tempie jak inflacja, więc w portfelach zostaje coraz mniej pieniędzy, jeżeli opłacić wszystkie rachunki. Do tego wszystkiego, w domyśle kryzysu kosztów utrzymania, dojdą przecież i to za chwilę wyższe obciążenia kredytów, podwyżki cen na nośniki energii, więc spełnione zostaną czynniki dla rewolucji wywołanej skutkami ekonomicznymi.
Rządowa przeplatanka może też zapomnieć, że wyborcy dadzą jej jeszcze jedną szansę na sterowanie krajem, a już teraz widać wyraźnie, iż Fianna Fáil i Fine Gael utraciły władzę w kraju, chociaż trzeba to potwierdzić wyborami. Te nie będą jednak miłym wydarzeniem na scenie politycznej Irlandii, przynajmniej dla niegdysiejszych hegemonów, bo zasiadać będą w ławach opozycji i długo będzie się im pamiętać, że to oni winni są kryzysowej sytuacji, a mogli pomóc.
Może i znajdą się takie osoby, które nie zgodzą się z tą opinią, bo powiedzą, że skąd rząd ma wziąć? Otóż wystarczy spojrzeć przychylnym okiem na niektóre propozycje ugrupowań opozycyjnych, a te przedstawiają potencjalne źródła finansowania państwowej pomocy. Wystarczy z tych pomysłów skorzystać i mamy całkiem inną sytuację polityczno-ekonomiczną oraz zamykamy usta społeczeństwu.
Ważne jest też to, że rządzący mogliby zdjąć z siebie odium odpowiedzialności, a w każdym przypadku są wygrani. Jak to zrobić?
Rozwiązanie jest banalne i stawia wtedy koalicję rządzącą w doskonałym świetle. Przyjmijmy na potrzeby moich politycznych rozważań sytuację, że premier wychodzi na parlamentarną mównicę i stwierdza, że jest źle, rząd chce poprawić byt mieszkańców Irlandii, ale potrzebuje pomocy. Proponuje wtedy utworzenie gabinetu technicznego, do którego wchodzą przedstawiciele wszystkich partii reprezentowanych w Oireachtas.
Jeżeli się zgodzą i wejdą, rząd Fianna Fáil, Fine Gael i Zielonych, nie jest już jedynym odpowiedzialnym za kryzys, więc może powalczyć o utrzymanie władzy, a i mówi, że opozycja miała możliwość realizowania swoich pomysłów, jednak te okazały się błędne. Koalicja miała natomiast program, który z całą pewnością przyniósłby poprawę sytuacji, jednak gabinet techniczny nie mógł go realizować, czyli mają możliwość przeciwstawienia się opozycyjnym słowom krytyki.
W odwrotnym scenariuszu, gdy opozycja odmawia wejścia do rządu technicznego, gabinet również wygrywa, bo mówi, że posługują się wyłącznie pustymi hasłami i nie chcą wziąć odpowiedzialności za pogrążony w problemach kraj. To w mojej ocenie byłoby najlepsze rozwiązanie, albowiem pokazało również wyborcom, że opozycja, wcale nie chce iść na konfrontację z rzeczywistością, więc jest opozycją, bo jej tak wygodnie.
A tak, mamy problem i będziemy mieli jeszcze większy, a jak kolejny raz otwarcie powtórzył wicepremier Leo Varadkar, co też splendoru jemu i jego ugrupowaniu nie doda, inflacja będzie nam towarzyszyć przez wiele lat, czyli sam na siebie kręci bat. To słowa, które nie powinny nigdy paść w takiej formie, bo odbierają nadzieję, że pojawi się kiedyś światełko na końcu tego kryzysowego tunelu, a mogą nawet wskazywać, że Fine Gael, nie ma pomysłu, jak z tego wszystkiego wyprowadzić Irlandię.
Bogdan Feręc