Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Polexit, czyli…

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

„Nie pragnę wcale być była wielka

Zbrojna po zęby od morza do morza
I nie chcę także by cię uważano
Za perłę świata i wybrankę Boga
Chcę tylko domu w twoich granicach
Bez lokatorów stukających w ściany
Gdy ktoś chce trochę głośniej zaśpiewać
O sprawach które wszyscy znamy”.

Najmniej wartościowym natomiast rodzajem dumy jest duma narodowa. Kto bowiem nią się odznacza, ten zdradza brak cech indywidualnych, z których mógłby być dumny, bo w przeciwnym wypadku nie odwoływałby się do czegoś, co podziela z tyloma milionami ludzi. Kto ma wybitne zalety osobiste, ten raczej dostrzeże braki własnego narodu, ponieważ ma je nieustannie przed oczyma. Każdy jednak żałosny dureń, który nie posiada nic na świecie, z czego mógłby być dumny, chwyta się ostatniej deski ratunku, jaką jest duma z przynależności do danego akurat narodu; odżywa wtedy i z wdzięczności gotów jest bronić [rękami i nogami] wszystkich wad i głupstw, jakie naród ten cechują” – powiedział Arthur Schopenhauer.

Zacząłem od piosenki „Moja litania” Leszka Wójtowicza, a zaraz po niej dla równowagi cytatem z Arthura Schopenhauera, który kołacze mi się po głowie od jakiegoś czasu, a wszystko na kanwie tego, co dzieje się teraz w Polsce i Europie. W naszej ojczyźnie niewiele się zmieniło, bo przecież kolejny raz mamy ideologiczną skrajność, która stanęła w pełnej opozycji do ostatnich ośmiu lat, a to kazało się zastanowić, czy możemy jako Polska, stać się po 35 latach od zlikwidowania komuny państwem silnym, niezależnym i odpornym na wpływy z zewnątrz?

Będzie z tym trudno, bo o ile poprzednia władza chciała to zrobić, to przeinaczyła te ideały w taki sposób, iż musiała się skłócić ze wszystkimi, co nawiasem mówiąc, jest dla niej typowe, a próbkę mieliśmy już w latach 2005 – 2007. To też zadziwiające zagadnienie socjologiczne, jak krótką elektorat w Polsce ma pamięć, co dało się odczuć w roku ubiegłym, gdy do władzy kolejny raz dopuszczono tzw. Koalicję Obywatelską.

Na marginesie mogę dodać, że trochę oszukano wyborców, bo głosując na obecne przystawki Platformy Obywatelskiej, oddawano głosy na PO i premiera z tego ugrupowania.

Zostawię jednak na boku polską politykę w jej podstawowym wydaniu, gdyż rzadko chcę się nią zajmować, a to tylko dlatego, że przestałem ją trawić, gdy zobaczyłem, że można tę robić całkiem inaczej. Istota felietonu pozostanie jednak niezmieniona, więc Polska jest bazą, ale w powiązaniu z Unią Europejską.

Do niedawna obawiałem się Polexitu, który pojawiał się domyślnie w słowach wypowiadanych przez obóz konserwatywny w Polsce, jednak postanowiłem przeprowadzić takie swoje małe badanie, jak bardzo lub nie, stracilibyśmy na tym. Wiele razy rozmawiałem też z moimi konserwatywnymi kolegami z radia o budowie potęgi naszej ojczyzny w oparciu o międzynarodową inicjatywę gospodarczo-polityczną Intermarium, czyli Trójmorza. Ta z kolei zrzeszać ma trzynaście państw położonych w basenach Morza Bałtyckiego, Czarnego i Adriatyckiego, a w jej skład wchodzić miałyby Austria, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Polska, Rumunia, Słowacja, Słowenia, Węgry i Grecja. 

Są osoby, które mają przekonanie, że Polexit będzie dla nas dobrym rozwiązaniem i stawiają za przykład Wielką Brytanię, jednak z tym argumentem nie mogą się zgodzić i nie chodzi tu o zagadnienia gospodarcze. Porównajmy oba kraje pod innymi względami, więc pozycją w Unii Europejskiej, a wówczas dotrze do nas, że Polską nikt nie będzie się specjalnie przejmował. Z Wielką Brytanią było jednak znacznie więcej problemów, albowiem jej gospodarka była istotna dla całego rynku Unii Europejskiej, czyli nie została potraktowana, jak ubogi krewny.

Polityka Unii Europejskiej mogłaby wyglądać jednak całkiem inaczej, gdybyśmy mieli silnych polityków, a tych niestety w naszej ojczyźnie ze świecą szukać. Mogłoby się wydawać, że potrzebujemy teraz kilku Piłsudskich, ale nie tych samozwańczych i nastawionych wyłącznie na zysk, bo walczących o polskie interesy. O polskiej klasie politycznej w rozkładzie mówiłem już wielokrotnie, niższych ocen wystawiać jej nie mogę, bo skalę już dawno zakończyłem, a na minusie to dotarłbym do zera absolutnego.

Zmiana może jednak nastąpić, ale zależy od nas, którzy przestaniemy kierować się w naszych wyborach oceną negatywną, więc głosowaniu przeciwko jakiemuś ugrupowaniu, a zaczniemy oddawać głos za kimś. Kiedy w Polsce wygrała aktualna landrynkowa koalicja, nazywana złośliwie „13 grudnia”, radość zapanowała wielka, bo przecież wróciliśmy na łono Europy. Tak? A pomyślał ktoś o z dnia na dzień głośniejszych stwierdzeniach o federalizacji Unii Europejskiej? Co oznaczają? Koniec z państwami narodowymi, zarządzanymi własnymi siłami, z własną tożsamością narodową, które staną się jedynie unijnymi stanami o historycznych nazwach i nakazy oraz zarządzenia płynąć będą do Warszawy z Brukseli.

Polsce wyjście z Unii Europejskiej może się opłacać teraz tylko w jednym przypadku, kiedy zbuduje silną gospodarkę, uniezależni się od zachodnich firm i z przemysłowych kolan stanie na własnych nogach. To jednak wymaga pełnej ochrony naszego rynku produkcji przemysłowej, rolnej i wielu innych dziedzin gospodarki, a nie zapowiada się, by przy obecnym modelu zarządzania w ogóle do czegoś takiego mogło dojść.

Wcześniej też nie było to możliwe, gdyż nieumiejętne zarządzanie, doprowadziło Polskę do krawędzi izolacji na wielu płaszczyznach współpracy międzynarodowej, więc kolejny raz muszę wrócić do mojej opinii, że nie mamy odpowiednich wykonawców do realizacji planu wyjścia.

Samo opuszczenie UE nie musi się też odbywać na zasadzie „zamknięcia za sobą drzwi”, bo przecież w Europie cały czas funkcjonuje Europejski Obszar Gospodarczy, co pozwala na pełną współpracę z Unią, choć pozostając poza jej formalnymi strukturami. Co się stanie w takim modelu? Zachowujemy pełnię władzy w Warszawie, zachowujemy naszą walutę, a i to my nadajemy ton polskiej gospodarce i warunkom współpracy. Co ciekawe, wówczas moglibyśmy pokazać, jak silna jest pozycja Polski w Europie, o ile, tu znowu przywołam polityków, mielibyśmy silnych mężów stanu.

Przyjmując, że jesteśmy już w EOG, czyli poza Unią Europejską, nie rujnujemy ze szczętem naszej gospodarki i jednocześnie otwierają się kolejne możliwości, więc budowa Trójmorza.

Odnoszę takie wrażenie, iż moglibyśmy się stać liderem dla państw Europy Centralnej i Wschodniej, pokazać im drogę, z jakiej i one mogłyby skorzystać, aby uwolnić się od chorych pomysłów Komisji Europejskiej i tegoż Parlamentu. To scenariusz w wersji „soft”, czyli znacznie lepszy z punktu widzenia ekonomicznego dla Polski, jeżeli miałaby ochotę wydostać się spod wpływów unijnej federalizacyjnej machiny.

Pamiętajmy, co obecnie jest dla Polski ważne i to niezależnie od tego, co mówią politycy, bo nasza ojczyzna jest słaba. Nie ma argumentów na arenie międzynarodowej, by przeciwstawić się pomysłom Brukseli, a może nawet nie ma takiej ochoty, ale nie ma też możliwości, żeby uważana była za równorzędnego partnera dla światowych potęg. To oczywiście efekt lat błędnie prowadzonej polityki międzynarodowej, złych decyzji ekonomicznych, a i braku wyciągania wniosków i konsekwencji wobec osób odpowiedzialnych za rujnowanie kraju.

Polexitu nie można w mojej ocenie traktować, jako jednego z możliwych rozwiązań, kiedy gospodarkę mamy słabą, kiedy musimy z rozmawiać z pozycji wiernopoddańczej, a i ze strachem w głosie zastanawiać się, co powie Berlin i Paryż? „A niech gadają” mogę dodać, bo przecież strach w sytuacji, kiedy walczymy o pozycję Polski na rynku europejskim, nie będzie dla nikogo dobrym doradcą. Na uwadze wciąż i niezmiennie powinniśmy mieć dobro obywateli, dobro kraju i jego dobrobyt, co będzie jedyną możliwością, aby zatrzymać nad Wisłą młodych ludzi, którzy zbudują przyszłą silną Polskę, jeżeli z niej nie uciekną, aby swój lepszy byt budować na obczyźnie.  

Bogdan Feręc

Photo by Kasia Derenda on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version