Pogrzeb zbiorowy
Jeżeli ktoś będzie miał fantazję być po jego zejściu pochowany w Irlandii, musi przygotować się na pewne trudności i może zapomnieć o spokojnej uroczystości rodzinnej.
Coraz częściej wspomina się, że w Irlandii zanika ilość powołań, a to oznacza, iż na wyspie jest coraz mniej księży, więc i zaczyna brakować osób do udzielania sakramentów, także tych przypisanych ostatniej drodze.
O ile obecnie kościoły w Irlandii jeszcze sobie z tym jakoś radzą, księża odprawiają nabożeństwa i ceremonie, podróżując z parafii na parafię, to za jakiś czas może się okazać, że będzie ich na tyle mało, iż msze odbywać się będą wyłącznie w największych kościołach i to raz w tygodniu, natomiast w mniejszych zaledwie jeden raz w miesiącu.
Sytuacja, która może się pogorszyć, wytworzy jeszcze jeden problem, bo zacznie brakować kapłanów do sprawowania mszy pogrzebowych, a to wówczas pogrzeby staną się zjawiskami hurtowymi. Co jest też prawdopodobne, księża nie będą sprawować mszy za dusze zmarłych w dowolnym dniu, a będą one wyznaczone, żeby „nazbierać klientów” do ostatniej drogi.
Sprawa jest poważna, bo na 2500 irlandzkich parafii katolickich, przypada obecnie 2100 księży, z czego ponad 1/3 przekroczyła 60 lat, więc wkrótce zaczną przechodzić na emerytury. Problem jest też z kościelnym narybkiem, co może zastanawiać w świetle nazewnictwa, ale o tym za chwilę, bo Stowarzyszenie Księży Katolickich w Irlandii poinformowało, że w Archidiecezji Dublińskiej, jest tylko jeden adept kapłaństwa.
Wracając do samych pogrzebów, nie można wykluczyć, iż brak księży do sprawowania posługi pochówku, oznaczać będzie po pierwsze wspomniane już pogrzeby zbiorowe, a po wtóre ich przekładanie, by radzić sobie z niedoborem kapłanów.
*
To teraz o tych powołaniach, o których jakiś czas temu rozmawiałem z zaprzyjaźnionym księdzem, a ów, za co go chwalę, nie próbuje mnie nawrócić. Wiele razy mówił o mniej, że mój ateizm bierze się z niewiedzy i wciąż nazywa mnie „poszukującym Boga”. Akceptuję jego teorię, choć czasami pozwala sobie też na pewne złośliwości i wita mnie słowami „Cześć poszukujący”, jakby chciał się upewnić, czy nic się nie zmieniło. Od czasu do czasu prowadzimy wielogodzinne rozmowy, gdy ja zadaję pytania o pewne zagadki katolicyzmu, próbuję ustalić fakty, a częściej wyjaśnić nieścisłości, więc i zapytałem kiedyś, jak to jest z tymi powołaniami?
Powiedziałem wówczas Marcinowi, aby przybliżył mi fenomen tego zjawiska, więc wezwania do służby Bogu. Snuł kilkudziesięciominutową opowieść o swoim wstąpieniu na drogę kapłaństwa, a i opowiedział, jak usłyszał „głos Boga”, który wezwał go do kapłaństwa.
Nasza rozmowa nie mogła zakończyć się tą opowieścią, bo przecież nie zależy mi na wysłuchaniu historii człowieka, z którym już bardzo dobrze się znamy, a wyjaśnieniu kwestii spadku ilości powołań. Zapytałem otwarcie, dlaczego kiedyś, np. w ubiegłym wieku, ilość pretendentów do zawodu księdza była tak duża ilość, natomiast obecnie, co widzimy od kilkudziesięciu lat, powołań jest mniej niż mało?
Ksiądz Marcin powiedział wówczas, po dłuższej chwili namysłu, że też się nad tym zastanawia, ale nie zna powodu, który mógłby mi podać, jako wyraźną odpowiedź na to pytanie. Stwierdził jednak, że czynników może być wiele, a obwiniał tu po części technologię, ale też prostotę życia, a ta wcale nie jest czynnikiem, który mógłby przyciągać do kapłaństwa. Stan duchowny – mówił dalej Marcin, to taka asceza przez całe życie, trzeba cały czas pilnować się ustalonych reguł, a i obowiązkowość jest tu bardzo na miejscu. „Wstajesz rano, ja o godzinie 5:30, modlitwa, później msza, śniadanie i obowiązki na parafii. Spotkania z wiernymi, załatwianie spraw kancelaryjnych, wizyty u chorych, wieczorna msza, modlitwa… i już masz noc”. To trudne życie dodał, a jeszcze żyjąc w skomplikowanych społecznościach, zachodzi czasami potrzeba pomocy i „to z całą pewnością jest trudne życie”. Ludzie tego nie lubią, dodał po kolejnej chwili zastanowienia ksiądz Marcin, a „nie mówiąc już o zagłębieniu się w nauki, jakie daje nam Bóg”. Zapytałem też, jakie nauki? W odpowiedzi usłyszałem, że Pismo Święte trzeba wiele razy przeczytać, żeby je zrozumieć, żeby zagłębić się jego mądrość i zobaczyć to, co Stwórca chce nam przekazać. „To dla wielu młodych ludzi może być droga do wstąpienia na drogę kapłaństwa, o ile chcieliby usłyszeć wezwanie Boga”.
Takie są te nasze rozmowy, nie zawsze poważne, często też się przekomarzamy, a i jest miejsce na drobne uszczypliwości, bo jednak Kościół Katolicki, nie jest bez winy. Kiedyś po takim wypowiedzianym przeze mnie zdaniu, Marcin powiedział żartobliwie, że pójdę „do piekła za takie gadanie”, na co odparowałem, że skoro nie wierzę w Niebo, to i piekło mi niestraszne.
Bogdan Feręc
Źr: The Irish Times / informacja własna
Photo by Karl Fredrickson on Unsplash