Kiedy mówię, że politycy pajacują, mam na to dowody, a i potrafię udowodnić, iż tak jest, co czynię teraz.
Zaczęli się czepiać uczniów, że ci używają w nadmiarze telefonów komórkowych, co nawiasem mówiąc, jest prawdą, bo ci bez komórki żyć praktycznie nie umieją i dominacja tego urządzenia jest nad umysłami młodych ludzi powszechna. Nie zmienia to jednak faktu, iż widzę pewne nieścisłości, jakimi kierują się politycy w aktualnej chęci wyrwania uczniom z rąk telefonów.
Teraz chcą to zrobić w szkołach podstawowych, ale pojawiają się już pomysły, aby działo się to również w średnich, więc szkoły powinny być wolne od telefonów.
Idea chwalebna, bo niech się pacholę uczy, a nie śmiga po sieci podczas lekcji, czy na przerwie, ale…
Telefony są używane trochę jako uproszczenie problemu, gdyż chodzi o wszystkie urządzenia elektroniczne, jakimi można uzyskać połączenie z internetem, więc tu zaczynamy mieć rozbieżności. Otóż kilka lat temu powstała w ministerialnych gabinetach, bo nie używam już stwierdzenia umysłach, propozycja, żeby właściwie odchodzić od typowych rozwiązań edukacyjnych, czyli zeszytów i książek, a te zastąpić laptopami i tym podobnym urządzeniami. To zaproponowano za rządów premiera Endy Kenny’ego, co z jednej strony na szczęście, a z drugiej może szkoda, umarło śmiercią naturalną, bo koszt zakupu komputerów był ogromny. Przekonywano ówcześnie, iż będzie to z korzyścią dla uczniów, poszerzania ich wiedzy i ułatwień we współczesnym świecie, bo się będą umieli obsłużyć.
Nie poszło, gdyż brakło kasy.
Idźmy dalej, albowiem i to staje na przeszkodzie walki z telefonicznym „rehabem”, a wynika w prostej linii z wprowadzonej nie tak dawno pandemii. Kazali siedzieć w domach, kazali uczyć się online, a i zabronili wychodzić na ulicę, bo się wirus panoszy i może mieć skutki. No i ma. Te znudzone tabuny uczniów podstawówek, ale też dzieci starsze, siedząc w domowych pieleszach, chcąc zabić nudę, w oparciu o zalecenia władz najwyższych, przykleiły się do telefonów, smartfonów, laptopów i komputerów.
Teraz dla odmiany, gdy wywołano w nich przemożną chęć użytkowania tych urządzeń elektronicznych, wpojono im i ich rodzicom, że można wiele rzeczy robić zdalnie, w tym pracować, wprowadza się ograniczenia, by nie brały do rąk paskudztwa, które im zagraża.
To w końcu jak jest, a pytam polityków. Czy chcecie zelektronizowanego i umiejącego korzystać z urządzeń społeczeństwa, czy może cofamy się do czasów, w których ja się wychowałem i szczytem techniki był kolorowy telewizor? Wprowadźmy do tego wszystkiego szczyptę realizmu, ustalmy jakiś plan działania i przestańmy tak ochoczo zmieniać zdanie, przede wszystkim pod wpływem koniunkturalizmu politycznego na świecie.
Ci biedni mali ludzie kiedyś oszaleją od tych pomysłów, bo nie mają na tyle silnych osobowości, jak te starsze, czterdziesto-, pięćdziesięcio- i sześćdziesięcioletnie pokolenia.
Bogdan Feręc