Orkiestra gra jeszcze
Można odnieść wrażenie, że mamy w Irlandii całkiem dobrą sytuację gospodarczą, że tytułowa orkiestra gra jeszcze, ale ten Titanic za chwilę może zacząć nabierać wody i tonąć po zderzeniu z konglomeracyjną górą lodu.
Od lat wiadomo, że Irlandia nie jest krajem producentem, a wytwórcą i gdyby nie partnerzy zagraniczni, nie jest w stanie zrobić ze swoją ekonomią nic. Warto jednak przypomnieć, iż kilka razy już udowodniła, że umie radzić sobie z kryzysami, ale i tu pewne zaznaczenie, bo przecież nie robi tego sama. Ileż to razy przyszło nam mówić, iż kryzys się kończy, a po kilku zaledwie latach prosperity, nadchodziły lata chude, by w następstwie załamania się rynków na świecie, trzeba było ponownie budować utraconą pozycję.
Czy jest winą Irlandii, że tak właśnie się dzieje? I tak i nie, gdyż to cały czas naczynia połączone i bez kapitału z zagranicy, wyspa nie poradzi sobie w żaden sposób.
Tu właśnie kolejny raz pojawia się jej uzależnienie do rynków zagranicznych, bo to one dają możliwość nadawania jej statusu kraju bogatego. Co jednak się stanie, kiedy światowe koncerny uznają, że Zielona Wyspa jakby spłowiała, że soczystą zieleń zastępuje zielonobrunatna zgnilizna i idziemy w kierunku, który nie daje już możliwości twierdzenia, że jest dobrym miejscem dla zachodnich biznesów?
Upadek, a może powrót do czasów sprzed 1985 roku, kiedy Republika Irlandii jawiła się, jako kraj biedny, zacofany i bez specjalnych perspektyw.
Taki scenariusz jest możliwy i bardzo prawdopodobny, a cały czas chodzi o brak jakiejkolwiek gałęzi własnego przemysłu, która byłaby zabezpieczeniem na kolejne lata. Powie ktoś, że mamy przecież wiele fabryk medycznych i zajmujących się wytwórczością elektroniki, ale po pierwsze nie należą one do Irlandii, a po wtóre, znacznie większe dochody generują dla swoich spółek matek w krajach pochodzenia. To z kolei wskazuje, że irlandzki rząd zadowala się ochłapami, jakie w formie podatków odprowadzają koncerny, a bez tych, równia pochyła uzyska znacznie większy kąt spadku i zaczniemy się staczać szybko w dół.
Dla Irlandii nie są też zabezpieczeniem jej tzw. rodzime zakłady, bo przecież przejęte zostały przez zagraniczny kapitał, a to on może zadecydować o wygaszeniu na wyspie produkcji sztandarowych irlandzkich produktów, jakimi są np. Jameson i Guinness. Nawiasem mówiąc ani Jameson, ani też Guinness, nie są w stanie wygenerować takich dochodów dla państwa, by miały zdolność utrzymania budżetu. Nie zrobią tego również w połączeniu z innymi firmami o irlandzkim rodowodzie, albowiem większość wpływów budżetowych z podatku od osób prawnych stanowią te, które przynoszą amerykańskie i kanadyjskie firmy o zasięgu globalnym.
Czy jest więc jakieś wyjście z tej matni? Tak, ale kosztowne, bo potrzeba albo przejąć od zachodnich koncernów fabryki, albo stworzyć całkiem nowe, które otrzymają klauzulę, iż nie mogą być oddane w obce ręce.
Jeżeli irlandzki rząd, obojętnie, kto ów będzie tworzył, nie zabezpieczy wyspy przed obcym kapitałem, pozostanie pod butem wszechwładnych korporacji, co będzie skazywało Zieloną Wyspę na decyzje, które podejmowane są poza jej granicami.
Tym samym nie będzie też odporna na światowe kryzysy, popadać będzie okresowo w większe lub mniejsze problemy finansowe, stale będzie się odbudowywać, a ma przecież możliwości, aby tego wszystkiego uniknąć.
Bogdan Feręc
Photo by Danting Zhu on Unsplash