Państwowy Instytut Geologiczny (PIG) twierdzi, że ocieplenie klimatu wkrótce, chociaż mowa o skali okresów ziemskich, zatrzyma się i będziemy mieli do czynienia ze spadkami temperatur, a całkiem nowy cykl klimatyczny, który istotnie wpłynie na zmianę trendu wzrostowego, zacznie się już za kilkadziesiąt lat.
PIG zasugerował, iż szczyt ocieplenia klimatu ziemi przypadać będzie na końcówkę tego stulecia, więc można z tego wysnuć wniosek, iż po tym okresie rozpocznie się samoistne ochładzanie, jak było to w innych okresach geologicznych naszej planety. Specjaliści z Państwowego Instytutu Geologicznego zaznaczają, iż są to jedynie przewidywania i nie można uznać tego za rzecz pewną, ale możliwą lub prawdopodobną. Właśnie w końcówce tego stulecia ziemia ponownie zacznie wchodzić w cykl ochłodzenia klimatu, czyli nie można ponad wszelką wątpliwość uznać, iż wyłącznie emisja gazów cieplarnianych ma wpływ na podnoszenie się temperatur, bo zjawiska powinno się połączyć, ale ze wskazaniem na cykle klimatyczne.
Co może zastanawiać i stawać w sprzeczności z twierdzeniami polityków Unii Europejskiej będących klimatycznymi oszołomami, to twierdzenia niektórych ekspertów, a ci są zdania, że obecne ocieplenie nie jest tak wysokim, jak miało to miejsce w średniowieczu lub w innych, znacznie wcześniejszych cyklach wzrostów temperatur ziemskich. Do takich wniosków naukowcy doszli, gdy przebadali próbki odwiertów, które mieli do dyspozycji, a wówczas schematy glebowe były łudząco podobne do obecnych, jednak wskazywały na pory o wyższych temperaturach i niższej amplitudzie opadów.
Natomiast wg Instytutu, wpływ emisji gazów cieplarnianych i demonizowanego CO2 na atmosferę ziemską jest prawdopodobnie przeszacowany oraz nie uwzględnia czynników zewnętrznych, nazywanych naturalnymi.
Naukowcy z PIG zajęli się przede wszystkim badaniem próbek z Holocenu, więc z ostatnich prawie 12 tysięcy lat, a to one są wskazówką, jakie występowały trendy klimatyczne na ziemi i jak się ów zmieniał. Nie można jednak w całości odrzucić twierdzenia, że człowiek, a bardziej jego działalność nie ma wpływu na klimat oraz na jego zmiany, ale nie można obecnie powiedzieć ponad wszelką wątpliwość, iż ma kolosalny, jak próbuje się to przedstawiać.
Już dawno odkryto, że wyższe temperatury powodują wzrost parowania wód powierzchniowych, więc wprowadzenie większej ilości pary wodnej do atmosfery oznacza, że wytwarza się więcej chmur. Te zaś ograniczają dostęp promieni słonecznych do powierzchni planety, która zaczyna się schładzać. Większa ilość cząsteczek wody w powietrzu oznacza również częstsze i obfitsze opady w wielu rejonach, co może być odbierane, jako drastyczna zmiana klimatu, choć wcale nie musi taką być.
Badacze epok geologicznych ziemi wiedzą, że klimat zmienia się cyklicznie, czyli są lata, dziesięcio- i stulecia, a nawet dłuższe okresy, w których czynniki naturalne są albo łagodne, albo intensywne, co odkłada się w warstwach geologicznych. Tym samym przez miliony lat, ślad po epokach zimna i ciepła odwzorowany został pod naszymi stopami, a można na tej podstawie ocenić, jakie cykle towarzyszyły ziemi od czasów, gdy stąpały po niej dinozaury, a nawet wcześniej. Ważne jest w tym jednak, że oddziaływanie klimatu na powierzchni, daje wskazówki, kiedy i o jakim natężeniu następowały po sobie okresy ochłodzenia, więc np. epoki lodowcowe i te, które wzięli na warsztat klimatyczni oszołomi oraz politycy, czyli okresy ocieplenia ziemi. Nie można jednak powiedzieć, że przed np. 100 milionami lat, to człowiek miał wpływ na ocieplenie planety, na której zamieszkiwał, a ocieplenie jednak miało miejsce. Przypadek? Nie, bo jest to zjawisko całkowicie naturalne i cykliczne w ziemskich okresach.
Co ciekawe, naukowcy są przekonani, że można też przewidywać przyszłe wydarzenia klimatyczne, i nie chodzi tu o opady deszczu na najbliższe kilka dni, ponieważ na całe stulecia, a wszystko dlatego, iż w pokładach geologicznych wciąż się one powtarzają. Prowadząc przegląd próbek z odwiertów, można jednocześnie ocenić, jak na przestrzeni lat zmieniał się klimat i jakie pojawiają się zmienne, a jakie okresy i to z dosyć dużą regularnością powtarzają.
Aktualnie jesteśmy w okresie przejściowym, więc mogą występować dłuższe okresy z nienaturalnie wysokimi temperaturami, a te przeplecione zostaną dłuższymi lub krótszymi zjawiskami ochłodzeń, a i nadal wychodzimy z tzw. małej epoki lodowcowej, która zakończyła swoją pełnię w połowie XIX wieku. Od tamtej chwili, co też potwierdzają badania naukowe, wzrost globalnej średniej temperatury na świecie wynosi 1 stopień Celsjusza, a właściwie nie przekroczył jeszcze tej wartości, czyli politycy, którzy mówią, że jest inaczej, najzwyczajniej w świecie bajdurzą.
Ciekawostką niech będzie fakt, iż w okresie rzymskim, średnia temperatura na ziemi była znacznie wyższa, niż jest obecnie, co też potwierdza nauka i badania geologiczne.
My znajdujemy się obecnie w epoce nazywanej Holocenem, a w niej właśnie, okresy ciepła i zimna przeplatają się w okresach pięciuset-, sześciuset letnich i było ich kilkanaście, więc obecny wzrost temperatur, jakby na ten nie patrzeć, nie jest żadną anomalią, a naturalnym zjawiskiem na kuli ziemskiej. Świat nauki ocenił również, że obecnie, wcale nie jest nadzwyczajnie ciepło, gdyż od 5 do 8 tysięcy lat temu, średnia temperatura ziemi była od 3 do 3,5 stopnia Celsjusza wyższa i nikt nie płakał nad płonącą za oknem planetą.
Podobnie, jak dzieje się to w czasach współczesnych, zachowywały się lodowce, bo albo przyrastały, albo się kurczyły, ale większość z nich, nigdy nie zanikała, nie mówiąc o tych położonych w klimacie umiarkowanym, bo te czasami odkrywały całe połacie ziemi, by po setkach lat ponownie powrócić. Nie znikały natomiast na naszym kontynencie lodowce w Skandynawii, Pirenejach i na Uralu, więc aktualne topnienie lodowców, również nie może być zakwalifikowane, jako proces, do którego człowiek walnie przyłożył swoją rękę. Tu kolejne twierdzenie naukowców, bo przyznają, że zanikanie pokrywy lodowej, jest teraz nawet mniejsze niż przed setkami lat, w czasach innych ociepleń klimatu.
Podano tu przykład Spitsbergenu, na którym kilka tysięcy lat temu średnie temperatury były od 2 do 5 stopni Celsjusza wyższe, więc wcale nie było tam tak, jak jest obecnie. Wówczas wyłoniły się spod lodu niektóre części Ameryki Północnej, ale też Grenlandia i Skandynawia. Grenlandia to doskonały przykład, bo w języku angielskim oznacza nic innego, jak Zieloną Wyspę. Przypadek? Nie. Nie była niegdyś taka zimna, a porośnięta dla odmiany bujną roślinnością. Tak samo było na Saharze. Morze Arktyczne do „niedawna”, nie było wcale pokryte taką płytą lodową, jak ma to miejsce teraz, czyli w okresie zmian klimatycznych.
Jak zwykle mała glossa, a w kierunku polityków, bo to oni i ekolodzy mówią o „zmianach klimatycznych”. A kiedy ich nie było, kiedy klimat był stabilny, kiedy nie zachodziły zmiany? Nie ma takich okresów w historii ziemi, więc samo hasło stworzono, by bez najmniejszego sensu wmawiać naiwnym, że jest, jak nie jest.
Wracam do felietonu, żebym nie zaczął używać w stosunku do polityków i klimatycznych potępieńców słów powszechnie uznanych za obraźliwe, więc Holocen charakteryzuje się też intensywną zmiennością prądów morskich, a mowa może być tutaj o Golfsztromie, który perfekcyjnie wpływa na pogodę w Irlandii oraz El Niño. W równym stopniu w naszej części świata, jak i na drugiej półkuli, oba prądy są na tyle silne, że mogą napędzać klimat i ten kształtować. O ile zmodyfikują nieco swój kierunek i wzmocnią się poprzez oddziaływanie wyższych temperatur, mogą wywoływać niszczycielskie zjawiska atmosferyczne. Kiedy jednak słabną, klimat się uspokaja, a nawet niektóre inne prądy zaczynają kształtować pogodę, co odbieramy jako anomalię. Ta jest jedynie w naszej świadomości, bo w okresach geologicznych, takich zdarzeń miało miejsce setki tysięcy, więc także nie można mówić w tym przypadku o czymś nienaturalnym.
Oczywiście dochodzi na świecie do zjawisk ekstremalnych, ale są one krótkotrwałe, co również zapisane jest w pokładach ziemi, jakie zbierały się przez miliony lat.
Istotne dla zrozumienia pewnych faktów jest również, że ziemia działa w obiegu zamkniętym, o czym niewiele osób nam powie, bo nie mają w tym żadnego interesu. Kiedy powstała ziemia, właściwie można powiedzieć, że było już na niej wszystko, co jest obecnie, chociaż wiele rzeczy w całkiem innej postaci. Niestety dla tych, którzy tego nie rozumieją, tyle samo było dwutlenku węgla, tyle samo metali i tyle samo innych pierwiastków. Inaczej, ale tylko trochę inaczej było z tlenem, bo ów był produktem ubocznym fotosyntezy i rozwinięcia się dużej ilości glonów beztlenowych w oceanach. Nawiasem mówiąc, tlen jest śmiercionośny w wysokim stężeniu, czyli człowiek, mógłby wyginąć, jeżeli w powietrzu braknie np. azotu. Tlen w stężeniu 100% staje się dla nas gazem toksycznym i to bardzo szybko, bo w maksymalnie 24 godziny. Po tym czasie nieodwracalnie uszkodzi płuca i… Anielski Orszak.
Obieg zamknięty oznacza, że wszystko jest w ciągłym ruchu, więc uwalnia się do atmosfery, z deszczem opada, odkłada, przyciskane jest kolejnymi warstwami i poprzez naturalne ujścia, najczęściej przez wyloty wulkanów, ponownie trafia do atmosfery. Tak dzieje się z cząsteczkami stałymi i gazami, więc na kuli ziemskiej jest ich stale taka sama ilość, jak była wówczas, kiedy powstała, czy tam stworzył ją Bóg.
Byłbym zapomniał, że część składowych ziemi wciąż się na niej pojawia, a to za sprawą asteroid, które przylatują z kosmosu, a konkretnie z pasa Kuipera, gdzie krążą sobie na zaplanowanych orbitach i dopiero jakaś wzajemna kolizja wytrąca je z równowagi, więc mogą trafić też na ziemię. Asteroidy, zależnie od wielkości, to jeden z czynników niezaprzeczalnych, a na dodatek, który może zmienić klimat na ziemi. Tak stało się, gdy jeden z takich spadł na naszą planetę i wówczas Anielski Orszak odegrano dinozaurom.
Po tym wypadku w powietrze wzbiły się tumany kurzu i nastała epoka lodowcowa, a spowodowana właśnie zderzeniem z bolidem spoza ziemi. Podobnie będzie, kiedy politycy, bo nikt inny, rozpętają wojnę jądrową, a wówczas nastąpi nuklearna zima i będziemy mieli powtórkę z dinozaurów.
Z danych, jakie przedstawił Państwowy Instytut Geologiczny, można wysnuć wniosek, że ogólny wpływ człowieka na środowisko nie jest zjawiskiem potężnym, czyli może mieć wpływ, ale tylko lokalny. Wiadomo również, iż oddziaływanie człowieka najbardziej odbija się na powierzchni ziemi, w lekkim stopniu na atmosferze, chociaż czasami można odnieść inne wrażenie. W większym stopniu odczuwalna jest działalność człowieka na morza i oceany, bo te nie dosyć, że są obecnie mocno eksploatowane pod względem połowowym, to jeszcze traktowane jako zbiorniki na ścieki.
Człowiek może jednak poprawić swój stosunek do ziemi i klimatu, więc zapobiegać pustynnieniu ogromnych obszarów, a to przez zakończenie niekontrolowanej wycinki lasów, nieracjonalną gospodarkę wodną, ale też rolnictwo, które może mieć w uprawach monokulturowych niszczący wpływ na całe połacie naszej planety.
Z informacji płynących z PIG wiadomo również, a to przedstawiono, opierając się na danych pochodzących z Komisji Europejskiej, że aż 70 proc. gleb w całej Unii Europejskiej jest w złym stanie i powinna poddana zostać rekultywacji. Naukowcy z Instytutu sprzeciwiają się także twierdzeniom, że Polska ma dobry stan gleb, albowiem badania chemiczne wykazują, iż przekroczenia norm są wysokie, chociaż nie wszędzie.
Dobrą informacją jest natomiast, że Polska miała na 2022 rok 95% wód, które oceniono na dobre jakościowo, a 5% nie może być bez odpowiedniej obróbki używana do celów komunalnych.
Na koniec zostawiam Państwa z pytaniem, czy te fakty w połączeniu, dają nam obraz tragedii klimatycznej, czy może są wyłącznie środkiem, jaki uświęcić ma cel?
Bogdan Feręc
Źródło felietonu: Polska Agencja Prasowa
Photo by Agustín Lautaro on Unsplash