(Nie)normalność polszczyzny niebinarnej

Dożyliśmy czasów, w których osobę określa coś na kształt bezosobowego przywołania, czyli zwracając się do innego człowieka lub człowieki w sposób sugerujący płeć, może być to uznane za atak na jej binarność własną lub niebinarność domniemaną.

Żeby ułatwić obcowanie z takimi osobami, trzeba będzie używać zaimków, które kłócą się ze zdrowym rozsądkiem, a i brzmią, jakby rodowity mieszkaniec Republiki Konga, choć do nich nic nie mam, zaczął uczyć się języka polskiego.

Oprócz zasłyszanych niedawno określeń, jakie powinny być w użyciu, bo tego chce wszechwiedząca Unia Europejska, a nie będzie wolno za chwilę mówić np. sprzedawca lub sprzedawczyni, czyli formą poprawną stanie się osoba sprzedająca. Tak samo stanie się również we wszystkich innych przypadkach, czyli nauczycielka i nauczyciel będą osobami uczącymi, natomiast sportowcy, osobami sportującymi, również się.

I super, bo ja będę osobą dziennikarzącą, a wraz ze sportowcami, się.

Można będzie oczywiście używać rodzajów neutralnych, więc osoby niebinarne będą mogły, chociaż nie interesuje mnie to, jakimi się już teraz zaimkują, określać ono, jego, a to prowadzi nas do wniosku, że po wykonanej pracy lub dokonaniu czynności „iścia” powie „zrobiłom” i „poszłom”. Kiedy my, binarni określać będziemy te ichnie czynności dokonane, tuszę, iż powinniśmy mówić „To poszło i To zrobiło”. Jak widać, mówię o tym, tych, tamtych i onych z szacunkiem, czyli piszę one osoby WIELKĄ LITERĄ.

Więcej problemów będzie jednak dla ludziów, choć może lepszym będzie wkrótce dla UE określenie „planetoziemców”, które albo znają język polski, albo formy neutralne płciowo nie chcą im przejść przez gardło, a może nawet na pierwszy rzut oka, nie rozpoznają, co przed nimi stoi. Tak, nie „kto”, a „co”, gdyż „cosie” nie mają wg nich dookreślonej płci, czy tam się nie identyfikują, żyjąc od kilkunastu, a może nawet więcej lat na tym łez padole.

Można więc będzie też, jeżeli „owo” się określi, zanim zaczniemy się do „tego” zwracać, mówić „niech podejdzie”, „niech zrobi” i „niech nie robi scen”, ale i te formuły mogą wprawiać kogoś w zakłopotanie.

Znalazłem złoty środek i rozwiązanie, które po pierwsze zadowoli wszystkich, a przynajmniej powinno, a po drugie, określenie to jest esencją tego, co chce uzyskać Unia Europejska i środowiska, które nie umieją się określić po żadnej płciowej stronie.

Ten zwrot, a tu ciekawostka, jest naszym polskim, używanym od dawna w ojczyźnie, a nawet niewiele osób mogłoby przypuszczać, że stanie się wkładem w dżenderową europejską kulturę.

Tym jest, jakże często stosowany w całym kraju nad Wisłą zakrzyk „EEEEE!”. To bardziej niż bezosobowy zwrot, którego można używać w stosunku do każdego człowieka lub ludzia na świecie, co oznacza, iż będzie on tak poprawny politycznie, jak żaden na świecie.

Kiedy tego zwrotu, naszego rodzimego, użyje się na ulicy, nawet w Irlandii, co już sprawdziłem, odwrócą się prawie wszyscy, czyli można wówczas wskazać palcem, do „komu” chce się mówić. Oczywiście tę formę można też rozwinąć, gdyby ktoś czuł się mocno zaznajomiony z językiem naszym ojczystym, a użyć np. zdania, które w formie może i nie jest przesadnie rozbudowane, ale również pozostaje w pełnej zgodzie z unijnym szaleństwem, czyli mówimy wówczas… „Eee, nich podejdzie”. Kiedy zwracać będzie się jednak już do „onych” człowiek legitymujący się wykształceniem wyższym, uważam, że powinien zastosować pełne zdanie, choć też równoważnikowe, a powiedzieć „Eeee, niech ono podejdzie”.

Może i tolerancji w tych kwestiach we mnie mało, ale szlag mnie trafia, jak słyszę tę cholerną unijną nowomowę.

Wyłącznie deklinujący się Bogdan Feręc

Fot. Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Irlandia i Francja z
Zielona Wyspa powinn