Jakoś tak się porobiło na tym świecie, że nie dosyć, iż wywrócony został do góry nogami, to jeszcze wywrócili go na lewą stronę.
Przede wszystkim chodzi tu o mój liberalizm, który oceniam na wysokiego poziomu, ale aż tak daleko, jak producenci i promotorzy Eurowizji nie zaszedł. Jest jeszcze jedna dziedzina, której udało się przekroczyć poziom mojej otwartości i zgody na różnego typu zachowania, więc sport.
Oczywiście nie ten, który obserwowaliśmy do tej pory, kiedy ta lub ów postanowili pastwić się nad swoimi ciałami, biegając całymi kilometrami tylko po to, żeby otrzymać kawałek metalu, ani ten, który prowadzi do umęczenia organizmu z czystej przyjemności.
Znam inne, które bardziej mi odpowiadają, więc można też użyć stwierdzenia, że sport mnie brzydzi. 😉
To może trochę przesadzone określenie, ale po co to zaraz wykonywać jakieś dziwne wygibasy, żeby później każdy mięsień był w stanie obolałym, więc moje uprawianie sportu ograniczam do niezbędnego minimum, a to oznacza jego oglądanie. Może i nie jest to godne polecenia, bo trzeba się przecież czasami poruszyć, ale bez tej całej nachalności osiągania rekordów i rywalizacji z osobami, które twierdzą, że są lepsze ode mnie. Niech sobie będą, bo mnie to nie przeszkadza.
Niestety w moich przekonaniach utwierdziły mnie ostatnie Igrzyska Olimpijskie, które od początku stały się areną dziwacznych zachowań i promocją aberracji normalności, co prowadzi do decyzji, że i tych oglądać nie będę.
Może i jestem już stary, może nawet niektórzy powiedzą, że pochodzę z epoki, w której tworzył się węgiel kamienny, a i pamiętam, jak po O’Connell Street w Dublinie dreptały dinozaury, ale i w tym przypadku samo otwarcie, jak i późniejsze wymysły organizatorów przekraczają granice przyzwoitości i mój permisywizm.
Czasami lepiej byłoby nie widzieć czegoś, co akurat pokazały telewizje świata, a ostatnio wielokrotnie chcę zakrzyknąć:
– Domknijcie mi oczy i wołajcie księdza. Nie chcę żyć w takim świecie.
Bogdan Feręc
Photo by Anita Jankovic on Unsplash