Na autostradzie do setki

Unia Europejska nie otrząsnęła się jeszcze po wyborach do Parlamentu Europejskiego, nie do końca wiadomo, czy cokolwiek one zmienią, a wydaje się, że wciąż rządzić w niej będą pomysły od czapy.

Taki pojawił się ponownie już teraz i jest kontynuacją propozycji sprzed kilku miesięcy, jednak na brukselskich salonach mówi się o tym coraz głośniej i na dodatek ponownie w kontekście dbałości o nasze życie oraz zdrowie. Niedawno przekonywano nas, że w Europie rośnie ilość wypadków drogowych, więc należy zwrócić na ten problem baczną uwagę, czyli zrobić coś, żeby statystyki zaczęły się poprawiać.

Pomysłów było wiele, więc te zaczynające się od podniesienia wysokości kar za niebezpieczną lub zbyt szybką jazdę, a i zgrabnie połączono to z ochroną środowiska oraz emisją spalin.

Właśnie w tym drugim przypadku jakieś mądre głowy uznały, że niższa prędkość, to także niższe zanieczyszczenie powietrza, co odciąży planetę od dwutlenku węgla.

Na marginesie można powiedzieć, że Europa, odpowiedzialna jest w ujęciu globalnym za circa 8% emisji CO2, czyli może sobie zamknąć wszystkie kopalnie, zlikwidować wszystkie auta i elektrownie zasilane paliwami kopalnymi, a na świcie nic się pod względem zanieczyszczenia dwutlenkiem węgla nie zmieni.

Nie udało się przekonać do takiej argumentacji większości ówczesnych parlamentarzystów Europy, więc trzeba było wymyślić jakiś ważniejszy powód, więc posunięto się do cierpienia i śmierci.

Tak powstała idea, by uczynić bezpiecznymi autostrady, więc obniżyć na nich maksymalną dozwoloną prędkość. Obecnie w Europie, a w zależności od państwa, maksymalnymi prędkościami na autostradach, które powstały, aby szybko i sprawnie się przemieszczać, dozwolonymi są te od 120 do 140 kilometrów na godzinę.

Tu jednak zaczyna się problem, więc żeby potwierdzić swoje słowa, że niebezpieczeństwo czyha na każdej z takich dróg, podparto się statystykami o ilości wypadków. Niestety i tu można powiedzieć Unii Europejskiej, że przestrzeliła, ale chciała także ukryć szczegółowe dane.

Jak się okazuje w Europie z ogólnej ilości wypadków na drogach, średnio 70% ma miejsce w miastach i miasteczkach, więc w terenie zabudowanym. Reasumując, wychodzi na to, że autostrady wcale nie są niebezpieczniejsze od innych dróg, a może nawet charakteryzują się wyższym poziomem bezpieczeństwa.

Tego UE nie mówi, ale i tak nie ustaje w swoich działaniach, by na każdej autostradzie w Europie, dozwoloną maksymalną prędkością było 100 kilometrów na godzinę. Będzie się to też wpisywać w pomysły o obniżaniu dozwolonych prędkości w terenie zabudowanym i w strefach zamieszkania, czyli powoli nie tylko poruszać będziemy się w miastach, ale i na autostradach.

Można więc powiedzieć, iż zniechęcanie do posiadania własnych samochodów w UE trwa w najlepsze, ale powód może być też całkiem inny. Wiadomo od jakiegoś czasu, że samochody elektryczne, choć mogą rozwijać normalne prędkości, porównywalne do tych z aut spalinowych, robią to na autostradach rzadko. Chodzi o zużycie energii, czyli ekonomiczną jazdę, by przejechać najdłuższy możliwy dystans.

Takich problemów nie mają samochody napędzane silnikami benzynowymi i wysokoprężnymi, więc o ile zużycie paliwa rośnie przy większych prędkościach, zasięg nie leży wówczas w głównym nurcie zainteresowania kierowcy. Ci wiedzą, że prędzej lub później trafią na jakąś stację paliwową i w 5 minut ponownie będą mogli ruszyć z pełnym bakiem w dalszą podróż.

Kierowcy aut elektrycznych na podreperowanie stanu baterii, poświęcić muszą nieco więcej czasu, a wszytko uzależnione jest od wielkości baterii i mocy ładowarki, więc też szybkości ładownia.

O ile dozwolone prędkości na autostradach zostaną obniżone, może to w brukselskiej koncepcji zachęcać do zakupu samochodu elektrycznego, a te są w ostatnim czasie w niełasce i klienci wolą jednak mieć pod stopą silnik na węglowodory płynne.

Bogdan Feręc

Photo by Jack B on Unsplash

Udostępnij:
ZNAJDŹ NAS:
Wygraj Swift Pass dl
Zbliża się tsunami