Mówią, jak do jaskiniowców
Można powiedzieć, że społeczeństwa są na skraju upadku, co pozwala na zwracanie się do nich, jak do bandy prostaków.
Wystarczy przecież posłuchać dowolnej wypowiedzi polityka, niezależnie, jaką opcję reprezentuje, a okaże się, że wykorzystuje on to, co sami pokazujemy, czyli jaki przekaz nas interesuje. Jaki? Jesteśmy przecież wścibscy, lekko zdezorientowani, ale też uwielbiamy równoważniki zdań, krótki, acz treściwy przekaz, najlepiej jednozdaniowy i ociekający krwią. To się sprawdza, widać to na każdym niemal kroku, chociaż najlepiej zjawisko widoczne jest w mediach społecznościowych. Ujawnia się to w samych treściach, jakie kierowane są do odbiorców, ale też w komentarzach, bo ten to już musi być ostrą ripostą na wypowiedź autora, choćby reakcja nie miała najmniejszego sensu, a i była także wyrwanym z kontekstu plagiatem.
To wszystko jednak skrupulatnie wykorzystuje świat polityki, choć nie tylko on, który już się nauczył, że nie ma sensu używać górnolotnych słów, wyszukanego języka, a tak po prostu trzeba powiedzieć to, co ludzie chcą usłyszeć, a w treści zbluzgać mentalnie przeciwnika.
Niestety nie kończy się to na świecie polityki, bo przecież większość słów, jakie padają z ust przedstawicieli narodu, trafić ma do uszu elektoratu i to zarówno do zwolenników, jak i do przeciwników, bo akurat może jakiś się nawróci, a i zasili szeregi głosujących na ugrupowanie szydzące z polityków innych opcji. Tym samym poszli w stronę dawania nam prostych, a właściwie nieskomplikowanych przekazów, które mają mówić, że coś jest białe, a coś czarne. W języku polityki zagubiły się natomiast odcienie szarości, a to oznacza, jak mówił klasyk, że „nikt nam nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne”. Samego autora tych słów zostawimy na razie w spokoju, bo chłop zajęty jest teraz innymi sprawami i walczy, ale jest też doskonałym przykładem na prostą i nieskomplikowaną treść, jaką przekazuje ogółowi. My dobrzy – oni źli.
Tak samo jest w Irlandii i już nawet pobieżne wsłuchanie się w słowa najważniejszych osób w państwie daje ogromne ilości przykładów, że mówią językiem, jakby prosto wyciągniętym z czasów tworzenia się światowej lingwistyki. Uznać należy teraz, iż mówi się do nas, jak do neandertalczyków, a ci słabo kojarzą, nie rozumieją, a może lepiej będzie powiedzieć, że w ich ocenie nawet nie rozumiom kierowanego w ich stronę słowa, czyli po pierwsze można powiedzieć wszystko, co ślina na język przyniesie, a po drugie w taki sposób, żeby powiedzieć coś całkiem innego niż chce się przekazać. Polityka mówi też krótkimi strzałami, żeby nikt nie miał wątpliwości, co się do gawiedzi mówi, ale i tu nie ma nawet ziarna prawdy, bo to przekaz formatowany, który ma na celu odpowiednie nastawienie słuchacza.
Przysłuchując się tyradom posłów, zauważyć można, że to, co akurat chcą podkreślić, mówią fleksyjnie, ale i używają wielokrotnych odmian wyrazu, jaki zapaść ma nam głęboko w pamięć. Taka narracja jest natomiast niczym innym, jak ukierunkowaniem nas na odpowiednie myślenie i niezależnie od tego, czy jest się przeciwnikiem, czy też zwolennikiem, a ten prosty przekaz zostaje w naszej jaźni.
Kolejnym wykorzystywanym przez polityków elementem walki o nasze umysły albo z nimi, jest ton, w jakim wypowiadane są frazy, bo to i czasami spokojny, a czasami słowa padają z naciskiem, a jeszcze innym razem barwa głosu pokazywać ma smutek, czy też głęboką troskę. To wszystko techniki manipulacji, bo nami manipulują, a jak wielokrotnie powtarzam, język polityki, aby zrozumieć, trzeba się tego nauczyć. Wtedy niewiele nas zaskoczy, nie damy traktować się jak zaprojektowanie do wchłaniania wszystkiego gąbki, a staniemy się świadomym odbiorcą treści, nawet najgłębiej zmanipulowanych.
Niestety z tym akurat będzie ogromny problem, głównie w młodszych pokoleniach, a konkretnie tych wszystkich, które miały wszystko podstawione pod nos, urodzone w dobie internetu, wychowywane bezstresowo i bez najmniejszego nawet zainteresowania światem, o ile ten nie robi akurat niczego głupiego lub nie woła z ekranu gołymi cyckami.
Do tych ludzi, wychodzących dopiero na świat, także kieruje się przekaz, projektuje się ich w odpowiedni sposób, pokazuje myślenie, a nie uczy się tego, bo właściwie, po co elitom myślące społeczeństwa, które mogą robić coś samodzielnie. Nie będą się wtedy poddawać kolejnym manipulacjom, nie będą bierne, nie będą też miały ochoty do walki o swoje prawa, bo politycy, mówiąc do tępawych milionów, używać będą słownych hasztagów i emotikonów, jakże łatwych w odbiorze.
Jeżeli ktoś jeszcze tego nie zauważył, to niechaj wsłucha się w słowa dowolnego polityka, a wtedy okaże się, że trzyma się pewnych wzorców, które pochodzą z wierszyków dla dzieci, a te ładnie układają kwiecistość treści, lecz są bez wyrazu. Wydaje się też, że wszystko się zgadza, że mówi prawdę, ale ta prawda jest inną od tej, jaka się dzieje lub zaraz zacznie się dziać. To można zawrzeć w określeniu, iż mówią do nas, jak do dzieci, ale przecież wychowali sobie już pokolenia tych, do których tak właśnie chcieli i trzeba się zwracać, bo innego języka nie rozumiom.
Nauczyli nas wszystkiego, zrobili sobie dobrze wytresowane pieski, którym mówią, co jeść, kiedy założyć rękawiczki i co kupić, ale też, że trzeba dbać o starszych i dzieci, jak traktować zwierzęta oraz środowisko, a robią to przez łatwy w odbiorze i na masową skalę przekaz, czyli reklamę. Nieprawda? Prawda, bo ile chodzić będzie o samo zwiększenie sprzedaży także tej politycznej, to nie trzeba do tego wykorzystywać półnagich kobiet, żeby wmawiały nam, że nic tylko woda z plastikowej butelki ochłodzi rozpalone ciało, a i krem ujędrni, że ho ho. Gdyby jednak miało być inaczej, czyli miałoby się sprzedać więcej wody, to czemuż nie dać zwykłej planszy w przerwie filmu, że woda w butelce kosztuje 1 € i jest mokra, a na dodatek tańsza niż u konkurencji? Koniec. Kto miałby kupić, bo tania i mokra, to właśnie by to zrobił, czyli nie trzeba będzie stosować technik zakrawających o przekaz podprogowy, a już z całą pewnością o zasady, jakie określa mnemotechnika, bo ta ułatwia zapamiętywanie, czyli przez wielokrotne użycie przekazu nie oraz werbalnego, dajemy sobą manipulować. Widział ktoś w ostatnich latach sensowną reklamę? Raczej nie, bo ma być prosta, o ile nie prostacka, a ma zapadać w pamięć i drążyć nasze trzewia. Ileż razy w życiu codziennym podśpiewujemy sobie „dla Ciebie, dla rodziny”, czy też powtarzamy stworzony przez agencję Lowe Howard-Spink, co miało miejsce w 1993 roku slogan „Every Little Helps”?
Tak ponownie jesteśmy u polityków, bo teraz to nikt inny, jak właśnie oni, stali się sprzedawcami ludzkiego dobrobytu, ale żeby go otrzymać, trzeba im zaufać i uwierzyć, że chcą dla nas dobrze. Tylko czy chcą? Raczej nie, ale slogany, jakimi się posługują, mają w nas utrwalić to, co chcą, żeby się nam utrwaliło, czyli mamy być podporządkowani.
Tylko, czy uda się to z osobą oświeconą?
Bogdan Feręc