Małżeństwo Astona Martina z Hondą, ostatnim elementem układanki Lawrence’a Strolla

W tygodniu poprzedzającym Grand Prix Monte Carlo, Aston Martin i Honda ogłosili partnerstwo silnikowe od sezonu 2026. To nie przypadkowe posunięcie, a bardzo przemyślany ruch w drodze na szczyt.

Czas na Motorsport

Wszyscy coach’owie i guru biznesu zgodnie powtarzają, że patrząc na czyjś sukces, widzimy jedynie czubek góry lodowej i końcowy element długiej, skomplikowanej układanki. Jak mantrę przypominają, że nic nie jest dziełem przypadku, a efektem przemyślanej i mozolnej pracy. Pomijając zasadność słuchania rad takich ludzi, akurat w tym aspekcie trzeba przyznać im rację. To uniwersalna prawda. Tym samym można ją aplikować do każdego rodzaju biznesu. Tyczy się to również Formuły 1, którą jak żaden inny sport, zaraz po kwestiach współzawodnictwa, należy rozpatrywać w kategoriach biznesu. W środku tego globalnego przedsięwzięcia znajdują się nieco mniejsze biznesy, tworzące tą machinę – zespoły wyścigowe. Tymże zespołom, jak każdemu innemu prężnie i skutecznie działającemu biznesowi, potrzeba pieniędzy, mądrego zarządzania i długofalowego spojrzenia – to wszystko zdaje się mieć Aston Martin obecny w stawce F1. Stabilna kadra, wybitny 1. kierowca, ambitna polityka inwestycyjna, oraz to wszystko spajająca osoba Lawrence’a Strolla przełożyła się na ,, końcowy element układanki” w postaci ogłoszonego partnerstwa Astona Martina z Hondą od 2026 roku.

Zatrzymajmy się jednak na chwile przy postaci Lawrence’ a Strolla. Kim tak naprawdę jest ów enigmatyczny gentleman, który z każdym rokiem coraz śmielej pociąga za sznurki królowej sportów motorowych? To 63 letni, kanadyjski przedsiębiorca – miliarder, który zarobił pierwsze poważne pieniądze w branży odzieżowej. Gdyby nie on to prawdopodobnie ani Kanada ani Europa nie usłyszałaby o takich markach jak Pierre Cardin, Ralph Lauren, czy Tommy Hilfiger, których był wyłącznym dystrybutorem. Nie bez powodu Lawrence Stroll jest nazywany Midasem, ponieważ prześledziwszy jego dorobek doprawdy można dojść do wniosku, że wszystko czego się dotknął zamieniał w złoto. Nie inaczej sprawa miała się z jego wejściem w świat ryczących silników i spalin, a więc świat motorsportu. Przygodę tą zaczął od wspierania swojego syna, Lance’a Strolla w Williamsie w 2017 i 2018. Jednakże, mimo co raz większego wsparcia finansowego dla Williamsa, który w tamtym czasie tonął w długach, kanadyjski miliarder nie mógł dogadać się co do wizji z ówczesną szefową zespołu – Claire Williams, która za wszelką cenę chciała zachować niezależność zespołu jej ojca. Z tego powodu, gdy w 2018 zespół Sahara Force India, który również miał poważne problemy finansowe, poszedł na licytacje, Lawrence Stroll wraz ze swoim konsorcjum inwestorów nie zastanawiali się długo i kupili zespół, przemianowując go na małodźwięczne Racing Point.

Rok 2019 był dla zespołu w zasadzie ,, na przeczekanie”, a dla ,, Papy Stroll’a” szansą na zacieśnianie współpracy z Mercedesem i zwiększenie swoich wpływów w padoku. Jednocześnie w tym roku padła decyzja o budowie nowej fabryki zespołu w Silverstone, co było krokiem przełomowym w rozwoju zespołu. Rok 2020 przyniósł ,, różowego mercedesa”, czyli bolid Racing Point łudząco podobny do konstrukcji Mercedesa z roku poprzedniego. Kolor różowy, natomiast, wynikał ze współpracy sponsorskiej z firmą BWT, która to posiada te oryginalne barwy. W tym sezonie zespół mógł się poszczycić już 3 podiami, w tym jednym zwycięstwem Sergio Pereza w Grand Prix Sakhiru.

Następny rok przyniósł pewien regres, co było w dużej mierze spowodowane ,, obcięciem podłogi” w regulacjach FIA, co przede wszystkim uderzyło w Mercedesa i Astona Martina, bo od tego sezonu tą nazwą legitymował się zespół; ponownie wszystko dzięki Lawrencowi Strollowi, który inwestując w Astona Martina otrzymał możliwość używania jego wizerunku, ale też uchronił legendarną, brytyjską markę od bankructwa, którego wizja uwiarygodniała się z powodu panującej pandemii w tamtym czasie.

Poprzedni sezon, tj. rok 2022, również przysporzył niemałych problemów ekipie z Silverstone. Zespół, w którym jeździł Sebastian Vettel i Lance Stroll ( syn miliardera) nie trafił zupełnie z koncepcją bolidu w nowej specyfikacji technicznej, co poskutkowało dopiero 7 miejscem w klasyfikacji konstruktorów – wynikiem bardzo odległym od wyścigowych ambicji Lawrence’a Strolla.

Jednakże rok 2023 jest zgoła inny niż wszystkie poprzednie dla zespołu Astona Martina, czy wcześniejszego Racing Point. Właściwie wzrost osiągów i zaskoczenie skutecznością konstrukcji Astona Martina od początku tego sezonu, można śmiało równać z latami 2009, czy 2014, kiedy to Brawn GP i Mercedes zaskakiwali całą stawkę swoją oszałamiającą formą i szybkością względem sezonu poprzedniego. Taki stan rzeczy to z pewnością efekt wielkich inwestycji Strolla w zaplecze zespołu oraz praca inżynierów ekipy z Silverstone, która od zawsze jest znana z wysokiej efektywności, ponieważ do tej pory była przyzwyczajona do zarządzania raczej skromnym budżetem. Ten optymistyczny obrazek dopełnia Fernando Alonso, który został nieoczekiwanie ściągnięty z Alpine do Astona Martina w tym roku. Hiszpan zdaje się oszukiwać kalendarz, ponieważ jeździ fenomenalnie w tym sezonie oraz, co ważne, bardzo powtarzalnie, mając już, bagatela, 42 lata.

Aston Martin i Lawrence Stroll nie zapominają jednak o przyszłości. Przed Grand Prix Monako 2023 Aston Martin ogłosił partnerstwo silnikowe z Hondą 2026. Jest to współpraca niezwykle korzystna, zarówno dla ekipy z Silverstone, jak i japońskiego koncernu. Honda, co prawda, faktycznie nie opuściła Redbull Racing po sezonie 2021 i pozostawała w cieniu, wspierając projekt Redbull Powertrains. Jednak wobec tego, że zespół z Milton Keynes związał się z Fordem od 2026, Honda straciła perspektywę na przyszłość, a Aston Martin był najlepszą opcją na stole. Z kolei dla zespołu Lawrence’a Strolla jest to bez wątpienia krok we właściwą stronę. Tak już jest w Formulę 1, że chcąc osiągać mistrzowskie rezultaty musisz być maksymalnie niezależny i w pełni kontrolować cały proces rozwoju bolidu. Wie o tym doskonale Lawrence Stroll i Mike Krack ( szef zespołu Aston Martin), co zaowocowało związaniem się z japońską marką, a zarazem zakończeniem współpracy z Mercedesem z końcem 2025, który obecnie dostarcza im silniki.

Przy okazji mariażu Astona Martina z Hondą, pojawiły się pytania w stronę japońskiej marki, czy mieliby coś przeciwko Fernando Alonso w zespole. Wynika to z tego, że ostatnia przygoda Hiszpana z Hondą ( 2015 – 2017) za czasów, kiedy był w Mclarenie, pozostawiła niesmak u Japończyków. Szczególnie w pamięci, inżynierów i kibiców z Kraju Kwitnącej Wiśni zapadły słowa Fernando na Suzuce w 2015 roku. Mimo wszystko, Honda deklaruje, że patrzy przychylnie na ponowną współpracę z Alonso, gdyż uważają go za wybitnego kierowcę. Jednakże, nie wykluczają, w przyszłości, pewnych ,, sugestii kadrowych” u Astona Martina.

Rzecz jasna, nie sposób przewidzieć przyszłości dla zespołu Aston Martin, jednak na ten moment wydaje się, że mają w ręku wszystko, co potrzebne, aby osiągać mistrzowskie sukcesy. Finansowanie jest stałe i pewne, zespół nie narzeka na brak inwestycji ( w poł. 2024 roku ma zostać otwarty własny tunel aerodynamiczny Astona Martina), posiada utalentowaną kadrę, w tym bardzo dobry skład kierowców oraz, od niedawna, ,, końcowy element układanki” w postaci partnerstwa z Hondą od 2026. To sprawia, że łatwo zaufać Lawrence’owi Strollowi, kiedy mówi o walce o tytuł w sezonie 2026, chociaż patrząc po aktualnych wynikach zespołu z Silverstone, być może nastąpi to nawet wcześniej.

Piotr Nałęcz

Z wszystkimi wydaniami audycji „Czas na Motorsport” można się zapoznać tutaj.

Audycja „Czas na Motorsport” w każdy wtorek o godz. 22:00 na antenie Radia Wnet. Zapraszamy!

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Raport: „Wojna inf
Polska spółka prac