Właściwie można postawić tezę, że przedmioty, które mamy w domach, są niezniszczalne i mogłyby działać przez kilkadziesiąt lat, jeżeli nie stosować w nich pewnego zabiegu.
Cofnijmy się jednak do roku 1901, kiedy to w remizie strażackiej w Livermore w Północnej Kalifornii wkręcono żarówkę, a ta świeci tam nieprzerwanie od 123 lat. Co ciekawe, żarówkę zaprojektował Adolf Chaileta, który prawie zbankrutował, kiedy okazało się, że jego produkty są tak dobre, iż nie trzeba ich wymieniać całymi latami.
Tu właśnie pojawiła się idea, że nie jest sztuką wyprodukować dobry sprzęt, bo trzeba ów produkować, a co więcej, sprzedawać przez cały czas.
Tej zasady zaczęli chwytać się inni producenci z całego świata, więc o ile jeszcze w ubiegłym stuleciu sprzęty były całkiem przyzwoite, więc działały długo, tak w końcówce czasów uważanych przez niektórych za zamierzchłe, z ich wytrzymałością zaczęło dziać się coś dziwnego.
Pralki, lodówki, ubrania, samochody, ale też fotele i krzesła, nagle po jakimś czasie zaczęły się psuć i rozsypywać, aż właściciele fabryk doszli do przekonania, iż sprzęt elektryczny może działać, ale najwyżej przez trzy lata, a jak się dokupi kolejny rok gwarancji, to przez cztery.
Jak to uzyskano, w pierwszej fazie zmuszania nas do kupowania nowych rzeczy, przez celowe postarzanie sprzętu, więc stosowano inne, słabsze, niż wymagała tego konstrukcja elementy. Odchudzano obudowy silników, gumowe paski napędowe zawierały mniej utrwalaczy, by materiał się rozpadał, a i elementy z metalu wykonywane były i są, z tych w najniższym gatunku. To jednak nie dawało gwarancji, że sprzęt rozsypie się szybko, gdyż przez jakieś niedopatrzenie, część produkcji, wciąż mogła być wyższej jakości i nie psuć się tak chętnie, jak w zamyśle producenta.
Z pomocą przyszła elektronika, która otworzyła przed koncernami produkcji przemysłowej całkiem nowe drzwi, czyli można było zaprogramować pralkę, kuchenkę mikrofalową, komputer i co tam jeszcze jest, aby działy określoną ilość godzin.
Tak samo jest z żarówkami, gdyby produkować je metodą z 1901 roku, to w takim przypadku ich cykl świecenia mógłby osiągnąć kilka milionów godzin, a nie zamykać się w tysiącach. Co jeszcze ciekawsze, z tego oszustwa firmy produkujące oświetlenie, a jedna z nich nawet nazywa się tak, jak traktuje klientów, zrobiły sobie zabawę i prześcigają się w promocji swojego barachła, opisując je słowami o przedłużonej żywotności. Ile ta wynosi? Pięć, sześć, a niektóre nawet siedem tysięcy godzin nieprzerwanego świecenia.
Musimy w to oczywiście wierzyć, bo nikt z nas nie będzie sprawdzał, czy producent mówi prawdę, a jak żarówka po roku się przepali, to ją wymieniamy, gdyż nawet nie pamiętamy, kiedy zrobiliśmy to ostatni raz.
Żarówki to jednak niewielki, gdyż tani problem, chociaż zużyte trafiają bezsensownie na wysypiska, choć mogłyby jeszcze przez przynajmniej kilka lat, oświetlać nasze domy. Są sprzęty, które obecnie w domach uznaje się za niezbędne, a chodzi tu o lodówki, zamrażarki, kuchenki mikrofalowe. We wszystkich przypadkach wyposażone są już teraz w elektroniczne sterowniki, a ich moduły zaprojektowano w taki sposób, żeby nie dało się ich naprawić lub interwencja specjalisty była nieopłacalna. Układy scalone dbają też o to, aby sprzęt nie działał zbyt długo, albowiem to nie interes dla producenta.
W trochę inną stronę poszli producenci aut, chociaż i oni stosują tę zasadę, że trzeba sprzedawać więcej. Jakość obecnie produkowanych samochodów pozostawia wiele do życzenia, a i bez specjalistycznych narzędzi, nie uda się już naprawić auta, więc trzeba, żeby zrobił to tzw. specjalista. Ów, jak już podepnie komputer, zlokalizuje usterkę, zawyrokuje, że naprawić się nie da i trzeba wymienić „pół samochodu”. To oczywiście jest celowe działanie producentów, którzy reklamowali niegdyś swoje wyroby, iż wyposażyli je w zintegrowane światła, sterowniki i inne elementy. Po co? Wymiana żarówki, która jest w tym felietonie motywem przewodnim, zajmowała osobie, która tego nigdy nie robiła, 3 do 5 minut. Teraz w wielu modelach, nie jest możliwa taka zabawa, więc trzeba udać się do mechanika, by to on odkręcił zintegrowaną lampę i wymienił żarówkę. Zrobili też lampy z niewymiennymi żarówkami, więc, zamiast tę kupić za kilkanaście euro, zapłacimy za panel kilkaset.
Interes się kręci i wszyscy, tzn. producent jest zadowolony. Ceny części zamiennych to także ciekawostka, bo koszty są kosmiczne, a to tylko dlatego, żeby producent na raz sprzedanym wozie, zarabiał cały czas. Jeżeli ma ktoś wątpliwości, że nie da się wyprodukować części taniej, to jest w „mylnym błędzie”. Wystarczy poszukać w interencie sklepów, które części zamienne oferują, a choć nie są sygnowane logo znanej marki, nie ustępują często jakości. Powód? Dokładnie taki sam, jak już kiedyś opisywałem w przypadku markowej odzieży. Produkuje się znacznie więcej części, niż zamówił producent aut, ale z jednym wyjątkiem, nie umieszcza się na nich sygnatury marki.
Oznacza to, że części uważane i sprzedawane pod nazwą „oryginalne” charakteryzują się jednym, czyli znacznie wyższą ceną.
W niegdysiejszych samochodach – nawet podłych marek, materiałami, jakie były stosowane, nie stawały się plastiki, a była to odpowiedniej grubości i jakości stal, skóra na siedzenia, a i drewno do wykończeń. Następnie weszły do samochodowej mody siedzenia z dermy, czyli gumy natryskiwanej na materiałową kanwę, co było jeszcze do przyjęcia. Teraz, o ile nie zamówimy sobie auta w opcji ze skórzanymi siedzeniami, dostaniemy te zrobione z ciągnionych tworzyw sztucznych. A spojrzał ktoś, ile plastiku jest w tych wszystkich nowych autach? Siedzenia, wykładziny, wypełnienia, wykończenia, zderzaki, a nawet błotniki, więc można powiedzieć, że metalowy to został silnik i część nadwozia.
To pytam, czy to my, jako klienci, których obciąża się opłatami za recykling, odpowiedzialni jesteśmy za zanieczyszczenie planety? My nie mamy wyboru i to od sklepu spożywczego poczynając przez te ze sprzętem elektronicznym i AGD, na salonach samochodowych kończąc. Chciałbym, żeby ci wszyscy, którzy tak chętnie wprowadzają te nowe Łady, zajęli się na początku producentami i nakazali, by sprzęt typu lodówka, pralka i komputer, działać miały przynajmniej kilkanaście lat.
Akurat w przypadku komputerów dokładnie wiem, co mówię, bo w dwa lata „wykończyłem” trzy, a nie były kupione na promocji w niemieckiej sieci budżetowej.
Bogdan Feręc
Photo by Ashes Sitoula on Unsplash