Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Krzyk w tłumie, czyli o (bez)cenności wolności słowa

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Całkiem niedawno oddałem się pewnemu niepopularnemu zajęciu, czyli przeczytałem kolejną książkę, a chyba nie była wybitnym dziełem literackim, bo zapadło mi w pamięci zaledwie jedno stwierdzenie, choć bardziej niż ważne. Odpowiada też naszym czasom, a brzmi…  „Kiedyś jeden mówił, a tysiące słuchały. Obecnie mówią tysiące, a nie słucha tego nikt”. To zdanie to nie tylko trafne podsumowanie współczesnej rzeczywistości społecznej, ale też medialnej w sensie społecznościowym, lecz także punkt wyjścia do ważnej refleksji: czy wolność wypowiedzi, tak długo wyczekiwana, upragniona i broniona, mogła… posunąć się za daleko?

Na pierwszy rzut oka pytanie wydaje się to niemal bluźniercze, bo przecież wolność słowa to fundament demokracji, praw człowieka i podstawowy warunek dialogu społecznego. Ale gdy wejdziemy głębiej w istotę problemu, okazuje się, że ilość nie zawsze przechodzi w jakość, a prawo do mówienia nie oznacza automatycznie, że ktokolwiek będzie chciał słuchać.

W przeszłości głos miały autorytety – dosłownie i w przenośni. Głos ten był donośny, docierał daleko, budził emocje i refleksje. Dziś każdy może krzyczeć do swojego megafonu: w mediach społecznościowych, na blogu i w podcaście. Problem w tym, że wszyscy mówią jednocześnie – i to często nie po to, by coś przekazać, ale po to, by zostać zauważonym. W efekcie odbiorca zostaje zalany potokiem informacji, opinii, komentarzy, analiz i teorii spiskowych. Zamiast słuchać, coraz częściej wybieramy milczenie – nie jako formę kontemplacji, lecz jako ochronę przed tym hałasem. Paradoksalnie więc – im większa wolność wypowiedzi, tym mniej uważnych odbiorców.

Współczesne media społecznościowe stworzyły nowy fenomen: ekspertów uniwersalnych. Wczoraj komentowali sytuację geopolityczną, dziś wypowiadają się o edukacji, jutro będą doradzać w kwestii szczepionek, a pojutrze – o tym, jak wychować dziecko, zainwestować w kryptowaluty i zostać „najlepszą wersją siebie”. Często nie mają żadnego przygotowania merytorycznego, ale ich pewność siebie, liczba obserwujących i estetyczne szablony postów wystarczą, by uchodzili za głos rozsądku. To nie tylko zamazuje granice między wiedzą a opinią, gdyż podważa zaufanie do prawdziwych ekspertów. Bo skoro każdy może mówić o wszystkim, to komu w ogóle wierzyć?

Wolność słowa pozwoliła przemówić tym, którzy wcześniej byli marginalizowani, i to jej wielka zasługa. Ale otworzyła też furtkę do „dewaluacji słowa” i nie jestem pewien, czy powinienem brać to w cudzysłów…

Skoro każdy może mówić, to kto ma być słuchany? W świecie, gdzie profesor i influencer mają teoretycznie taką samą przestrzeń medialną, coraz trudniej odróżnić wiedzę od przekonań, a fakt od opinii szwagra, która wypowiedziana została przy butelce piwa. To jednak nie znaczy, że tę wolność należy ograniczać, ale może trzeba nauczyć się z niej korzystać z większą odpowiedzialnością? Z tego natomiast wynika, że mówienie bez celu i bez refleksji staje się nie komunikacją, lecz właśnie szumem.

Pandemia COVID-19 była bodaj najbardziej wyrazistym przykładem tego chaosu informacyjnego. Jednocześnie wypowiadali się lekarze, celebryci, przeciwnicy szczepień i tzw. alternatywni terapeuci z YouTube’a. W tym samym czasie wojenka informacyjna przeniosła się do kuchni i salonów, gdzie każdy znał „kogoś, kto znał kogoś”, kto miał „prawdziwe informacje z wewnątrz”. Inny przykład to wojna na Ukrainie – wydarzenie tragiczne i skomplikowane, ale sprowadzane na TikToku do formatów 15-sekundowych analiz geopolitycznych tworzonych przez nastolatków. Zgadza się? A komu to potrzebne? Liczy się klik, lajki i szybka narracja, nawet jeśli z prawdą ma ona niewiele wspólnego.

Nie chodzi o to, by wrócić do czasów, kiedy „mówił jeden”, ale może warto ponownie zadać sobie pytanie: co sprawia, że ktoś jest słuchany? Charyzma? Wiedza? Autentyczność? A może po prostu cisza, która poprzedza rozsądne słowo?

Wolność wypowiedzi to przywilej, ale i odpowiedzialność. Nie poszła za daleko. To raczej my zagubiliśmy się w jej nadmiarze. Może więc nadszedł czas, by na nowo nauczyć się słuchać – wybierać, filtrować, szukać sensu, zamiast tylko chłonąć hałas, bo milczenie – to też forma wolności.

Bogdan Feręc

Photo by Kristina Flour on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version