Zaognia się sytuacja na Bliskim Wschodzie, co powoduje, że drogi morskie, jakie z Azji prowadzą do Europy, wciąż są zamknięte, czyli statki płyną znacznie dłuższymi trasami, co podniosło już ceny frachtów.
Sytuacja jednak cały czas się zmienia, ponieważ już pojawiają się informacje, że ceny transportu kontenerowego mogą niebawem ponownie wzrosnąć, o czym mówią kraje azjatyckie, a informacje te przedostały się również do mediów, choć te w oszczędnych słowach informują o tej możliwości. Wiadomo też, choć i w tym przypadku informacje są szczątkowe, iż rozpoczęło się blokowanie dróg lądowych z Chin do Europy, jak robi to np. Polska, ograniczając w pewien sposób ruch celny na granicy z Białorusią, a to właśnie lądowy szlak transportowy z Chin do Europy.
Pojawiły się też sugestie importerów z Europy, ale również z Polski, że wydłużył się czas transportu tą drogą, a mówi się o okresie od dziesięciu do czternastu dni. O tym jednak media mainstreamowe w Polsce i Europie nie informują, jak i nie przekazują szeroko wiadomości, że czas dostaw morskich z Azji do Europy wydłużył się obecnie od 10 do nawet 50 dni.
W tej sprawie nie chodzi jednak, by zastosować unijne embargo na białoruskie towary, a właśnie uderzyć bezpośrednio w Państwo Środka, które Unia Europejska postanowiła wyrugować z tutejszego rynku. Ta sama Unia nie mówi jednak, jak w żadnym innym przypadku, który powoduje problemy mieszkańców państw członkowskich, że czymkolwiek może zastąpić dostawy z Chin. To działanie jest dziecinne, więc Bruksela wdraża zasadę, „na złość mamie odmrożę sobie uszy”.
Jest jeszcze jedna ciekawostka, ponieważ polski MSZ rozważa możliwość zamknięcia przejść granicznych z Białorusią, co na dobrą sprawę zatrzyma import z Chin do Europy, a przynajmniej znacznie wydłuży się czas dostaw, więc podniosą się również ceny.
Jak donosi gazeta Rzeczpospolita, ceny frachtu zaczęły ponownie wzrastać i 40-stopowy kontener na trasie z Szanghaju do Rotterdamu kosztuje już 8,26 tysiąca dolarów. Na trasie do Dublina cena wynajęcia kontenera jest nieco niższa, bo nie przekracza 8 tysięcy dolarów, jednak pamiętać należy, że wiele towarów dociera na wyspę tranzytem przez Rotterdam, a następnie drogą lądową.
Jeszcze droższe są obecnie frachty z Bangladeszu do Europy, skąd dociera na Stary Kontynent tania odzież, bo ten sam 40-stopowy kontener kosztuje od 8 do 10 tysięcy dolarów.
Jest jeszcze jeden element tej układanki, ponieważ obserwatorzy rynku przewozów morskich są zdania, iż ceny frachtów cały czas rosną, więc nie ma nadziei, że tendencja zostanie w najbliższych miesiącach zatrzymana.
Może to oznaczać tylko jedno, a w połączeniu z wybuchem dużego konfliktu zbrojnego na Bliskim Wschodzie, stanie się już pewne, że ceny wszystkich towarów pochodzących z importu poszybują w mocno w górę. Trzeba tu zaznaczyć, iż Bliski Wschód to centrum wydobycia ropy naftowej, więc jest ważne, żeby nie było niczym zakłócone. Wojna w rejonie basenu Morza Czerwonego i Zatoki Perskiej, a do tego teraz wszystko zmierza, spowoduje wzrost cen ropy naftowej i jednocześnie podniosą się ceny paliw pędnych.
Armatorzy płacić będą więcej za paliwo żeglugowe, czyli mazut do statków i chociaż jest to płynna pozostałość po rafinacji ropy naftowej niskiego gatunku, też będzie drożeć. Firmy dostarczające drogą lądową towary, także podniosą ceny na swoje usługi, a i dostawcy lokalni zmuszeni będą do takiego działania. W konsekwencji podnosić się będą zarówno ceny hurtowe, jak i detaliczne w sklepach, a dotyczyć to będzie w równym stopniu towarów przemysłowych oraz artykułów spożywczych.
Wzrosną też ceny paliw grzewczych, a także tych do produkcji prądu, więc gaz, olej opałowy i prąd ponownie wówczas zaczną drożeć. Taki scenariusz przyczyni się do wzrostu inflacji, więc płace realne kolejny raz tracić będą na wartości, czyli zmniejszy się dochód rozporządzalny.
Irlandia stanie w nader trudnej sytuacji, gdyż nadal nie jest w żaden sposób zabezpieczona energetycznie i znakomitą większość węglowodorów musi importować, natomiast energii uzyskiwanej ze źródeł odnawialnych, nie wystarczy, aby pokryć wszystkie potrzeby kraju. Pamiętać też należy, iż wyspa, o czym mówię od ładnych kilku lat, nie jest samowystarczalna pod względem żywnościowym, a to wskazuje, że import artykułów spożywczych, zarówno tych przetworzonych, półproduktów i surowców do produkcji spożywczej, stanowi większość w irlandzkich sklepach.
W takiej sytuacji w wyobraźni zaczynam widzieć pojawiający się poważny kryzys w Europie, natomiast Irlandia zacznie tracić siłę roboczą, a to tylko dlatego, że koszty utrzymania ponownie zaczną niebotycznie wzrastać.
Bogdan Feręc
Ź. Rzeczpospolita/Answear.com/mat. internetowe
Photo by Ian Taylor on Unsplash