Jestem w kropce
Tak się złożyło, że postanowiłem całkowicie przemodelować swoje życie, czyli zająć się czymś całkiem innym, niż robiłem do tej pory.
Nie było nigdy tajemnicą, że nie zajmuję się wyłącznie pracą dziennikarską, bo miałem jeszcze kilka innych aktywności zawodowych, które też nazywałem pasją. Jednak od pewnego czasu przestały nią być, z różnych przyczyn, co powoli skłaniało mnie do zastanowienia się nad dalszą drogą zawodową. Impulsem do zmian stało się nowe miejsce zamieszkania, więc wraz z nim, zwolniłem się z pracy.
Teraz znajduję się na etapie przemyśleń, z czym i z kim chciałbym się zawodowo związać, a co ważne, czas na podjęcie tej decyzji w ogóle mnie nie pogania, więc myślę…
Doszedłem też do pewnego postanowienia, które wiąże się z zakwaterowaniem, a już nie mieszkam prawie w centrum Galway, a bardziej na obrzeżach tego miasta. To jednak zadecydowało, iż powinienem stać się trochę bardziej mobilny, więc wybór padł na jednoślady. Z tymi mam jednak problem, gdyż cały czas nie mogę dojść do ostatecznego rozwiązania, a na tę wpływa zarówno moje lenistwo, jak i wiek, w którym nie do końca chce mi się cokolwiek robić.
Sprawa można powiedzieć, ma się jednak całkiem prosto, albowiem mam wybór jak w Milionerach, czyli 50/50. Mógłbym tego dokonać na drodze losowania, ale to zbyt proste, a i nie do końca wiem, czy los będzie mi sprzyjał. Tak na marginesie, eudajmonii w grach losowych nie mam, czyli na łut szczęścia liczyć nie mogę.
Kończę z tajemnicami, bo chcę kupić sobie albo rower, albo skuter – oba elektryczne, żebym się nie męczył. To moje zmęczenie podczas wielu czynności fizycznych to pooperacyjna pozostałość, chociaż lekarze wciąż mnie przekonują, że to minie. Minie albo nie, wolę nie ryzykować i zabezpieczyć się na ten gorszy scenariusz.
Ci, którzy znają mnie osobiście, a czasami nawet słuchacze Radia Wnet, pytają niekiedy o mój stan zdrowia, a odpowiadam wówczas, że irlandzka medycyna nie jest jeszcze na takim poziomie, żeby mnie wykończyć. To oczywiście tylko zasłona dymna, bo jeżeli przyjmuję leki, jest całkiem normalnie, więc na nic się nie uskarżam. Jednak wciąż odczuwam skutki operacji, a to oznacza, że tak całkiem nie doszedłem jeszcze do siebie.
Niestety moja doktor pierwszego kontaktu, jako osoba podła i zła do szpiku kości powtarza, że spotykać będziemy się z każdym rokiem coraz częściej, bo jak mawia, a lubi wywoływać u mnie stany depresyjne, że nie jestem już młodzieniaszkiem i muszę zmienić styl życia. Nie do końca jej wierzę, bo o mój stan zdrowia to jej chyba nie chodzi, a że jest kobietą, to o moje pieniądze. Każe sobie płacić zawsze, kiedy ją odwiedzam, a nawet w chwilach, gdy wizyta jest przyjemna.
Wracając jednak do mojej mobilności, nadal nie mogę podjąć decyzji, czy kupić rower, czy hulajnogę na prąd. Kiedyś już taką miałem i bardzo mi się podobała, a nawet sprawiała wiele przyjemności, ale spodobała się też mojemu bratankowi, który ją ode mnie wyłudził. Hulajnoga była wypasiona, bo jechała do 80 km/h, „motór” miała silny, więc sprawdzała się zarówno na ścieżkach rowerowych, jak i w terenie. Miała też siedzenie, czyli nóg jazdą nie musiałem męczyć, a uznawałem ją za doskonałą dla mnie w każdej sytuacji.
Teraz lekarze zalecają mi więcej ruchu, jakbym za mało chodził, a nawet moja rehabilitantka twierdzi, że na zabiegi do niej przychodzić nie muszę, bo jednak niewielu z jej podopiecznych codziennie robi około 20 000 kroków. Ja tak, co udowadniam jej, przesyłając każdego miesiąca rzut ekranu z wyświetlonym licznikiem kroków. No dobrze, robiłem tyle, jak jeszcze pracowałem, bo teraz to chodzę trochę mniej, ale mam nadzieję, iż tylko okresowo.
Może się jednak okazać, że po przejściu na elektromobilność, ilość kroków się zmniejszy, co skłoniło mnie do rozważenia zakupu roweru. Na prąd, żeby mi pomagał w jeździe, ale wciąż kusi mnie taka sama hulajnoga w wersji skuter. Frajda podczas jazdy jest duża, bo to i migające po bokach drzewa, wiatr we włosach…, a nie, włosów już nie mam, czyli wiatr hulający po nagiej czaszce pod hełmem ochronnym.
Wychodzi na to, że potrzebuję pomocy w podjęciu decyzji, więc pytam, czy kupić sobie elektryczny rower i będę musiał używać wówczas siły moich potężnych mięśni w nogach, ergo się męczył, czy może postawić na skuter i mknąć w siną dal za sprawą zielonych rozwiązań energetycznych i ku uciesze byłego głównego ekologa kraju – Eamona Ryana?
Bogdan Feręc
Photo by Harley-Davidson on Unsplash