Wczoraj pojawiła się na Facebooku portalu Polska-IE pewna kwestia, która dotyczyła Irlandii w kontekście polskim, więc jedna z komentujących pań uznała, że nie rozumie, czym na wyspie można się zachwycać.
Oprócz niewątpliwych walorów estetycznych jest jeszcze kilka innych przymiotów Republiki, chociaż przez lata pobytu w tym kraju wydawać się mogą spłowiałe, a nawet przestały być zauważane. Różnice w zachwycie, że wciąż używać będę tego słowa, są, a Polska, choć była, jest i będzie zawsze moją ukochaną ojczyzną, w tym porównaniu mocno traci.
Zacznę jednak o wyjaśnienia pojęcia „jakość życia”, bo definicja jest dosyć szeroka i obejmuje kilka przynajmniej aspektów, jakie wpływają na nasze, a może tylko moją ocenę. Wynika to natomiast z opisu, który w 1983 roku przedstawiła Światowa Organizacja Zdrowia, a stał się obowiązującym na całym świecie. W definicji WHO znajdziemy jednak zastrzeżenie, a to jasno pokazuje, iż każdy z nas może mieć inne pojęcie jakości życia, co w ocenie ogólnej należy stosować do jednostki.
Nie zmienia to jednak faktu, że jakość życia wynika przede wszystkim z uwarunkowań kulturowych, wyznawanego systemu wartości, środowiska, relacji, wyznaczoną sobie drogą, realizacją celów, ale też oczekiwań, standardów i zainteresowań. Ocena tych właśnie zagadnień może mieć wpływ na wydawanie sądów na temat jakości życia, jednak z moich obserwacji wynika, że nawet malkontenci utyskują na jakieś mniej istotne kwestie, a przeszkadzające im w byciu w pełni szczęśliwym.
Można tu przywołać przykład dróg, które jakoby w Irlandii są w stanie rozkładu, więc o ile zajmiemy się tym zagadnieniem, to zapraszam do Łodzi, gdzie zobaczą Państwo, co znaczy nawierzchnia o złej jakości. W Irlandii nie jest niczym nadzwyczajnym deszczowy dzień, czyli i to, jak tuszę, może mieć negatywne odbicie w postrzeganiu wyspy, jednak, czy jako Polacy, spędzając czas nad naszym Bałtykiem, nie mówimy, iż woda zimna, wieje i lipcowa pogoda nie jest zgodna z naszymi oczekiwaniami?
To były przykłady, jakich w naszej diasporze można doszukać się mrowia bez żadnych problemów, ale są też te głębsze, które faktycznie mogą mieć znamiona prowadzące do pozytywnych, a częściej negatywnych ocen Zielonej Wyspy. Spójrzmy jednak na różnice, które pojawiają się w kwestii zatrudnienia, więc pracodawców, którzy w 99 proc. przypadków ze stoickim spokojem znoszą pracownicze pomysły, a i szeroko korzystamy z praw pracowniczych na każdym kroku. Mamy też, jako pracownicy ten wewnętrzny opór przed wykonywaniem poleceń, ale wówczas zapominamy, iż nie jesteśmy szefem firmy, a jedynie sprzedającym swoje usługi.
Tę sytuację można przyrównać do sklepowych zakupów, gdzie właśnie stajemy się osobą wymagającą, czyli za nasze pieniądze chcemy odpowiedniego traktowania i jakości produktów. Czy nasz szef nie jest więc tym klientem, który za jego pieniądze kupuje nasz czas i nasze umiejętności?
Od lat obserwuję pewne zjawisko, jakie widoczne jest nader dobrze w tzw. polskich sklepach, do których wchodzimy szerokim gestem, od progu żądamy uwagi personelu, a i wielkopańskie maniery pojawiają się nam na skórze, jak wągry u nastolatka. Wiem, bo rzadko, ale kupuję w polskich sklepach, że jakość obsługi odbiega od tej widywanej w sklepach prowadzonych lub obsługiwanych przez irlandzkich, ale także innych nacji sprzedawców, jednak to nic w porównaniu z jakością obsługi w Polsce, z czym też miałem do czynienia. Burkliwość sprzedawców, opędzanie się od klientów, jak od natrętnych much, a i słaba wiedza na temat oferowanych produktów, wciąż jest w Polsce obecna.
Są ludzie, nasi rodacy, którym też należy się akapit, a różnice zaczęły się ujawniać, czy może być dla mnie widoczne, kiedy po trzech latach pobytu w Irlandii, odwiedziłem na dłużej moje rodzinne miasto i miałem czas na podglądanie łodzian. Wówczas przypomniał mi się cytat z filmu „Chłopaki nie płaczą” i słowa jednej z głównych postaci, iż „przydałoby się trochę polotu i finezji w tym smutnym jak pi*da mieście”. Zauważyłem wtedy swego rodzaju smutek na zagonionych i szarych twarzach ze wbitym w chodnik wzrokiem i ten wzrok był bez nadziei na inne, lepsze jutro. Z całą pewnością widziałem też wówczas zniechęcenie oraz wszechobecną nieżyczliwość, która jest tam obecna do dzisiaj.
Nie widzę tego, acz w zmieniającej się Irlandii, bo tu ludzie nadal mówią „dzień dobry” obcym i wystarczy, mijając przechodnia, spojrzeć mu prosto w oczy, a usłyszy się słowo „Hi” lub przynajmniej zobaczy skinienie głowy. Rzadko już widuje się to w metropoliach takich jak Dublin, czy Cork, ale w tych mniejszych, wystarczy podnieść głowę i nie chować pod czapką oczu, a zobaczymy uśmiechy na twarzach idących z naprzeciwka osób.
Na jakość życia wpływa też coś nieuchwytnego, coś, co można nazwać spokojem ducha, bo to też, o ile wyciszy się własne, rozdygotane polskie ja, ma duży potencjał wpływania na nas i wszystkich dookoła.
Czasami spotykam się z opiniami moich rodaków, a nazywam ich sobie roboczo niespokojnymi duchami, które nosi, ale nie umieją oni wykorzystać tego potencjału, marnując go na bezsensowne, często krytykanckie działania. Są też ci, którzy nie umieli albo nie chcieli przystosować się do takiego, irlandzkiego trybu życia, więc pokutuje w nich i to niezależnie, ile są tu lat, Polska. Mają cały czas polskie poczucie humoru, cały czas myślą kategoriami i przez pryzmat Polski, a i wszystko do tej porównują.
Wystarczy przyjrzeć się też, co akurat wiem z mojej pracy, jak inny jest na wyspie sposób prowadzenia polityki, ten, który bardziej mi odpowiada od polskiego, wyciszony, bez tej ogromnej ilości jadu i nienawiści – przekładanych następnie na całe społeczeństwo. Sami wyspiarscy politycy, a znam ich osobiście całkiem duże grono, są różni od tych z naszej sceny politycznej, więc i tu mogę powiedzieć, że w Irlandii stają się bardziej, dobrymi znajomymi, niż kimś, kto czuje swoją wyższość nade mną.
Odnoszę czasami wrażenie, że więcej słów krytyki pod adresem Republiki Irlandii pada z ust osób, które, choć wykonują swoją pracę sumiennie i z poświęceniem, nie mogą liczyć na wysokie zarobki. Ów element może być powodem frustracji, a już w czasie, w jakim znaleźliśmy się obecnie, głównym, dla oceny jakości życia. Niestety i tu mam swoje przemyślenia, bo Irlandia oferuje wiele możliwości zdobycia zawodu, podniesienia kwalifikacji, a i można to zrobić na własną rękę, by nasze pobory stały się odpowiadające naszym wymaganiom lub potrzebom. W drugiej kolejności podniesiony zostanie nasz standard życia, a co się z tym wiąże, jego jakość.
Czuję w Irlandii spokój, pewność jutra, czuję się doceniany i spełniony, jeżeli mówimy o życiu zawodowym, a wszystko to dała mi Irlandia, co potwierdziła kolejny raz w ostatnich trzech tygodniach. Jeżeli miałbym ocenić swoją jakość życia tutaj, powiedziałbym, że jest znacznie wyższa, niż była w Polsce. Nie, nie zostanę w Irlandii na zawsze, powód jest natomiast jeden, więc klimat, bo ten w Polsce cały czas bardziej mi odpowiada. Jednak będąc w Polsce na emeryturze, planuję wraz z jej rozpoczęciem, odciąć się od wszystkich spraw, jakie zaprzątają mnie teraz i żyć, jak będę miał ochotę, natomiast docierając „na drugą stronę luster”, stać się osobą w pełni zadowoloną z przeżytych na wyspie i w Polsce lat.
Bogdan Feręc
Photo by Henrique Craveiro on Unsplash