Świat zastanawia się, jak zwalczyć zjawisko hejtu w internecie, a rozwiązanie jest prostsze, niż wszystkim się wydaje.
Ostatnie działania Unii Europejskiej, ale też regulacje światowe, nakładają na właścicieli mediów społecznościowych, wydawców i przekazujących treści kolejne obowiązki, by ci walczyli z dezinformacją, więc ci wycinali całe domniemane internetowe zło. Ma to też działać w przypadku komentarzy, które przez roboty szpiegujące odpalone zostały na wszelkich Facebookach, Instagramach, TikTokach i co tam jeszcze jest, żeby globalna sieć niosła same miłe i przyjazne treści, a do tego zgodne z linią przyjętą przez polityków.
Niestety wiąże się to z walką niektórych mediów z algorytmami, a są już widoczne działania mediów społecznościowych, gdyż proces udostępniania nieco się wydłużył. Jeszcze kilka dni temu wystarczyło kliknąć przycisk „udostępnij”, a link frunął światłowodem np. na platformę „X” lub inną. Tak samo działo się w przypadku kilku innych dostawców mediów społecznościowych, chociaż Facebook „mielił” informację nieco dłużej. Teraz jednak, a konkretnie od kilkunastu dni, klepsydra kręci się jeszcze dłużej, więc Facebook, ale też „Gugiel” sprawdza teksty do udostępnienia w swoich zasobach.
Do tego dostawcy reklam odrzucają część teksów i nie udostępniają w nich swoich reklam, jeżeli są nieprawomyślne, więc mówią np. o Ukrainie w kontekście innym, niż oficjalna linia prezentowana przez Brukselę.
Nie o tym, bo była to taka mała dygresja, którą zauważyłem w pracy, a udostępniając wiele treści przez ostatnie ponad 25 lat, mam skalę porównawczą. Wcześniej nie było takiego problemu i kiedy współpracowałem z jedną z łódzkich gazet, pisało się na maszynie, a później zanosiło do redakcji, a żaden Facebook tego nie kontrolował. Powód może być prosty, Facebooka jeszcze nie było, co może to być też niewyobrażalne dla młodszych czytelników.
TikToka też nie było i ludzkość jakoś przetrwała, czyli może to wskazówka, że da się inaczej…
Właśnie w mediach społecznościowych ma się do czynienia z największą ilością reakcji, a czasami można się zastanowić, czy ci, którzy wypisują, co im ślina na klawiaturę przyniesie, mają kontakt z rzeczywistością. O ile komentarz nie pasuje w żaden sposób do treści, trudno, nie każdy musi zrozumieć, a i czasami nie przeczyta tekstu, by dojść do sedna zagadnienia. Tytuł, bo ów niekiedy nie prezentuje głębi opisanego zagadnienia i nie niesie najczęściej ładunku pełnego oglądu sytuacji, również nie powinien być się podstawą do udzielania się w roli komentatora, gdyż może świadczyć o… Nie ważne.
Są też ci, których pasją życia stało się dołowanie innych, mieszanie ich z błotem i wymyślanie od najgorszych, by poprawić swoje samopoczucie i mieć wrażenie, że jednak coś się na tym świecie znaczy. Tak nie jest, bo z hejtem można sobie poradzić, a nawet zjawisko to całkowicie wyeliminować.
Przede wszystkim, a to mówię wielu osobom, które zaczynają swoją przygodę z udostępnianiem treści, nie należy uciekać vel chować się przed hejterami. Mówiąc o takich osobniczkach i osobnikach, podaję dwa sposoby, ale skoro jestem już „stary” i mam w…, wiecie gdzie pewne zachowania, mogę sobie swobodnie pozwolić na ignorowanie zaczepek słownych. Wówczas taki hejter jeden z drugim, nie widzi możliwości dla siebie, więc zniechęcony brakiem odzewu ze strony zdramatyzowanego pomówionego, szuka kolejnej ofiary. Jest jednak sposób, który powinno się stosować znacznie częściej, głównie przez młodych adeptów publicznego wyrażania swoich opinii, więc wchodzić w polemikę z takimi delikwentami. Pamiętać należy jednak, że dyskusję prowadzi się w sposób spokojny, rzeczowy i uzbroić się trzeba w argumenty, co w krótkim czasie sprowadzi osobę próbującą nam zaszkodzić do narożnika.
Również to nie jest sposobem na wyeliminowanie hejtu z internetu, który w mojej opinii od dawna jest ściekiem przyjmującym najprzeróżniejsze odpady, a i 80% treści kategoryzuję, jako wiedzę zbędną. Wracając jednak do walki z hejterami i wszystkimi tymi, którzy za swoimi wymyślonymi nickami czują się anonimowi, więc pozwalają na obraźliwe słowa wobec innych użytkowników, zacząłbym od mediów społecznościowych.
W mojej ocenie na samym początku trzeba zlikwidować możliwość wypowiadania się, jako „anonimowy członek” grupy lub „anonimowy uczestnik dyskusji”. Kolejnym krokiem powinno być wprowadzenie w mediach społecznościowych zasady, iż rejestracja użytkownika, który nie jest poszukiwany listem gończym, odbywa się przy użyciu prawdziwych danych, a te należy zweryfikować.
Idąc dalej, tę zasadę wprowadziłbym do całej globalnej sieci, więc rejestrację osób z wykorzystaniem ich danych osobowych. To dawałoby pewność, że komentarz pojawi się opatrzony prawdziwym imieniem oraz nazwiskiem, co u znacznej ilości osób raczej wpłynęłoby na rodzaj słownictwa, jakie lokują na forach dyskusyjnych lub dzielą się swoimi opiniami z ludzkością.
Powie ktoś, że to odbieranie wolności i próba wyłudzenia informacji o użytkowniku. Tak? A zastanówmy się, ile już teraz naszych danych krąży po internecie? Ile informacji o każdym z nas przechowuje się na serwerach Google, Facebooka, byłego Twittera i TikToka? Kiedyś w pewnym momencie życia, podaliśmy w sieci nazwisko, podaliśmy adres i podaliśmy numer telefonu. Czy ma ktokolwiek przekonanie, że po naciśnięciu klawisza z napisem „usuń”, to wszystko zniknęło? Nie. To tam jest, usunęliśmy tylko z naszych oczu, ale przechowywane jest na serwerach i cały czas sprawny komputerowiec może do tego dotrzeć.
Mnie nie chodzi o inwigilację osób, daleki jestem od tego, a i lubię czuć się czasami anonimowy w internecie, chociaż to w moim przypadku jest mrzonką, jednak skoro ja, moje koleżanki i koledzy pracujący w mediach i wystawiający się na widok publiczny, robimy to pod własnymi nazwiskami, to co stoi na przeszkodzie, żeby odbiorcy również mogli się z nami komunikować z otwartą przyłbicą?
Mnie te wszystkie dane, jakie zostawiacie, wchodząc np. na stronę www.polska-ie.com, nie są do niczego potrzebne, nie zaglądam w miejsce ich przechowywania od lat, ale one tam są i nie jest ważne, czy zajrzycie Państwo na ten lub inny portal pod własnym nazwiskiem, czy stanie się z użyciem maski anonimowości, jesteśmy w stanie ustalić, kto był, ile czasu spędził, co oglądał, skąd przyszedł login i w jakiej miejscowości byliście w chwili czytana jakiegoś tekstu lub oglądania filmu.
Uspokoję, zgodnie z przepisami, nikt i nic nie jest mnie i mnie podobnych zmusić do wydania tych danych, a możemy to zrobić wyłącznie na żądanie prokuratury, sądu i komisarza ds. ochrony danych osobowych, o ile, jak i Garda, przedstawi decyzję prokuratora lub sędziego.
Bogdan Feręc
Photo by Ben Mater on Unsplash