Wiele razy można usłyszeć, że podobieństwa pomiędzy Polską a Irlandią są duże i widać je na wielu polach, które wkraczają w nasze życie głębiej, niż wszystkim się wydaje.
W pierwszej kolejności można zająć się oceną, dlaczego taka duża ilość Polaków na Zielonej Wyspie tę odbiera dobrze, a nie chodzi tu nawet o przyjazne nastawienie rodzimych mieszkańców Irlandii, bo przecież mamy ze sobą wiele wspólnego, choć nie zawsze chcemy to widzieć. Jest też jedna, a w mojej ocenie ważna kwestia, skrzętnie pomijana przez naszych rodaków mieszkających na tym skrawku lądu, więc chodzi o zagadnienia polityczne, a te to już w ogóle mają tyle samo podobieństw, co i różnic.
O Polakach tym razem nie będzie, bo o wyspiarskiej polityce, która jest bardziej niż fascynująca i staje się także wdzięcznym tematem do jej opisywania, co stało się podstawą książki, która jest na ukończeniu i wydam ją prawdopodobnie jeszcze w tym roku.
Zacznę od różnic, gdyż te chciałbym widzieć w kraju nad Wisłą, a przecież nie jest czymś skomplikowanym trzymanie języka na wodzy i odpuszczenie sobie ataków na przedstawicieli konkurencyjnych ugrupowań. To właśnie nazywam polityką z ludzką twarzą, co oznacza ni mniej, ni więcej, a swoistą kulturą polityczną. Ta zaś jest wielokrotnie poddawana jest ocenie przez elektorat, bardziej świadomy swojego wpływu i nie tylko w chwilach głosowań.
To akurat wynika z tragicznej historii Republiki, a tą się stała całkiem niedawno i miało to miejsce w 1916 roku, a właściwie nieco później, bo wówczas zaczęło się powstanie, by po 800 latach zaborów, przepędzić z wyspy Brytyjczyków. To też jeden z elementów wspólnych, chociaż my nie traciliśmy trzykrotnie ojczyzny na tak długo.
Następnie zaczęło się budowanie Republiki Irlandii, do tej pory dającej się określić mianem pozostawania pod wpływem Królestwa, ale to też całkiem inny temat, który wymagałby szerszego omówienia. Są jednak wspomniane już podobieństwa, choć ujawniłem dopiero jedną z różnic politycznych, a mają miejsce w chwili, gdy w Polsce jesteśmy po niedawnych wyborach.
Stało się to w lutym 2022 roku, gdy w Irlandii miejsce miał akt wyborczy, który się odbyły i okazało się, że wygrała wówczas partia Sinn Féin prowadzona ręką Mary Lou McDonald. Wiele można powiedzieć o liderce ugrupowania, ale ważnym faktem jej życia jest ten, iż nigdy nie należała do Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA). Ten szczegół odróżnia ją od wcześniejszego szefa Sinn Féin Gerry’ego Adamsa, a ów przeszedł już na polityczną emeryturę, co pozwoliło nowej przewodniczącej rozpocząć pracę nad zmianą wizerunku partii. Ten zabieg Mary Lou McDonald się udał, jak mało co innego, a i w wyborach z 2022 roku Sinn Féin stało się ugrupowaniem z największą ilością oddanych na nią głosów.
Przypomina to Państwu coś? Jeżeli jeszcze nie, to idźmy dalej i po rzeczonym już akcie wyborczym Sinn Féin wzięło się do budowania możliwości stworzenia gabinetu, jednak ilość mandatów okazała się niewystarczająca, by utworzyć samodzielny rząd. Postanowiono wówczas porozmawiać z mniejszymi partiami politycznymi, w tym Socjaldemokracją, Partią Pracy i Zielonymi, by któraś z nich dołączyła do Sinn Féin i utworzyła gabinet koalicyjny.
Nie było dramatycznego, przynajmniej dla potencjalnie odsuwanych od władzy wieloletnich hegemonów irlandzkiej sceny politycznej Fine Gael i Fianna Fáil zaskoczeniem, że ta sztuczka się nie udała, a wszystko właśnie przez niesławną historię IRA, a ta ówcześnie, jak i teraz blokuje Sinn Féin wejście w koalicję z kimkolwiek z polityków w Republice Irlandii.
Już coś zaczyna świtać? Nie?
To stawiajmy kolejne kroki, bo przecież bojące się zdetronizowania Fine Gael i Fianna Fáil, przerażone możliwością utracenia naprzemiennie dzierżonej przez ostatnie ponad sto lat władzy, zawiązują koalicję blokującą, by nie dać nawet małej szansy Sinn Féin na przywództwo nad krajem. Ster państwa pozostaje więc w rękach dwóch partii, ale tak odmiennym rodowodem, że doskonałym będzie tu porównanie z naszego polskiego podwórka, czyli niegdysiejszego pomysłu utworzenia gabinetu przez Platformę Obywatelską oraz Prawo i Sprawiedliwość. Taka koalicja w Irlandii jednak się zawiązuje, ale wciąż brakuje jej kilku głosów, co prowadzi do powstania triumwiratu z Partią Zielonych.
Większość parlamentarna nie jest przytłaczająca i liczy sobie zaledwie cztery głosy, ale te pozwalają na odepchnięcie Sinn Féin od rządowych stołków, chociaż, jak i PiS, partia Mary Lou McDonald wybory wygrała.
Obecnie Sinn Féin również idzie na wygraną, a podobnie jak w 2022 roku, z sondaży widać, że na samodzielne rządy nie ma szans, więc od kilku lat stawiła na zmianę swojej retoryki, jaką kieruje w stronę potencjalnych wyborców. O ile na początku można było powiedzieć, że pomysły mają ciekawe, a nawet są one odpowiedzią na potrzeby mieszkańców kraju, to jednak w kolejnych miesiącach śmigło zaczęło się rozkręcać i powstawały w głowach przedstawicieli Sinn Féin pomysły rodem z niezłych suspensów.
Tak powstała Sinn Féin populistyczna, a i zauważyła, że nawet najbardziej odrealnione propozycje są jednak chwytliwe, co prowadziło tylko zwiększania skali abstrakcji. Nie zmienia to jednak faktu, że o ile Sinn Féin uda się przejąć władzę, uda się stworzyć rząd, to będzie musiała spełnić obietnice, tak samo, jak będzie musiała to zrobić Koalicja Obywatelska w jej cudacznej współpracy z wieloma ugrupowaniami.
Część z zaplanowanych działań KO zaczęło wprowadzać już w fazę realizacji, a wyglądają one na typową ustawkę, bo były premier Donald Tusk, w jednej chwili załatwił w Brukseli to, co z takim mozołem Prawo i Sprawiedliwość psuło od ośmiu lat. Przypadek?
Jak widać, są różnice polityczne między Polską a Irlandią, są również podobieństwa, ale cały czas w oczy rzuca się jedna kwestia, więc ta polityczna zgoda w chwilach, gdy wyspa tego potrzebuje. W takich przypadkach wszystkie partie stają ramię w ramię i działają tak, by wspólne dobro kraju zostało zachowane.
Tego właśnie brakuje mi w naszej rodzimej polityce.
Bogdan Feręc
Photo by Alexander Grey on Unsplash