– Dziewczynka, która zdecydowała się ujawnić, że wujek ją wykorzystał, od matki usłyszała: zobacz, co zrobiłaś, co przez ciebie wujka spotka. Na 245 wylosowanych spraw, jedynie w 20 zasądzono środki pieniężne dziecku, przy czym w 15 sprawach kwota wynosiła 500 zł – mówi Justyna Kotowska, psycholog, psychoterapeutka, biegła sądowa, zastępca przewodniczącego Państwowej Komisji ds. Pedofilii.
Raport „Ile kosztuje cierpienie dziecka wykorzystywanego seksualnie” to już trzecia publikacja przygotowana przez Państwową Komisję ds. Pedofilii. Czy coś was samych, autorów opracowania, zaskoczyło w trakcie jego sporządzania?
Trzeci raport nawiązuje do wyników badań opublikowanych w pierwszym raporcie. Badając akta spraw, gdzie sprawcy udowodniono winę, zauważyliśmy, że na 245 wylosowanych spraw, jedynie w 20 zasądzono środki pieniężne dziecku, przy czym w 15 sprawach kwota wynosiła 500 zł.
Trudno w to uwierzyć, to jest kwota wręcz obraźliwa.
Dlatego Państwowa Komisja nie mogła tego tematu tak zostawić. Od razu go nagłaśnialiśmy i wiedzieliśmy, że trzeba mu poświęcić odrębny raport. Te dane nas zmroziły, mimo że w Komisji zasiadają osoby z praktyką kliniczną i sądową.
Trzeci raport bada i ocenia, ile realnie pieniędzy trafia do dzieci skrzywdzonych wykorzystaniem seksualnym.
Tak, oprócz ścieżki karnej chcieliśmy zbadać też ścieżkę cywilną, by mieć pełen obraz. Wystosowaliśmy więc prośbę do wszystkich wydziałów cywilnych sądów okręgowych i rejonowych, żeby przesłały nam sprawy, w których walczono o środki kompensacyjne za krzywdę wykorzystania seksualnego w dzieciństwie. Tych spraw było naprawdę niewiele. Uznaliśmy więc, że trzeba zbadać, czy są instytucje w naszym kraju, tak jak w innych krajach, które mogą świadczyć pomoc materialną pokrzywdzonym dzieciom. Są w raporcie wyniki dotyczące Funduszu Sprawiedliwości, analizy ustaw, jest rozdział dotyczący prawnych rozwiązań. Bardzo nam zależało, żeby osoby poszukujące informacji, miały jedno źródło, gdzie mogą sprawdzić, jakie prawa im przysługują, jeśli będą chcieć ubiegać się o środki kompensacyjne. Jest też cały rozdział dotyczący psychologiczno-seksuologicznych konsekwencji wykorzystania seksualnego w dzieciństwie.
Pedofilia nie jest marginalnym zjawiskiem. A systemu leczenia pedofili brak
Odnośnie do Funduszu Sprawiedliwości, zdaje się, że służył on innym celom, niekoniecznie statutowym… Czy na przestrzeni tych trzech lat kwoty wzrosły?
Z Funduszu Sprawiedliwości znikoma część jest przeznaczana dla dzieci pokrzywdzonych przestępstwem wykorzystywania seksualnego. Trudno było nawet oszacować, ile dokładnie pieniędzy trafia do nich. Przewodnicząca Komisji podjęła interwencję w tej sprawie. A co do kwot – zaczynają się pojawiać jaskółki. Państwowa Komisja ma prawo występować na prawach oskarżyciela posiłkowego. Pamiętając wyniki pierwszego raportu, nie zapominamy o zadośćuczynieniu dla dziecka, zauważamy, że kwoty powoli zaczynają się zmieniać.
To dobra wiadomość, choć jak wiemy, nie tylko o kwoty tu chodzi, lecz o wyprostowanie życia pokrzywdzonym. Jakie są koszty społeczne i emocjonalne wykorzystywania seksualnego dzieci?
Dla dziecka koszty mogą być zarówno krótkoterminowe, występujące zaraz po wydarzeniu, ale też mogą być takie, które łamią linię życiową, utrzymują się do śmierci. Mogą to być trudności z utrzymaniem stałej pracy, w nawiązywaniu stałych relacji, angażowanie się w relacje, które krzywdzą, czyli odtwarzanie sytuacji z dzieciństwa. Badania genetyczne mówią zaś, że trauma i przemoc skracają życie nawet o 20 lat, przyspieszają proces starzenia się całego organizmu.
Eksperci współpracujący z Komisją zaproponowali trzy podejścia: gdy konsekwencji może być niewiele – jest to zależne od zasobów dziecka, np. jakie ma wsparcie; drugie podejście jest stosowane w przypadku kosztów wyśrodkowanych; trzecie – wiąże się z najbardziej traumatycznymi doświadczeniami, które utrzymują się do końca życia: mogą wystąpić próby samobójcze, a nawet samobójstwa, poważne zaburzenia z obszaru zdrowia psychicznego, w tym choroby jak: depresja, zaburzenia lękowe. W tym trzecim przypadku koszty społeczne mogą sięgać nawet 900 tys. zł na dziecko. Są to kwoty szacunkowe, ponieważ precyzyjne dane potrzebne do tego, aby móc dokładnie oszacować kwoty, nie są zbierane w naszym kraju.
Odwołam się do waszych obserwacji. W jakich grupach społecznych to zjawisko najczęściej występuje?
Nie ma badań, które mówiłyby, że w jakiejś grupie społecznej jest istotnie najwięcej sprawców wykorzystania seksualnego dzieci. Wiemy jedno: w grupach społecznych czy zawodowych, w których istnieje bezpośredni kontakt dorosłego z dzieckiem, może występować zjawisko wykorzystania seksualnego. Jednak nie mamy precyzyjnych danych na temat skali zjawiska. Istnieje szara strefa, w której te czyny nigdy nie zostały ujawnione. Najprawdopodobniej jest ona większa niż w przypadku czynów seksualnych wobec dorosłych.
Dlaczego tak dzieje się?
Z kilku przyczyn. Chwytani są zazwyczaj sprawcy o niskich zasobach społecznych, bez wysokiego statusu socjoekonomicznego. Szacuje się, że sprawców z wyższym wykształceniem, cieszących się zaufaniem społecznym, jest co najmniej 10 procent. A w aktach spraw karnych, które analizowaliśmy, jest ich 1 procent. Co oznacza, że system ich nie wyłapuje.
Wykorzystanie seksualne dzieci: czy można je przed tym uchronić?
Mają pieniądze i pozycję społeczną, więc tuszują.
Tak. Mają też zasoby intelektualne, więc dopuszczają się manipulacji. Uwodzą, potem zastraszają. Stać ich na pełnomocników, którzy aparat administracyjny wykorzystują tak, aby sprawca uniknął odpowiedzialności.
Społecznie musimy się wiele nauczyć…
Oczywiście. Społeczeństwo źle reaguje po ujawnieniu faktu wykorzystania seksualnego przez osobę pokrzywdzoną. Były nawet sytuacje, że rodzina skrzywdzonego dziecka musiała opuścić swoje miejsce zamieszkania.
Pamiętam taką sytuację, gdy dotyczyło to księdza. Z duchownymi mieliście kłopot przy pierwszym raporcie.
Nie tylko z duchownymi. Kiedy przy okazji pracy nad drugim raportem próbowaliśmy rozeznać się w sprawie standardów ochrony dzieci w grupach zawodowych, w których występuje bezpośredni kontakt dorosłych z dziećmi, jak m.in. związki sportowe, harcerstwo, to też nie spotkaliśmy się z entuzjazmem, nie odpowiadano na nasze pytania. Z tego powodu nie mamy statystyk. I nie będziemy ich mieć, dopóki szara strefa będzie bardzo duża. A będzie bardzo duża, dopóki pokrzywdzony będzie obawiał się, że jeśli ujawni przestępstwo, spotka się z ostracyzmem społecznym.
Wciąż świetnie mają się różne mity, np. czternastolatka, która odbyła kontakty seksualne z czterdziestolatkiem słyszy, jaką ma „reputację”, bo „sama prowokowała”, „wyglądała na dorosłą”; że „gdyby sama się nie pchała”, to nie doszłoby do wykorzystania seksualnego. „Zakochana była”, „więc nie ma żadnych konsekwencji”. To są bzdury! Po pierwsze, dzieci często na początku są rozkochiwane, dlatego konsekwencje psychiczne potrafią rzutować na całe życie. To jest relacja przemocowa – zanim dojdzie do wykorzystywania seksualnego, następuje budowanie i wykorzystanie zaufania, zależności i autorytetu. Dopóki będziemy wierzyć, że dziecko prowokuje, kusi, samo chce, więc jest współodpowiedzialne, dopóty dzieci i ich rodziny będą bały się ujawniać tego typu czyny. Jeśli będą musiały mierzyć się dodatkowo z atakiem np. w mediach społecznościowych, to paradoksalnie to pokrzywdzonych może bardziej ranić i stygmatyzować niż sam czyn. Inni zranieni widząc reakcję otoczenia, nie odważą się mówić, co ostatecznie przełoży się na bezkarność sprawców. Zatem im bardziej atakujemy pokrzywdzonych po ujawnieniu czynu tym bardziej wspieramy sprawców w ich poczuciu bezkarności.
W pracy klinicznej widzimy, że osoby, które doznały skrzywdzenia, bardziej szczegółowo pamiętają to, jak ludzie zareagowali, niż samo wydarzenie. Gdy dziecko nabiera odwagi i decyduje się powiedzieć, to jest to bardzo wrażliwy czas, kiedy ono odsłania się.
Tu działa bardzo silny mechanizm winienia pokrzywdzonych. To samo jest z kobietami zgwałconymi: „same się prosiły”.
Oczywiście, sprawcy przemocy przerzucają odpowiedzialność za swoje czyny na osobę skrzywdzoną. W pierwszym raporcie pokazaliśmy, że dzieci, które zostały zgwałcone, czują się winne, zawstydzone i mierzą się z depresją. Tak może być przez całe życie. Nawet w przypadku gwałtu, gdy nie powinno być żadnych wątpliwości, gdzie leży odpowiedzialność, dzieci czują się winne, wstydzą się i boją, a to wszystko powinni odczuwać sprawcy. Mity społeczne pogłębiają to. Czytamy w aktach, jak zareagowali rówieśnicy, lokalna społeczność, rodzina, a to jest źródłem kolejnych traum.
Rzetelnie rozmawiając z dzieckiem o seksualności możesz zapobiec nieszczęściu
Na przykład jak zareagowała rodzina?
Dziewczynka, która zdecydowała się ujawnić, że wujek ją wykorzystał, od matki usłyszała: zobacz, co zrobiłaś, co przez ciebie wujka spotka.
Nie do uwierzenia…
No właśnie. Ważne, żeby nie zatrzymywać się na wiedzy o tym, tylko żeby działać.
Jak więc możemy pomóc dziecku wykorzystanemu seksualnie?
Mamy sieć pomocy, ale należy zmienić sposób jej funkcjonowania. Na przykład dziecko i rodzina powinni być objęci natychmiast po wykorzystaniu opieką psychologiczną, ponieważ rodzice nie wiedzą, jak reagować. Nawet rodziny, które kochają swoje dzieci i chcą dla nich jak najlepiej. Wystarczyłoby im kilka spotkań z psychologiem, aby uzyskali wskazówki, jak pomóc dziecku, aby go ponownie nie ranić.
Jak rodzice próbują pomagać?
Różne są reakcje: np. nie będę w ogóle z dzieckiem na ten temat rozmawiać, żeby ran nie rozdrapywać; są próby sprawdzenia i ustalenia faktów, a więc wchodzenia w buty organów ścigania; są próby oceniania, czy dziecko mówi prawdę, a więc wejście w rolę biegłego. My mówimy jasno: rodzicu, bądź rodzicem. Nie wchodź w rolę kilku specjalistów naraz. Dziecku jest potrzebna twoja spokojna głowa, nawet gdy to, czego dowiedziałeś się, jest dla ciebie szokiem. Idź na kilka spotkań z psychologiem, aby uspokoić emocje, aby dla dziecka być oparciem, aby ono swoje emocje swobodnie mogło ujawnić przed tobą – wystarczająco spokojnym.
Mamy infolinie. Promowaliśmy je w kampanii „Bezpieczne wakacje”. Należy rodziców zachęcić do korzystania z pomocy, przełamać ich wstyd, lęk, obawy, stereotypy i szkodliwe przekonania, które świetnie się mają. Kilka rozmów z psychologiem może zaoszczędzić wiele cierpienia.
Dlatego jeszcze raz podkreślę: jeśli dziecko po ujawnieniu otrzyma wsparcie, to jest 50 procent szans, że nie skończy się to traumą. Jest więc sens walczyć.
W jaki jeszcze sposób możemy pomóc dziecku wykorzystanemu seksualnie?
Umożliwiając jego rodzinie dostęp do pomocy prawnej. Rodziny dzieci skrzywdzonych nie powinny same walczyć w sądzie, zwłaszcza w postępowaniach cywilnych, gdy po drugiej stronie jest pełnomocnik.
Musimy też pamiętać, że każdy z nas ma obowiązek zawiadomienia o podejrzeniu przestępstwa wykorzystania seksualnego dziecka – artykuł 240 kodeksu karnego. To dobry artykuł, bo sprawcy powinni mieć poczucie nieuchronności kary, choć w relacji z dzieckiem bardzo starają się, aby tajemnica była silna, by nigdy nie ponieść odpowiedzialności, to otoczenie jednak najczęściej wie albo przynajmniej ma podejrzenia. Ludzie boją się działań odwetowych, zwłaszcza gdy sprawca jest osobą wpływową. Pamiętajmy, że milczenie sprawia, że sprawca nadal działa, może być niebezpieczny do końca życia i kolejne dzieci mogą być krzywdzone.
Jeśli sprawca nie został ukarany, daje mu się przyzwolenie, szkodliwość jego czynów najczęściej eskaluje. W cyberprzestrzeni sprawcy zaczynają od posiadania zdjęć, po jakimś czasie dążą do kontaktu bezpośredniego z dzieckiem. Ważne więc, by uaktualniać wiedzę na temat zasad korzystania z internetu, na temat higieny cyfrowej, zabezpieczeń, sposobów reagowania. Dzieci powinny być uczone, jak poruszać się w sieci. Jest oczywiste, że dziś już nie możemy żyć bez sieci, bo to wiązałoby się z wykluczeniem. Zauważamy, że zjawisko wykorzystywania dzieci z użyciem nowych technologii przybiera nowe formy i nic nie zapowiada, że będzie słabnąć w najbliższych latach. W innych krajach pojawiają się nowe kategorie czynów jak wymuszanie czy zgwałcenie przez internet.
A jeśli mielibyśmy od czegoś zacząć to rodzice przede wszystkim powinni zacząć cenić wizerunek własnego dziecka, nie wklejać bezmyślnie jego zdjęć na media społecznościowe.
Oczywiście, pokazywanie buzi dziecka w internecie w różnych sytuacjach, jest używaniem jego wizerunku. Potem te zdjęcia – słodkie i niewinne – trafiają w ręce sprawców, którzy przeczesują zasoby sieci. Dla nich takie zdjęcia są walutą do wymiany na forach zamkniętych, gdzie mają dostęp do różnych materiałów pornograficznych z udziałem dzieci.
Bardzo ważne jest to, co pani teraz mówi. Ludzie wrzucają bezmyślnie słodkie bobaski z gołą pupą, albo piszą: „spójrzcie, moja córka ma już 13 lat, jaka piękna”.
Wraz z wrzuceniem tego typu materiałów, traci się nad nimi kontrolę. Jeszcze raz: takie zdjęcie może trafić na fora poświęcone materiałom pornograficznym z udziałem dzieci. Żeby być przyjętym do zamkniętego forum, sprawca musi dać nowy materiał. Dlatego rodzice muszą się obudzić! Nie zastanawiają się, co będzie za 20 lat, gdy dziecko pojawi się na rynku pracy, kto i w jaki sposób będzie wykorzystywał te materiały. Pojawiają się, na szczęście, kampanie społeczne na ten temat. Uświadamianie rodziców i dzieci jest konieczne. Potrzebne jest uzupełnianie programów kształcenia sędziów i prokuratorów, radców prawnych i adwokatów. Spotykaliśmy się z przekonaniem, że nie ma pokrzywdzonego, bo to tylko zdjęcie. Przekonanie, że „skoro sobie tylko oglądał zdjęcia, to nikomu krzywdy nie zrobił”, jest absolutnie błędne! Sprawcy nie są oceniani pod kątem ryzyka popełnienia czynu ponownie. A w większości są niebezpieczni, ponieważ istnieje prawdopodobieństwo, że będą dążyć do kontaktów bezpośrednich w przyszłości.
Co rekomendujecie organom państwa, podmiotom i instytucjom związanym z opieką, wychowaniem i edukacją?
Zapraszam konkretne grupy społeczne, zawodowe, żeby sięgnęły po rekomendacje i wskazówki umieszczone na końcu najnowszego Raportu. Np. rekomendacja do obszaru kultury fizycznej i turystyki: nie używaj stygmatyzującego języka typu: „ofiara uległa”. Taki język przerzuca odpowiedzialność, powoduje, że zupełnie inaczej postrzegamy osoby skrzywdzone. A język w znacznej mierze kreuje rzeczywistość.
Te osoby są szczególnie narażone na przemoc seksualną
Stygmatyzujący język występuje też w dokumentach specjalistów. Reagujmy na stygmatyzujący język. Pamiętajmy o obowiązku zgłoszenia wykorzystania seksualnego. Pamiętajmy, że trenerzy czy nauczyciele mogą słyszeć od dzieci na wyjazdach wakacyjnych, gdy sprawca jest daleko, że w ich domach dzieje się źle. Ustawa „Kamilka” wprowadza obowiązek wprowadzenia standardów ochrony dzieci. Szkoda, że przed jej powstaniem musiała zdarzyć się taka tragedia.
Z innych naszych rekomendacji – nie używajmy terminu: „pornografia dziecięca”. Nie ma czegoś takiego. Jest „pornografia z udziałem dzieci”. Dziecko nie jest w stanie wyrazić świadomej zgody na wzięcie udziału w takich materiałach.
Nie posługujmy się określeniem „nadużycie seksualne wobec dziecka”, tylko „wykorzystanie seksualne”. Nadużycie sugeruje, że jest dopuszczalny jakikolwiek kontakt z dzieckiem w celach seksualnych. Prawnie jakikolwiek kontakt seksualny z dzieckiem do 15. roku życia jest zabroniony, zatem mówmy o wykorzystaniu seksualnym dziecka, a nie „nadużyciu”.
Zmiany społeczne zaczynają się od zmiany myślenia i postrzegania pojedynczych ludzi. Zacznijmy zatem przyglądać się temu, jak myślimy i mówimy o pokrzywdzonych i do pokrzywdzonych.
Więcej na temat pomocy osobom pokrzywdzonym oraz lista placówek i intytucji, które mogą udzielić pomocy, dostępne na stronie Państwowej Komisji ds Pedofilii w zakladce „gdzie po pomoc”:
Beata Igielska, zdrowie.pap.pl
Fot. P. Werewka