Sobotni poranek, a może bardziej głód zmusił mnie do spaceru w kierunku kuchni, która ostatnio jakoś słabo może liczyć na moje wizyty, ale w końcu przeprosiliśmy się, a powitała mnie z otwartymi ramionami.
Trochę inaczej było z lodówką, gdyż jakoś z niej pustką wiało, więc znalazłem w niej tylko trzy cebule, skrawek kostki masła, trzy jajka, śmietana i jedno awokado. Wybór ograniczony, a i propozycja w menu mogła znaleźć się właściwie tylko jedna, choć napadała mnie myśl, żeby sprawdzić zamrażarkę. Szału nie było, a walało się w niej jedno opakowanie zamrożonych na kość krewetek i zamrożone głęboko bułki, które trzeba upiec, aby przypominały te prawdziwe.
Śniadanie miało dać radość dwóm osobom, więc piekarnik został włączony, a ja przystąpiłem do obierania i krojenia w piórka cebuli, która powędrowała na rozgrzaną patelnię z rozpuszczonym masłem.
W tzw. międzyczasie wyłuskałem ze skórki i pestki awokado, wrzuciłem do blendera, dodałem sól i pieprz oraz odrobinę słodkiej śmietany. Po zmiksowaniu doprawiłem do smaku i uzyskałem całkiem ciekawe smarowidło do bułek, które właśnie powędrowały do piekarnika ustawionego na 180 stopni.
Cebula na maśle już zaczynała się rumienić, czyli przyszedł czas, żeby dotrzymały jej towarzystwa wciąż zamrożone krewetki. Dodałem też pół łyżeczki granulowanego czosnku. Po kilku minutach, kiedy płyn z krewetek odparował, bułki już spoczywały na drewnianej desce, aby lekko ostygły, na patelnię wbite zostały jajka i doprowadzone do stanu, w jakim powinny się znajdować.
Kiedy śniadanie się rozpoczęło, sam muszę też przyznać, że ta jajczano-krewetkowa wariacja okazała się całkiem dobrym połączeniem, a z bułkami posmarowanymi awokado pasowały do siebie wszystko idealnie.
Bogdan Feręc