Irlandia nie chce nic zmienić
Wśród Irlandczyków zobaczyć można przedziwną manierę, która powinna stać się podstawą oceny przez socjologów, a ci zastanowić się, co kieruje społeczeństwem?
Minęły właśnie wybory lokalne, które należy uznać za papierek lakmusowy przyszłego aktu wyborczego, więc chodzi o następną wiosnę, kiedy uprawnieni do tego wybiorą kolejny parlament. Wydawać się do niedawna mogło, że wzrosty notowań w sondażach, jakie uzyskiwało Sinn Féin, jednak ostatnie tygodnie pokazały, iż ugrupowanie Mary Lou McDonald, zaczęło mocno tracić poparcie.
Powodów może być kilka, a do najważniejszych zaliczyć trzeba monotonny, a może bardziej monotematyczny przekaz i ten był łudząco podobny do tego, jaki poznaliśmy w ostatnich latach w Polsce.
Sinn Féin zachowywało się jak ugrupowanie, które wygraną ma w kieszeni, ale i przekaz płynący do społeczeństwa mówił, iż należy odebrać władzę z rąk Fine Gael i Fianna Fáil. Na tym właśnie koncentrowały się działania największej partii opozycyjnej, a i prezentowany program, w którym skupiono się wyłącznie na trzech obszarach. Sinn Féin mocno uderzało, nie bez powodu w Departament Mieszkalnictwa i szefa tego resortu Darragha O’Briena, ale też w Stephena Donnelly’ego – ministra zdrowia. Kolejnym punktem, gdzie zjednywano sobie wyborców to przywileje socjalne, a wówczas sugerowano, że można oczekiwać powrotu całkiem przyjemnych dodatków ze strony państwa, więc podobnych do tych, jakie funkcjonowały przed wybuchem kryzysu finansowego, a ów doprowadził prawie do utraty płynności finansowej Irlandii.
Jak już kiedyś mówiłem, od początku kiedy władzę przejęło Fine Gael, a w wyborach do irlandzkiego parlamentu Sinn Féin wygrało, choć nie miało wystarczającego poparcia, aby stworzyć gabinet, rozpoczął się nad rządami koalicyjnymi chocholi taniec i potępianie wszystkich działań kolejnych ekip rządzących.
Część, nawet duża ze słów krytyki, miała oczywiście podstawy, ale Sinn Féin nie chciało jakby zauważyć, że w kraju wcale nie jest aż tak źle, jak mówi opozycja. Na plus zaliczyć należy partii Mary Lou McDonald, iż nie odpuszcza kwestii mieszkaniowych, więc mocno naciska, aby Departament Mieszkalnictwa podejmował działania w zakresie dostarczania większej ilości izb mieszkalnych, jednak to tylko słowa. Na złą ocenę zasługują natomiast pomysły ministra mieszkalnictwa w gabinecie cieni Mary Lou McDonald Eoina Ó Broina, który rzucił pomysłem, że jak już Sinn Féin „dopadnie wielkiego stołu”, budować będzie, że tylko ma furczeć i 60 000 mieszkań rocznie to odda do użytku bez najmniejszego wysiłku.
Te trochę przesadzone opowieści, można schować między bajki, bo Irlandia nie ma na tę ilość lokali wystarczającej siły roboczej. Bliższe prawdy są natomiast obietnice ministra O’Briena, który stwierdził, że o ile Fianna Fáil zasiadać będzie w kolejnej kadencji w rządzie, wybuduje się ok. 40 000 mieszkań. Śmiem wątpić, a i nie podoba mi się styl przedstawionej informacji, bo o ile minister powiedział o większych nakładach finansowych na budownictwo w przyszłorocznym budżecie, to jasno sugerował, kto powinien ów wykonać. Poza tym, już teraz kraj ma problemy, aby dotrzymać celów mieszkaniowych, a opiewają one circa na 32 000 mieszkań rocznie, więc o 8000 więcej, może stać się celem nierealnym.
Zostawiając tę kwestię, przejść należy do służby zdrowia, którą nawiasem mówiąc, szerzej opisuję w wydawnictwie Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego, a książka pojawi się niebawem w Irlandii. Zajmijmy się więc służbą zdrowia, która może i kuleje, ale nie pozostawia nikogo bez pomocy. Braki kadrowe są widoczne, gabinetów lekarskich podstawowej opieki zdrowotnej brakuje, a i przydałoby się kilka dodatkowych szpitali i przychodni zdrowia, aby skrócić kolejki do lekarzy. To zaczęło się już dziać i rząd z roku na rok zwiększa budżet Departamentu Zdrowia, który w ostatniej dziesięciolatce zwiększył się o ponad 6 miliardów euro. Może to jeszcze zbyt mało, ale zależne jest od wpływów podatkowych.
Ta kwestia również wydaje się niezauważona przez Sinn Féin i bije w ministra Donnelly’ego, jak w pusty bęben, a z częścią zarzutów wobec szefa resortu zdrowia, po prostu nie można się zgodzić. Przedstawiciel Sinn Féin ds. zdrowia poseł David Cullinane uważa, że pieniędzy na lecznictwo w Irlandii jest i tak zbyt mało, co blokuje możliwość zatrudnienia dodatkowych lekarzy i pielęgniarek. Panu posłowi chciałbym zadać tylko jedno pytanie i niechaj wskaże mi kraj w Europie, który nie boryka się z tym problemem. Ma je nawet Islandia, która przoduje w rankingu Światowej Organizacji Zdrowia i zgłasza, że wciąż może zatrudnić personel medyczny. Kolejnym państwem z doskonałą opieką medyczną są Niemcy, ale i tam występuje deficyt pielęgniarek oraz lekarzy. Tego jednak parlamentarzyści Sinn Féin nie mówią, przynajmniej głośno, bo wolą przedstawiać Fine Gael i Fianna Fáil w złym świetle i ciosać kołki na głowie ministra Stephena Donnelly’ego.
Mamy też w kraju opiekę społeczną, której zadaniem jest wspieranie osób w trudnej sytuacji życiowej, a ta bez zbędnego wysiłku, bo za sprawą inflacji i wysokich kosztów utrzymania, zlikwidowała bezrobocie w Irlandii. Nawiasem mówiąc, trochę śmieszą mnie słowa aktualnej minister od tej całej opieki socjalnej, a włącza się też do tego system emerytalny, że brakuje pieniędzy albo zaraz zacznie brakować na emerytury. Zestawienie słów minister Heather Humphreys z danymi z Urzędu Statystycznego Irlandii, a i prognozami specjalistów, wypada raczej blado, bo przecież pracuje już teraz i będzie w najbliższych latach, największa ilość osób w historii kraju. Jeżeli tak jest i CSO nie łże, to przecież kraj osiąga z tytułu odprowadzanych składek pracowniczych znacznie wyższe dochody, które przeznaczane są na bieżące emerytury. W latach kolejnych ma być jeszcze lepiej pod tym względem, więc kasa od rzeszy pracowników płynąć ma nieprzerwanym strumieniem.
Idąc dalej Departament Ochrony Socjalnej zaczął reformować cały system emerytalny, a to również wpływać ma na system składkowy utrzymywany przez samych pracowników, jak i firmy, które ich zatrudniają. Wirtualny pieniądz, aby wydawało się, że rząd pomaga, dołoży Skarb Państwa, czyli przyszłe emerytury mają się z czego finansować.
Sinn Féin nie jest przeciwne pomysłom Departamentu Ochrony Socjalnej, ale tylko w kwestii zwiększania kwot zasiłku dla bezrobotnych i wyższej pomocy socjalnej dla osób w tzw. potrzebie, choćby w swoim życiu pracowały zaledwie 15 minut. Największa partia opozycyjna jest zdania, iż powinno się zwiększyć wysokość wszelkich zasiłków, zapomóg i dodatków, bo w kraju jest drogo, a żyć jakoś trzeba.
Tym samym proponuje ponowne rozwinięcie szerokiego parasola ochronnego, który pozwoliłby na unikanie zatrudnienia. Pustosłowie leje się więc z gardeł posłanek i posłów Sinn Féin, co mogło być punktem zwrotnym w ocenach tego ugrupowania.
Jest jeszcze jedna kwestia, która zaczęła w mojej ocenie odstręczać niegdysiejszych zwolenników od Sinn Féin, a tę, chociaż nienachalnie, promuje. Nie chodzi oczywiście od zjednoczenie Irlandii, bo akurat tutaj mogłoby ugrupowanie Mary Lou McDonald wygrać, ale prezentuje sprawę trochę bez pomysłu, czyli mówi, by mówić, a tylko dla zapadnięcia w pamięć. Chodzi o Fit for 55, które wcześniej, bo zaraz po ujawnieniu programu Sinn Féin przyjmowało z lekką dozą ambiwalencji, ale z czasem zaczęto wdzierać się w ten pogląd, że należy przeprowadzić gruntowną zmianę również w Irlandii. Tym samym osoby, które popierały opozycję do tego programu, jaką prezentowało ugrupowanie, przestały interesować się partią i zaczęły szukać wyraźnych przeciwników Fit for 55.
Takie ugrupowania są w Irlandii, chociaż do zasiadania w Dáil Éireann wciąż im bardzo daleko, ale ilość ich zwolenników rośnie, gdyż są też eurosceptyczne. Właśnie na eurosceptycyzmie Sinn Féin zbijało wcześniej swoje partyjne poparcie – część poparcia, ale to przeszłość jak i sondaże z wynikiem 39% dobrych ocen dla partii.
Na zakończenie mogę powiedzieć tyle, że Sinn Féin straciło impet, straciło też amunicję i stale posługuje się ogranymi sloganami, by tylko coś mówić. Nie tędy droga, chociaż wciąż mam wiele sympatii do tego ugrupowania, ale tak dłużej być nie może i potrzebna jest świeżość poglądów oraz nowe idee.
Pozwolę sobie też na ocenę zachowania politycznego Irlandczyków, bo to oni w większości oddają głosy wyborcze, więc uznaję, że łatwiej im zagłosować na Sinn Féin, kiedy kraj pogrążony jest w jakimś kryzysie, a populistyczne hasła głębiej zakorzeniają się wówczas w umysłach ludzi. Jeżeli, nawet teraz, kiedy inflacja doprowadziła do dramatycznego wzrostu cen, ludzie ustabilizowali swoje życie, radzą sobie w skomplikowanych warunkach finansowych, Sinn Féin jest dla nich wyborem nieznanym i nieprzewidywalnym, a może to wskazywać, że nigdy nie przebije się przez drzwi Leinster House.
Nie ma też w tym przypadku znaczenia, iż Irlandczycy psioczą na rząd koalicji Fine Gael i Fianna Fáil z przystawkami, bo i tak na jedno z tych ugrupowań zagłosują i dadzą możliwość sprawowania władzy w kolejnej kadencji. Dziwne, chociaż nie nadzwyczajne i w Polsce też mamy takie same roszady, które obserwowane są, co kilka lat.
Zastanawiam się też, czy nie jest niekiedy warto postawić na całkiem innego konia, który nazywany jest w wyścigach jeździeckich fuksem, bo to może czasami przynieść całkiem inną jakość polityki.
Bogdan Feręc
Photo by Sean Kuriyan on Unsplash