Irlandia jest na kursie kolizyjnym z Unią Europejską
Orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej nie przyczyni się w żaden sposób do poprawy stosunków na linii Dublin-Bruksela, a nie należą one do najcieplejszych od ładnych kilkunastu miesięcy, więc wyrok TSUE jest kolejnym punktem na mapie kwestii spornych.
Jak powiedziałem wczoraj w popołudniowej audycji Radia Wnet, Irlandii wcale nie jest w smak orzeczenie TSUE, a od początku twierdziła, że Komisja Europejska nadinterpretuje tutejsze przepisy podatkowe, więc błędnie ocenia potencjalną niedopłatę do Skarbu Państwa, co ma być dziełem firmy Apple. TSUE w ostatniej instancji stwierdza jednak, że gigant technologiczny musi wpłacić do irlandzkiego Skarbu Państwa wraz z odsetkami kwotę 14,3 mld €, by być w zgodzie z przepisami.
Pieniądze te zdeponowane zostały na specjalnym funduszu powierniczym, a potrwa jakiś czas, by w całości przelane zostały na irlandzkie konta, więc z całą pewnością nie zostaną użyte w przyszłorocznym budżecie. Istotne jest również, iż nie będą mogły zostać spożytkowane na wydatki bieżące, ale wyłącznie na inwestycje infrastrukturalne.
Od dawna wiemy, iż pogorszył się nieco klimat polityczny na styku Irlandia – Unia Europejska, która od jakiegoś czasu próbuje przymusić Zieloną Wyspę, aby szła z nią ręka w rękę, a chodzi o działalność firm technologicznych, jakie mają siedziby w Irlandii. Bruksela, co widać teraz bardzo wyraźnie, wprowadzić chce środki, które zwiększać będą kontrolę w internecie, jednak na to nie chcą dać swojej zgody giganci technologiczni, gdyż może się to odbić na ilości klientów, a nawet na dochodach.
Co więcej, Komisja Europejska stara się również, aby opodatkowanie tych przedsiębiorstw w całości albo większej części zostawało w Unii Europejskiej, a to rozwiązanie, które jest całkowicie nie do przyjęcia przez gigantów technologicznych z USA, którzy znakomitą większość zarabianych tu pieniędzy wysyłają do swoich amerykańskich założycieli.
Również Irlandia ma z tym pewien problem, bo Unia, zamiast wspierać Zieloną Wyspę w staraniach o zatrzymanie tych firm w Europie, rzuca jej kłody pod nogi, co dodatkowo komplikuje sytuację. Wcześniej kandydat na prezydenta USA Donald Trump stwierdził, że jego wolą jest, aby amerykańskie firmy wróciły do Stanów, co akurat może skończyć się dla Irlandii bardziej niż potężnym kryzysem. Chodzi przede wszystkim o kwestie podatkowe, zarówno w USA, jak i w Irlandii, gdyż Trump chciałby, żeby amerykańskie korporacje płaciły podatki w kraju pochodzenia, a i tworzyły w Stanach miejsca pracy.
Tego życzyliby sobie mieszkańcy dowolnego kraju na świecie, gdyż wzmacnia się w taki sposób ich gospodarki, ale stracą na tym kraje, takie jak Irlandia. Pamiętajmy, że cztery największe amerykańskie korporacje działające w Irlandii, wnoszą do tutejszego budżetu aż 65% ze wszystkich zbieranych podatków, a i dają grube tysiące miejsc pracy.
Jeżeli Donald Trump wygra batalię o Biały Dom, nie poprzestanie przecież na zapowiedziach, a zrobi wszystko, aby jego plan wszedł w fazę realizacji. Będzie to wówczas problematyczne dla Irlandii, która zmuszona zostanie do znalezienia jakiegoś rozwiązania, a to zatrzyma na wyspie gigantów i utrzyma miejsca pracy. Co też istotne, Trump już kilka razy powiedział, iż Unia Europejska nie jest przyjazna dla firm z Ameryki, więc stara się ograniczać ich możliwości, wprowadza nowe prawa i tworzy dla korporacji z USA nieprzyjazny klimat ekonomiczny. Dodał również, że z takim postępowaniem nie spotkają się w Stanach, więc swobodnie mogą się już pakować.
Co też jest nie bez znaczenia, Irlandia właściwie nie może sobie pozwolić na wypuszczenie z kraju amerykańskich konsorcjów, a tylko dlatego, że popadnie w tak głęboki kryzys, z którym nie będzie sobie mogła poradzić przez całe lata. Przykładem niech stanie się tylko jedna z amerykańskich firm z Galway, która w tym 80-tysięcznym mieście zatrudnia już ponad 13 000 osób, więc jej wyście z tego miasta, znaczyć będzie tragedię większości rodzin, jakie mieszkają w samym Galway i najbliższej okolicy.
To tylko jedna firma, a są przecież inne, które również zatrudniają po kilkaset lub kilka tysięcy mieszkańców tego miasta, jednak przy odejściu amerykańskich korporacji z tego lokalnego rynku, śmierć ekonomiczna zajrzy w oczy Galway.
Dlatego ważne jest, by Irlandia miała przyjazny korporacjom system podatkowy, jednak obecnie ów ograniczany jest przez Unię Europejską, a to właśnie ona, jawnie łamie umowy. Kiedy okazało się, że Republika Irlandii w referendum odrzuciła Traktat Lizboński, rozpoczęły się unijne manewry, by Zielona Wyspa przeprowadziła kolejne głosowanie i przychyliła się do tego rozwiązania. Tabuny unijnych urzędników pchały się wówczas na wyspę, przekonywali, mówili i namawiali, a i sam ówczesny polski premier Donald Tusk gwałcił wielokrotnie słowem i żywo namawiał mieszkańców, aby tylko poparli Traktat, bo zyskają.
Właśnie ten moment wykorzystał gabinet w Dublinie i powiedział, iż ponowi referendum, ale nie ma nic za darmo, więc Bruksela musi zgodzić się na rozwiązania podatkowe, które wspierać będą na wyspie system fiskalny dotyczący korporacji. Unia nie miała wówczas wyjścia, by nie pogrzebać Traktatu Lizbońskiego, więc niechętnie, ale przystała na irlandzkie warunki, o czym mówią stosowne dokumenty.
Irlandia mogła wówczas zastosować pewne reguły podatkowe, nawiasem mówiąc, zatwierdzone na drodze prac parlamentarnych i wdrożyć system podatków korporacyjnych, który był znacznie ciekawszy niż w innych państwach Unii Europejskiej.
Jak się teraz okazuje, orzeczenie TSUE wobec Apple i Republiki Irlandii, jest pogwałceniem jednej z ustaw, a w kraju obowiązują dwie, które wciąż mają zastosowanie. W zależności od przeprowadzonych negocjacji wstępnych rządu z korporacjami stosują one jedną, bądź drugą ustawę, choć ta wcześniejsza nie jest już praktycznie używana dla firm wchodzących obecnie na tutejszy rynek. Niestety Komisja Europejska z dużą dowolnością przyjrzała się kwestii opodatkowania firmy Apple i uznała, że zastosowano wobec niej nieprawidłowe przepisy, co właśnie zakończyło się wyrokiem TSUE.
Dublin z jednej strony zyska, chociaż wcale nie chciał tych pieniędzy, a z drugiej jest wściekły na Komisję Europejską, że utrudnia działanie w skomplikowanych warunkach gospodarczych. Oznacza to, że o ile Irlandia przyjmie te pieniądze od Apple, zainwestuje w rozwój kraju, ale, ale, nie tylko, bo przecież będzie musiała odprowadzić od tych 14,3 mld €, daniny do Brukseli. Pieniądze te mogą być użyte do tworzenia inwestycji infrastrukturalnych, więc np. w drogownictwo i mieszkalnictwo. Dodatkowo prawie pół miliarda euro, Irlandia będzie musiała przekazać do państw, gdzie działają firmy córki Apple, bo to tamtejsze budżety miały być jakoby narażone na straty. Przelanie całej kwoty do Irlandii, z jakiegoś niewiadomego powodu zająć ma około sześciu miesięcy, chociaż to pieniądze bardziej w formie elektronicznej, więc przesłanie danych z komputera na komputer, nie powinno zająć więcej czasu, niż kilkadziesiąt milisekund i to przy przepustowości internetu 3G.
Departament Finansów i Departament Wydatków zastanawiać się teraz będą, na jakie cele mogą wydać te pieniądze, jednak szefowie tych resortów twierdzą, iż nie należy się spodziewać, że choćby część tych funduszy znajdzie się w przyszłorocznym budżecie.
Oczywiście na tę kasę chrapkę ma zarówno Fine Gael i Fianna Fáil, bo przecież to także doskonała karta, jaką można wyciągnąć z rękawa przed marcowymi wyborami w przyszłym roku, czyli jestem bardziej niż przekonany, że w kampanii wyborczej dużo się będzie mówić o tych 14 miliardach euro.
W mojej ocenie problemów z wydaniem tych pieniędzy raczej nie będzie, a mogą nawet przyczynić się do zmniejszenia kryzysu mieszkaniowego, jednak przybliżać będą też Irlandię do projektu rozstania się z Unią Europejską.
Od dłuższego czasu mówimy w „Studiu Dublin” Radia Wnet, że zmienił się język irlandzkich polityków wobec Unii Europejskiej, przestano stosować wiernopoddańczą retorykę, a i działania podejmowane na gruncie unijnym, są stonowane. Sami politycy również wskazują, iż niektóre rozwiązania proponowane przez Komisję Europejską i Parlament Europejski, nie idą w parze z polityką Dublina, więc rozdźwięk jest obecnie zauważalny.
Do tego dochodzi jeszcze poprawa stosunków polityczno-gospodarczych z Wielką Brytanią, a nie można powiedzieć, że ostatnia wizyta premiera Keira Stramera była wyłącznie kurtuazyjną i dotyczyła zagadnień, o których rozpisywała się irlandzka prasa. Jeżeli zagłębić się w komentarze do spotkania premierów Wielkiej Brytanii i Irlandii, zauważy się ton odejścia od europejskich ideałów promowanych przez Brukselę, co może znaczyć tylko jedno, więc przygotowań obu gospodarek do bardzo intensywnej współpracy na niwie politycznej i gospodarczej. Będzie to wówczas wstępem do pożegnania się Dublina z Brukselą, a stworzenia sojuszu z Londynem.
Co w tej całej sprawie jest bardziej niż interesujące, po ewentualnym opuszczeniu przez Irlandię UE, to właśnie Brukseli zacznie zależeć na dobrych stosunkach z Dublinem. Powód jest prosty, wraz z Wielką Brytanią, będą mogły zastosować niezależne od unijnych systemy podatkowe dla zagranicznych korporacji, a te, wchodząc na oba rynki, zyskują szeroki dostęp do Europy. W mojej opinii nikt w Unii Europejskiej, nie będzie też odżegnywał się od współpracy z Irlandią, a powodem staną się amerykańskie korporacje technologiczne, które tu pozostaną, głównie ze względu na niskie opodatkowanie.
Utrata przez Unię Europejską gigantów w postaci Meta, Google, Microsoft i Apple, które swoje europejskie siedziby mają właśnie w Irlandii, zakończyć się może tylko w jeden sposób, więc odcięciem UE od internetu i nowoczesnych rozwiązań technologicznych.
Tak całkiem na marginesie, uderzanie przez Brukselę w korporacje technologiczne ze Stanów Zjednoczonych, nie ma raczej na celu podporządkowania ich Unii, a jest bardziej przygotowaniami do walki z Donaldem Trumpem, który potencjalnie zasiądzie w Gabinecie Owalnym. Tym samym Unia Europejska w dezorganizacji podcina sobie kolejną gałąź, na której trzyma się ostatkiem sił.
Na koniec jeszcze wyjątek z mojej wczorajszej, choć prywatnej rozmowy z redaktorem Tomaszem Wybranowskim, więc o ile Irlandia opuści ten zdezelowany twór, jakim jest UE, nic nie będzie stało na przeszkodzie, aby rozpocząć współpracę z krajami BRICS. Wtedy Unia dostanie szału, ale może to przyspieszy jej agonię i nieboszczka odrodzi się w całkiem innej formie, czy też wróci do ideałów Ojców Założycieli, przestając jednocześnie komunizować.
Bogdan Feręc
Fot. Public domain Irish Freedom