Znaczenie słów zmienia się wraz z nadejściem nowych pokoleń, zaczynają je rozumieć inaczej, a nawet wykorzystują, aby określić zachowania, czy też coś całkiem innego.
Paluszki krabowe, które obecnie funkcjonują w naszej rzeczywistości, kojarzą się jednoznacznie, więc ni mniej, ni więcej, a z jedzeniem. Można mieć oczywiście wiele zarzutów do tego produktu, bo większość z nich to podróbki i nie mają nic wspólnego z krabami, czyli są mieszanką odpadów rybnych z zabarwioną powłoką.
Prawdziwe paluszki krabowe są natomiast kruche, a nie ciągnące, jak te sklepowe i mają delikatny rybny, a może bardziej morski posmak.
To wszystko na ten temat, czyli można by zakończyć felieton, gdyby nie paluszki krabowe, jakie drzewiej pojawiały się w Dublinie. Dużym zaskoczeniem może być, że rzeczone już kilka razy paluszki krabowe, w XVIII-wiecznej stolicy Irlandii miały nieco inne, bo bardziej pejoratywne znaczenie.
Może nie do końca w całym Dublinie, a i nie w stosunku i do wszystkich, ale miały i to fakt bezsporny.
Dokładnie rzecz ujmując, panie nie najcięższego prowadzenia się, używały tego stwierdzenia wobec swoich klientów. Otóż XVIII-wieczne dublińskie kurtyzany mawiały, iż od czasu do czasu trafia im się klient, który był jak paluszki krabowe. Dokładnie chodziło o jeden „paluszek”.
Kiedy marynarze po miesiącach spędzonych na morzu zawijali do dublińskiego portu, jedną z pierwszych czynności, jakiej oddawali się tuż po rozładunku statku, były spotkania w przyportowych pubach z paniami lekkich obyczajów.
Te zaś świadczyły im dosyć chętnie usługi, bo była pewność, że klient wypłacalny, a i może się okazać, że nie będzie jednorazowym i pozostanie z córą Koryntu przez kilka dni vel nocy. To z kolei oznaczało stały dochód.
Ówcześnie jednak panowało przekonanie, że higiena osobista, nie jest niczym obowiązkowym, więc wielu marynarzy myło się od przypadku do przypadku, a i część nie miała zamiaru tego zmieniać, nawet w chwili odwiedzin w domach cielesnych rozkoszy.
To właśnie takich klientów jawnogrzesznice nazywały krabowymi paluszkami, gdyż zapach zarówno ich ubrań, jak i ciała oraz narządu uciech, miał ten przypisany rybom. Niektóre z dublińskich dziwek mawiały też, że miały do czynienia z klientem, który był emanacją portu i nie odróżniał się od niego zapachem wcale.
Bogdan Feręc
Fot. No known copyright restrictions