21 lat temu z ust samego Prezesa usłyszałem, jak ta jego Polska ma wyglądać. Przestraszyłem się na tyle, że nie chciałem mieć z nią nic wspólnego. Była tak realna, jak komunizm. Wymagała 100 000 uczciwych i kompetentnych działaczy
Od 20 lat walczę z Polską Jarosława Kaczyńskiego – nieskutecznie . Dokładnie od 21 lat. Z zerową skutecznością. Ale ta Polska i tak upada. Wydmuszka udająca prawdziwe państwo kiedyś musiała się załamać. Nie tryumfuję, bo jestem w środku. Wy też.
21 lat temu, w roku 2022, z ust Prezesa usłyszałem, jak ta jego Polska ma wyglądać. Przestraszyłem się na tyle, że nie chciałem mieć z nią nic wspólnego. Wizja przyszłej Polski, zarządzanej przez zwycięskie Prawo i Sprawiedliwość, była tak samo realna jak komunizm. Wymagała armii uczciwych i kompetentnych bojowników, w liczbie co najmniej 10 000. Oddanych sprawie hunwejbinów, poświęcających swoje życie osobiste dla jednej idei – sprawiedliwej Polski. Odpornych na wpływ otoczenia, żon, mężów i kolegów.
Chociaż miałem lat 38, 15 lat mniej od Jarosława Kaczyńskiego, to nie mogłem w jego wizję uwierzyć. Z prostego powodu – żyłem i pracowałem w realnym świecie, tu i teraz, a nie w jakiejś socjalistycznej bańce, nieskalanej rzeczywistością codzienności. Elementem niezbędnym do realizacji kolejnej utopii był idealny człowiek – nieskalany żadnym grzechem bojownik o sprawę.
Już rozumiecie?
Socjalizm, jak i jego kuzyn komunizm, to kolejna odsłona fałszywej religii. Gnozy zakładającej zmianę niedoskonałego człowieka – dziecka bożego, na idealnego. Właśnie ta podmiana, niedoskonałego człowieka na człowieka idealnego, jest cechą charakterystyczną wszystkich utopii, jakie od początku świata się zdarzyły. Socjalistycznej Polski Jarosława Kaczyńskiego również.
Kilka dni później napisałem tekst: 100 000 sprawiedliwych – na tyle obliczyłem liczbę potrzebnych do realizacji wizji Jarosława Kaczyńskiego ludzi Prawych i Sprawiedliwych – i zamknąłem temat. Jednak mój śp. Kolega uwierzył. Uwierzył, bo bardzo mu ta wizja pasowała. Zwłaszcza jego własna osoba w gronie uczciwych i kompetentnych, którzy przecież muszą z czegoś żyć, by poświęcać się dla idei, dla Polski. Uwierzył tym bardziej, że czego biznesowo nie dotknął w życiu, to spieprzył. A Jarosław Kaczyński już miał pieniądze.
To był pierwszy zaciąg Jarosława Kaczyńskiego do realizacji wizji prawej i sprawiedliwej Polski. Ten pierwszy zaciąg, niezbyt jeszcze liczny, zaczął rosnąć w siłę po zwycięskich wyborach roku 2005. Na chwilę, bo potem od 2007 były same klęski i odejścia najwierniejszych z wiernych ideowców, którzy musieli z czegoś żyć. Aż do kolejnego zwycięstwa w roku 2015. Od tej chwili zastępy prawych i sprawiedliwych, gotowych do poświęceń dla idei (za państwowe apanaże), urosły aż po horyzont.
Nie zostanie jednak nikt, jak nie został nikt po komunizmie (nie licząc paru sierot na śmietniku), gdy ta kolejna iluzja załamie się pod ciężarem życia. Pod takim samym ciężarem, pod jakim załamał się komunizm. Od czasu pandemii, której nie było, proces zaczął przyspieszać. Szlachetni działacze Prawa i Sprawiedliwości zobaczyli na własne oczy, że wcale nie trzeba oszczędzać, liczyć się z ekonomicznym rachunkiem, z pojęciem zysków i strat. A przede wszystkim z anachronicznym przekonaniem, że pieniądze nie biorą się znikąd.
Wystarczyło zmienić sposób księgowania, podjąć decyzję polityczną i proszę, mamy pieniądze. Skoro pieniądze biorą się z decyzji politycznej, to dlaczego oni sami nie mieliby skorzystać. I myślę, że poza zwykłym procesem degenerowania się ludzi zbyt długiej władzy, to jest główna przyczyna obecnego skoku na kasę „niczyją” dla siebie. A druga, równie banalna, wynika z sondaży – Prawo i Sprawiedliwość na 99% straci w październiku większość pozwalającą na samodzielne rządy. „Niczyją” kasą trzeba będzie się dzielić, a niekontrolowany dostęp do niej nie będzie już możliwy.
Musiałem tak długo poględzić, by samemu trochę zrozumieć😊
Biurokracja, której półtoramilionowy przyrost nastąpił po roku 1990, nie jest efektem ubocznym, przypadkową krostą na zdrowym ciele. Jest metodą.
Biurokracja partyjna wynika wprost z przyjętej w III RP metodzie zarządzania państwem. Tylko w tej grupie można było upchać nie tylko 10 000 uczciwych i kompetentnych działaczy PiS, ale też ich rodziny i znajomych oddanych sprawie, i działaczy innych partii i ich środowiska – 1,5 mln osób, mogących przynosić nam wszystkim zyski z uczciwej pracy, zamiast obecnego generowania strat.
Całkowity, szacunkowy koszt jaki stanowi ona dla Polski podałem przed dwoma tygodniami. Obciąża nas wszystkich kwotą 288 miliardów złotych rocznie. Co najmniej taką.
Zniszczenie tego systemu – układu, który trwa, jak to ładnie wyraziła senator PO – jest niezbędne dla Polski, jeżeli chcemy przetrwać i rozwijać się jako samodzielne państwo.
W jego utrzymanie angażują się, jak widzimy wraz ze wzrostem poparcia dla Konfederacji, wszyscy beneficjenci systemu III RP. Na czele z tymi, którzy doszli do władzy pod hasłem zastąpienia Ubekistanu (III RP) nową Polską, Prawą i Sprawiedliwą IV RP.
Jan Azja Kowalski
PS. Do wyborów parlamentarnych zostały 3 miesiące, w tym 1 miesiąc wakacji. Nie marnujmy czasu na szukanie lepszej niż Konfederacja alternatywy dla Układu. Raczej podpowiedzmy jej, co powinna poprawić. Za tydzień:)
Fot. CC BY 2.0 Kancelaria Sejmu / Aleksander Zieliński