Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego: Jego Wysokość Burmistrz i śmieciarka
W demokratycznych państwach wszystkie podatki zbiera się w gminie, a część przekazuje wyżej. Dlatego mieszkańcy gminy do zarządzania własnymi pieniędzmi wybierają odpowiednich ludzi – lokalnych liderów, dobrych organizatorów. W Polsce tak nie jest.
Ta historia zdarzyła się kilka dni temu. W miasteczku na południu Polski, którego nazwy ze względów procesowych nie wymienię. Podobnie jak nazwiska burmistrza i śmieciarki – wagowej od śmieci, mojej koleżanki.
Od kilkudziesięciu lat znam też Burmistrza, to znaczy byłego burmistrza. Na użytek tekstu niech to będzie Wojtek Lubań. Poznałem go w akademiku, a wcześniej zobaczyłem na nim. Chodził po balkonach pomiędzy piętrami za nic mając prawo grawitacji. To był naprawdę sympatyczny chłopak. Ale, oddajmy głos mojej koleżance, wagowej od śmieci.
– Przed południem przyjechał Lubań. Wiadomo, że go poznałam, był naszym burmistrzem, i mówi: co mam z tym zrobić? To ja mówię: proszę mi dać swój dowód i wjechać na wagę. Tylko się uśmiechnął i podał dowód. Proszę wjechać na wagę. Wjechał. Co tam pan ma? – zapytałam. – Gruz, metal, styropian, takie tam – odpowiedział. To proszę wywalić gruz i wrócić do mnie na wagę – powiedziałam. Znowu się uśmiechnął. Podjechał do gruzu i wywalił wszystko. Myślałam, że przynajmniej wjedzie na wagę, ale gdzie tam, zawrócił i przejechał koło wagi. Nawet się nie obejrzał.
Matko, pomyślałam, co ja mam teraz zrobić, kilogramy mi się nie zgodzą. Na szczęście podjechał znajomy podobnym samochodem, to go zważyłam i tak udało się rozpisać śmieci burmistrza Lubania.
– Czemu nie zadzwoniłaś do kierownika, albo do obecnego burmistrza?
– No co ty, przecież oni wszyscy się znają, jeszcze by mnie zwolnili.
Czy w innych miasteczkach jest inaczej? Śmiem wątpić. Tak właśnie wygląda Polska Samorządowa, z której cała obecna klasa polityczna jest dumna. Z Wojtka Lubania na pewno. Najpierw, zaraz po studiach, zatrudnił się w szkole. Razem z żoną, też nauczycielką, ledwo wiązali koniec z końcem, a dzieci rosły. Musiał szukać miejsca gdzie indziej. Jako, że niczego nie umiał, poszedł do polityki. Tak związał się z Prawem i Sprawiedliwością. Został nawet starostą. A potem miał zostać wojewodą. Partia odwołała jego mianowanie w drodze do Warszawy. Tego nie mógł znieść i przeniósł się do Platformy Obywatelskiej. Z ramienia tej partii był burmistrzem, a potem jednym z dyrektorów państwowej spółki. Jest nim do dziś.
Jaki ma dziś majątek, ile mieszkań, nie wiem. Wiem, że obecny burmistrz ma ich już 10 (słownie: dziesięć). Dlatego sugestie naszego autora, MTC, że to politycy szczebla państwowego, że to posłowie tworzą Koalicję Deweloperską, są zdecydowanie za lekkie.
Polityk, który w państwie demokratycznym zachowywałby się tak, jak były burmistrz Wojtek Lubań, byłby skończony. Jednak my nie żyjemy w państwie demokratycznym. Żyjemy w atrapie państwa, jaką zaprojektował generał Kiszczak. Dlatego Wojtek Lubań i jemu podobni są panami, władcami tego państwa i władcami nas, niewolników.
Prześledźmy drogę ich kariery. Najpierw łaszą się do partyjnego szefa, żeby otrzymać nominację na kandydata. Następnie wykazują miejscowej ludności, że dużo mogą, bo znają lidera (pokazują uścisk dłoni na wspólnym zdjęciu). Miejscowa ludność głosuje na nich, bo znają szefa w Warszawie. Dzięki temu może załatwi dofinansowanie w Centrali, może powstanie most na rzece albo żłobek. I wybierają takich jak Wojtek Lubań.
Co dzieje się później? Nowo wybrani „samorządowcy” zaczynają budowanie swojego wpływu w terenie. Zatrudniają swoich znajomych na nowe stanowiska w gminie, na dyrektorów szkół i innych placówek. Tworzą siatkę korupcyjnej zależności. Dzięki niej są wybierani na kolejne kadencje. Dlaczego by mieli tego nie robić, skoro wydają pieniądze przyznawane przez budżet centralny, a „nie własne”.
Wiele razy o tym pisałem, zatem powtórzę, to sposób zbierania pieniędzy decyduje o wszystkim. O tym czy żyjemy w państwie obywatelskim czy w jego atrapie. Jedynym sposobem zmiany patologii, również samorządowej, zaprojektowanej przez generała Kiszczaka i jego ludzi, jest zmiana systemu zbierania podatków.
W normalnych demokratycznych państwach wszystkie podatki zbiera się w gminie i określoną procentowo część przekazuje wyżej, do województwa i budżetu centralnego. Dlatego mieszkańcy gminy do zarządzania własnymi pieniędzmi wybierają odpowiednich ludzi – lokalnych liderów, dobrych zarządców, dobrych gospodarzy. Świadomość, że w gminnej kasie znajdują się ich pieniądze jest najmocniejszą gwarancją dobrego wyboru burmistrza lub wójta. Jeżeli źle wybiorą, to ich własne pieniądze są marnowane. Nikt tego nie lubi.
W Polsce tak nie jest. Dlatego mądro-głupie apele naszej inteligencji, żeby wybierać odpowiednich kandydatów, są w tym kontekście najwyżej śmieszne. Jeżeli nie zmienimy Kiszczakowej atrapy państwa demokratycznego, jaką wzorem Potiomkina ustanowił nam nad Wisłą i jej dopływami, to nic się nie zmieni. Będziemy okradani i oszukiwani za własne ciężko zarabiane pieniądze przez darmozjadów, którzy nami gardzą.
Jan Azja Kowalski
PS. Nie mieszkam w tym miasteczku, dlatego nie bałem się tego wszystkiego napisać😉
Image by Pere Serrat from Pixabay