Europa nie jest dobrą ochroną

W Europie widać już wyraźne podziały, jakie wywołane zostały, kiedy do gry wrócił Donald Trump, a są one spowodowane zarówno kwestiami gospodarczymi, jak i obronnością, na której dzisiaj się skupię.
Wspomnę jednak o ekonomii, bo Unia Unią, ale Irlandia tej trochę nie dowierza i na własną rękę próbuje ugłaskać na wszelkie sposoby Trumpa, by nie zostać rzuconą na pastwę Brukseli, a ta jak wiadomo jest centrum zdurnowacenia i przeżarta bezsensownością zarządzania. Z gospodarką USA chcą też współpracować jeszcze Węgry, a właściwie na tym kończą się próby inteligentnego rozwiązania sporu handlowego ze Stanami.
Jest jednak kwestia ważniejsza, która również w doskonały sposób pokazuje, jak bardzo nie wierzy się tzw. potęgom militarnym w Europie, więc np. Francji i Niemcom, a wciąż uważają się za policjantów kontynentu i chciałyby w przyszłości przewodzić obronności całej zdezelowanej Unii Europejskiej.
Zacznijmy jednak od samego początku, bo przecież pomysł europejskiego NATO nie wziął się znikąd i stał odpowiedzią na słowa Donald Trumpa, że albo Europa uzyska zdolność obronną i będzie przekazywać odpowiednie środki na funkcjonowanie NATO, albo Stany wyjdą z Sojuszu, bo nie chce się im pilnować porządku na całym świecie. Można tę zapowiedź rozpatrywać wielokierunkowo, jednak trzeba też przyznać rację Trumpowi, który stwierdził, iż nie można przez cały czas liczyć na czyjąś pomoc, samemu nie wkładając do wspólnego kociołka nic lub jedynie jakieś ochłapy.
To właśnie poruszyło, a może bardziej przestraszyło Europę, bo strasząc inwazją Rosji na tę krainę szczęścia i dobrobytu wszelkiego, uznała, że musi się umieć obronić, więc zbuduje sobie NATO bez Stanów Zjednoczonych i da radę każdemu wrogowi, jaki stanie u jej bram.
Zdolność, o której mowa Europa osiągnie za circa 5 do 10 lat, o ile w ogóle, więc należało też zmienić nieco wytyczne dla dziennikarzy, którzy mają straszyć Europejczyków wojną z krwiożerczą Rosją. Całkiem niedawno mówiło się, że w 2028 roku Rosja będzie chciała rozpocząć wojnę z Europą, tę wchłonąć, jak już zniszczy bufor w postaci Ukrainy.
Dla tych, którzy zapomnieli już z geografii, Polska, czyli kraj unijny graniczy od paru lat z Federacją Rosyjską, a wystarczy udać się na Mazury i przejść kawałek na północ, by zobaczyć Obwód Kaliningradzki, czyli rosyjską enklawę tuż i bram państw NATO i samej Unii niezwykle Europejskiej. Jakby tego było mało, to parę ładnych kilometrów zajmuje na wschodzie granica z Białorusią, a to przecież rosyjskie włości, więc ta Ukraina wydaje się takim trochę słabym buforem i to od początku wojny.
Nie przeszkadza to jednak ogłupionym społeczeństwom wmawiać, że Putin pożre Europę, więc trzeba się zbroić, budować unijną armię i wycelować cały arsenał atomowy w Federację. To mówią państwa mieniące się potęgami militarnymi w Europie, które mają po kilka rakiet atomowych, psujący się sprzęt wojskowy i nieprzeszkolone zastępy nieudaczników, a nazywanych dla niepoznaki nowymi pokoleniami Europejczyków.
I tu właśnie pojawia się klin, jaki wbija w tę radosną twórczość i ideologię obronną część krajów, a zauważyły, jak zrobiła to Irlandia w kwestii gospodarczej, że Unia Europejska oprócz gadania nie potrafi nic innego zrobić. Tym samym Polska, państwa bałtyckie, czyli Litwa, Łotwa i Estonia, a dołączyła do tego Rumunia, orzekły, że jednak wolą ochrony Stanów Zjednoczonych, niż domniemanego wsparcia militarnego Europy. Wszystkie te państwa powiedziały, iż bardziej zainteresowane są sojuszem militarnym z USA i to niezależnie od tego, co stanie się z NATO.
Z kolei Wielka Brytania, Francja i Niemcy na kolejnym szczycie NATO chcą przedstawić USA plan budowania potęgi Europy, ale już bez Stanów Zjednoczonych.
Polska i Rumunia odmówiły nawet oficjalnie udziału w tych rozmowach, jakie planowane są na czerwiec, a dzieje się to prawdopodobnie z obawy, iż przez pewien okres mogłyby zostać całkowicie pozbawione wsparcia militarnego państw trzecich. Wydaje się też, że niedawna jeszcze komitywa Polski z Francją, właśnie dobiega końca i w rachunku końcowym władzom kraju nad Wisłą wyszło, że lepiej jednak pozostać pod parasolem USA. Co ciekawe, może być to także wstęp do normalizacji stosunków gospodarczych z USA, więc cła nie będą tak dotkliwe dla Polski, która zadeklaruje współpracę militarną ze Stanami.
Podobnie jest w krajach bałtyckich, które postawiły na Amerykę, więc z nią chcą prowadzić negocjacje o utrzymaniu paktów wojskowych. Rumunia z kolei jednoznacznie odrzuciła proponowane przez Francję rozwiązania i tamtejszy rząd formalnie odmówił wprowadzeniu zmian w Pakcie, więc też chce amerykańskiej ochrony.
Nie można też wykluczyć, że za chwilę o podobnych decyzjach poinformują kolejne państwa z dawnego bloku wschodniego, a nawet Grecja, która nieśmiało sugeruje, że jednak w chwili zagrożenia, lepiej czuć się będzie u boku Ameryki.
Z tego wynika, że będziemy mieli, choć teraz w sferze przypuszczeń podział militarny Europy i większość państw byłego bloku socjalistycznego pozostanie militarnie przy USA, a tzw. stara Unia Europejska utworzy swój własny blok obronny. Należy tu jeszcze zauważyć, iż taki podział wojskowy, będzie miał potencjał podzielenia politycznego i ekonomicznego Europy, więc doprowadzi do podziału Unii Europejskiej, a wówczas należałoby zastanowić się, czy inicjatywa Trójmorza, czyli międzynarodowa współpraca gospodarczo-polityczna skupiająca 13 państw Unii Europejskiej położonych w pobliżu mórz Bałtyckiego, Czarnego i Adriatyckiego, nie będzie lepszą alternatywą od Unii Europejskiej.
W takim scenariuszu Intermarium mogłoby związać się silnie z gospodarką USA i pokazać UE środkowy palec.
Tak na marginesie, kiedy Stany i Rosja zakończą już podział Ukrainy, czy tam rozmowy pokojowe, to nieformalnie, ale Polska graniczyć będzie z USA.
Bogdan Feręc
Photo by Tahmeed Ahmad on Unsplash