Odpowiedź jest prosta, więc chodzi o zapowiedzi Wielkiej Brytanii, która już teraz przekonuje swoich mieszkańców, że może nie jesienią, ale zimą to prąd może być racjonowany.
Żeby to wszystko jednak zrozumieć, więc wpływ Zjednoczonego Królestwa na Republikę, trzeba przypomnieć sobie, że całkiem duże ilości energii elektrycznej i gazu docierają tu właśnie z Irlandii Północnej i z sąsiedniej wyspy.
Skoro jednak gabinet Wielkiej Brytanii, jak donosi Radio Wnet, namawia mieszkańców, żeby zaczęli oszczędzać prąd, bo będzie go brakować w szczytach energetycznych i okresie grzewczym, to można zapytać: – Jak zachowa się wobec swoich odbiorców zagranicznych?
O ile nowym premierem zostanie Liz Truss, która nawiasem mówiąc, jako żywo wydaje się powieleniem Borisa Johnsona, chociaż niekiedy w wersji soft, to raczej postawi na zapewnienie odpowiednich dostaw prądu oraz gazu dla Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, nie zwracając uwagi na Republikę Irlandii. Podobnie, chociaż nieco mniej zagrożeń będzie w przypadku, gdy tekę pierwszego ministra otrzyma z rąk królowej Elżbiety II Rishi Sunak, chociaż i tu nikt nie zapewni mieszkańców Zielonej Wyspy, iż nie zadecyduje on ze swoim gabinetem, iż wstrzymuje okresowo zagraniczną sprzedaż prądu i gazu.
W obu przypadkach stajemy pod ścianą, więc brak prądu będzie w Republice coraz bardziej realny, a po wtóre, może brakować gazu dla tutejszych wytwórców prądu, ale i dla odbiorców indywidualnych.
Sytuacja zaczyna wyglądać więc dla mieszkańców Irlandii na nieciekawą, a wszystko zacznie się ujawniać wraz z nadejściem pierwszych chłodów, bo wtedy skokowo wzrośnie pobór prądu i zużywać się będzie znacznie więcej gazu.
Rząd w Dublinie, nie będzie się też musiał już wtedy chwalić, że z Federacji Rosyjskiej kupuje, czy też kupował zaledwie 3% całego zużywanego na wyspie gazu, bo to nic nie zmieni w sytuacji, w jakiej znajdziemy się wszyscy.
Bogdan Feręc