Czy wiedzą, co robią?
W Irlandii głośno jest obecnie o wizycie tutejszych polityków w Korei Północnej, gdzie premier i ministrowie starali się uzyskać lukratywne kontrakty dla wyspy.
Dużo mówi się na spotkaniach o wymianie towarowej, ale też myśli technicznej i w dziedzinie nauki, ale jednym z tematów przewodnich stała się sprawa irlandzkiej, nawiasem mówiąc, doskonałej jakości wołowiny. Gabinet już przed wyjazdem do tej lepszej Korei swoich ministrów przedsiębiorczości, rolnictwa i szkolnictwa wyższego zapowiadał, że należy nawiązywać szerokie kontakty, aby wspierać tutejszy przemysł i rolnictwo.
Jak powiedzieli, tak zrobili i negocjują, żeby mięso wołowe, w znacznie większej ilości niż jest to do tej pory, trafiało na południowokoreański rynek.
To akurat może się udać, bo przecież i Seul ma coś do ugrania, a chciałby szerzej reprezentować swoje interesy w Unii Europejskiej, więc Irlandia może być do tego doskonałą bramą wjazdową.
Niestety na horyzoncie pojawiają się pewne trudności, a może niezręczność sytuacji, która staje w sprzeczności z wymysłami Brukseli. Do niedawna bardzo skrycie, a obecnie już oficjalnie urzędnicy Unii Europejskiej mówią, że bydło jest zagrożeniem dla środowiska, więc należy zmniejszyć jego pogłowie. Mieli oczywiście na myśli krowy, żeby nie było niedomówień, bo o zmniejszeniu liczebności mieszkańców UE, jeszcze nie mówią – słowo jeszcze podkreślam.
Wielokrotnie było nam już dane słuchać unijnych wypowiedzi, że najbardziej emisyjnym sektorem rolnictwa jest przemysł związany z produkcją wołowiny, a i zmagamy się z tego powodu ze zmianami klimatycznymi. W konkluzjach unijnych tuzów dało się słyszeć, a jest to głos wyłącznie unijny, że należy zmniejszyć ilość krów w Europie, by można było odetchnąć świeżym powietrzem.
Tak dla przypomnienia dodam, że z krowami nie ma problemu Ameryka Południowa, bo ta zwiększa cały czas produkcję wołowiny, a i zdobywa coraz to nowe rynki zbytu. O ile UE pójdzie tą drogą, więc likwidacji bydła, amatorzy tego mięsa zaczną się zaopatrywać w to importowane z Ameryki, niech będzie, że Południowej, czyli Bruksela, co staje w przeciwieństwie do jej słów z lutego 2022 roku. Wówczas to Rosja napadła, jak ma zwyczaju, tym razem na Ukrainę i rozpoczęły się nasze problemy z zaopatrzeniem w paliwa kopalne. To jednak było wyłącznie powtórzenie jeszcze wcześniejszych opinii, albowiem w tzw. pandemii zamaskowane polityczne gęby powtarzały, że trzeba się uniezależnić od wpływów zewnętrznych i produkować wszystko na wewnętrznym rynku UE.
Pogadali, namieszali ludziom w głowach, a teraz zaczynają robić coś całkiem odwrotnego, niż drzewiej mawiali.
Wrócę jednak do clou felietonu, bo przecież zajmujemy się problematyką irlandzką, a to właśnie Zielona Wyspa zderzyć się może z Brukselą. Jak więc Dublin wytłumaczy przewrotność decyzji o zwiększeniu sprzedaży wołowiny na południowokoreański rynek, skoro działa wbrew zaleceniom UE?
O ile kontrakty zostaną podpisane, wielkość stad trzeba będzie zwiększyć. Jeżeli natomiast mięsa wołowego Irlandia ma w nadmiarze, wzrost eksportu stanie się impulsem do utrzymania pogłowia bydła na dotychczasowym poziomie. W każdym, przypadku Irlandia staje więc w kontrze do Unii Europejskiej i wbrew twierdzeniom, że klimat uratuje tylko niejedzenie mięsa, głównie wołowego.
A ja nic nie robiąc sobie z tych wszystkich ekologicznych dyrdymałów, zjadłem w niedzielę cudownie przyrumieniony stek z irlandzkiej krowy rasy Limousine, albowiem robakiem się brzydzę i do ust nie biorę. I co mi Unio zrobisz?
Bogdan Feręc
Photo by Jacinto Diego on Unsplash