Czy Donald Trump rozwiąże problemy mieszkaniowe Irlandii?

Wydawać się może, że nie ma to najmniejszego związku, ale gdyby się nad tym głębiej zastanowić, sprawa zaczyna wyglądać całkiem inaczej, czyli pomocną dłoń ku irlandzkiemu kryzysowi wyciągnie właśnie 47. prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki.
Od lat wiadomo, że Irlandia przyciąga do siebie ludzi z Europy, Afryki, a nawet Azji, którzy chcą się tutaj osiedlić, a kolejne ekipy rządzące nie stawiają przeszkód, o ile jest się osobą chcącą wnieść do tutejszej gospodarki swój wkład. Z perspektywy gabinetu każde dodatkowe ręce do pracy na wyspie to zysk, bo te zaczynają płacić podatki i Skarb Państwa zaczyna puchnąć od podatkowych euro.
Na tym kończy się rola rządu, bo nie martwi się, że akurat przybysze z połowy ziemskiego globu nie mają możliwości zamieszkania w godnych warunkach, a i muszą płacić za wynajęcie zawilgoconej klitki krocie, bo kasa ma się zgadzać, a nie fanaberie mieszkaniowe migrantów.
Przyjedzie taki z rodziną i zaraz zaczyna wymagać, bo z małżonką i dwojgiem dzieci chciałby zamieszkać w apartamencie z dwoma przynajmniej sypialniami albo dom sobie wymyśli do zamieszkania i jeszcze, żeby nie musiał całej pensji na czynsz wydawać. Są tacy, znam, ale to ich właśnie rząd nie myśli, bo skoro są, to niech sobie radzą i nikomu się gabinet wtrącać do życia nie będzie.
Taki sposób myślenia doprowadził właśnie do kryzysu mieszkaniowego, z jakim większa część mieszkańców Irlandii się zmaga, a nie do końca wiadomo, czy kraj sobie z tym poradzi…
Raczej nie i wskazują na to słowa najwyższych polityków w kraju, którzy zapowiadają, że okres hossy ekonomicznej na Zielonej Wyspie się kończy. Sugerują, ale coraz wyraźniej, że nie będą mieli pieniędzy na budowę nawet obecnie niewystarczającej ilości mieszkań, więc problemy z zakwaterowaniem będą się wyłącznie pogłębiać.
I tu, jak królik z kapelusza pojawia się osoba, która może tę sytuację mieszkaniową odmienić, więc uwolnić domy od lokatorów, bo nowych to jednak budować nie będzie.
Może to jest teza karkołomna, ale nie jest nieprawdopodobna, bo nałoży się na te złe zjawiska, jakie mają miejsce obecnie. W Irlandii mamy kryzys mieszkaniowy, rząd i Unia Europejska wysyłają sygnały, że za chwilę inflacja może ponownie zacząć nadwymiarowo wzrastać, więc o ile w tej chwili jest drogo, będzie jeszcze bardziej.
Do tego 2 kwietnia wejdą w życie cła, jakie na Unię Europejską nałoży administracja Donalda Trumpa, które odbiją się także na Irlandii. Na początku z niewielką siłą, ale w nadchodzącym tygodniu dowiemy się o kolejnych, a dotyczyć będą sektora farmaceutycznego i IT, więc obu, które są dla wyspy podstawą jej utrzymania i dobrobytu. Jeżeli cła będą miały duży wpływ na firmy z szeroko pojętego sektora farmaceutycznego, dojdzie do tego dodatkowe opodatkowanie branży technologicznej, konsekwencją jest wolniejsze lub szybsze zmniejszanie produkcji.
Nie ma też tu miejsca na gdybanie, bo niższa produkcja równa się redukcji miejsc pracy, a odrzucić trzeba słowa ministra finansów Paschala Donohoe, że nie utworzy się od 50 do 80 tysięcy nowych miejsc pracy. Będzie trochę inaczej i w mojej ocenie tyle, a może nawet więcej zostanie zlikwidowanych, więc całkiem dużo, a to oznacza, że miasto większe od Galway pójdzie na bruk.
Zwolnienia dotyczyć będą wszystkich, więc zarówno pracowników migracyjnych, jak i rodowitych mieszkańców wyspy, ale powiedzmy to sobie otwarcie, ludzi ci stracą źródła utrzymania. Dobrze, otrzymają zasiłki, Social Welfare pochyli się nad ich losem, ale pracy to jednak nie znajdą, bo wielotysięczne zwolnienia w omawianych sektorach pociągną za sobą zwolnienia u kooperantów, więc cała Irlandia pogrąży się w kryzysie zatrudnienia.
Jeżeli przyjrzeć się wysokości zasiłku dla poszukujących pracy, nie można powiedzieć, aby był on pozwalającym na godne życie, a już z całą pewnością nie pozwoli na wynajmowanie mieszkania i utrzymanie rodziny. Pół biedy, jeżeli pracę straci jeden członek rodziny, ale i w takim przypadku luksusów nie będzie.
Tym samym można wrócić do mojej pierwotnej tezy, że Trump wywoła zjawisko pojawiania się znacznie większej ilości mieszkań na rynku. Jest wielce prawdopodobne, że w takim przypadku, czyli znacznego zmniejszenia miejsc pracy w Irlandii, część, a w mojej ocenie spora część ludzi zacznie opuszczać wichrowe wzgórza Wicklow. Jednymi z pierwszych, jacy zdecydują się na taki krok, będą migranci zarobkowi, przede wszystkim ci, którzy zatrudniani byli w zawodach niskopłatnych. Następnie dołączą do tego pracownicy zamykanych fabryk, choć ci wciąż będą mieli nadzieję, że ich zapasy finansowe pomogą przetrwać najgorsze i koło fortuny ponownie się obróci.
Tak nie będzie, więc wyłącznie stracą zaskórniaki, jakie przez lata ciężkiej pracy odłożyli na kształcenie dzieci, zakup własnego domu, a może tylko na koleje wakacje.
Podobnie będzie się dziać z rodowitymi mieszkańcami wyspy, bo i oni mogą chcieć ruszyć w świat, kiedy okaże się, że ich własne państwo nie umiało w odpowiedni sposób zadbać o mieszkańców.
Będzie to kolejny „efekt Trumpa”, więc osoby opuszczające wyspę, zaczną zwalniać zajmowane mieszkania i sytuacja pod tym względem będzie się zmieniać. Oczywiście będzie to dużą pomocą dla osób zatrudnionych w sektorach, których kryzys celny nie dotknie albo będzie miał na te niewielki wpływ, bo wtedy może się okazać, że można znaleźć mieszkanie do wynajęcia stosunkowo szybko, a i koszt najmu nie będzie horrendalny.
Jak będzie? O tym przekonamy się już w tym roku i powiem, że chciałbym się mylić, a nikłą nadzieją są wizyty gospodarcze w USA, jakie na kwiecień zaplanowali niektórzy z ministrów irlandzkiego rządu.
Bogdan Feręc
Photo by Morgan Lane on Unsplash